Nabywca programu komputerowego ma prawo do jego dekompilacji w celu usunięcia błędów i nie narusza w ten sposób praw autorskich – uznał Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w wyroku ważnym nie tylko dla środowisk informatycznych.

Programy komputerowe są uznawane za utwory i dlatego w Polsce podlegają przepisom prawnoautorskim. Są to jednak utwory specyficzne, dlatego też na poziomie unijnym dedykowano im odrębną dyrektywę w sprawie ochrony prawnej programów komputerowych (91/250/EWG). Reguluje ona szereg aspektów technologicznych związanych z korzystaniem z oprogramowania, w tym również jego ewentualną dekompilację. Nabywca programu nie ma bowiem zazwyczaj dostępu do jego kodu źródłowego. Dostaje go w formie kodu maszynowego. Żeby coś w nim zmienić, konieczna jest jego dekompilacja. Pytanie jednak, kiedy jest ona prawnie dopuszczalna.
Problem taki pojawił się przed belgijskim sądem. Jeden z tamtejszych urzędów centralnych kupił licencję na specjalistyczne oprogramowanie. Problem w tym, że zawierało ono błędy, które powodowały blokadę funkcjonowania niektórych elementów systemu. Dlatego też urząd zdekompilował oprogramowanie i poprawił jego kod. Dostawca systemu uznał to za bezprawną ingerencję w jego prawa wyłączne i wniósł pozew o odszkodowanie. Sąd drugiej instancji skierował dwa pytania prejudycjalne do TSUE.
Wskazana dyrektywa w art. 6 wspomina o możliwości dekompilacji programu bez zgody jego autorów, ale tylko wówczas, gdy jest to niezbędne do osiągnięcia interoperacyjności z innym oprogramowaniem i po spełnieniu dodatkowych warunków. W sprawie toczącej się przed belgijskimi sądami nie chodziło zaś o wspomnianą interoperacyjność, tylko o błąd. Nabywca najpierw prowadził korespondencję z twórcami programu, prosząc, by to oni go usunęli. Gdy nie doczekał się reakcji, sam przeprowadził dekompilację, a następnie wyłączył jedną z funkcji oprogramowania, która powodowała jego wadliwe działanie.
O prawie do naprawienia błędu mówi art. 5. Ten z kolei odsyła do art. 4 lit. a i b wymieniającego czynności zastrzeżone, których normalnie nie można wykonywać bez zgody twórców oprogramowania, chyba że są one niezbędne do naprawienia błędu. Wśród nich mowa jest m.in. o powieleniu kodu programu czy jego translacji. Przepisy te nie wspominają natomiast w żaden sposób o dekompilacji, której dedykowano odrębny art. 6 dyrektywy.
Mimo tego TSUE uznał, że dekompilacja w celu naprawienia błędu jest dopuszczalna bez zgody uprawnionych twórców oprogramowania. Jest bowiem nierozerwalnie związana z powieleniem i translacją jego kodu. A te czynności, zgodnie z art. 5 dyrektywy, są prawnie dopuszczalne, o ile ich wykonanie jest niezbędne do używania programu.
„Wykładnię tę potwierdza brzmienie art. 6 ust. 1 dyrektywy, który – mimo że zgodnie ze swoim tytułem odnosi się do dekompilacji – nawiązuje wyraźnie do powielenia kodu i do translacji jego form w rozumieniu art. 4 lit. a) i b) tej dyrektywy. Wynika z tego, że pojęcie dekompilacji w rozumieniu tej dyrektywy rzeczywiście wchodzi w zakres praw wyłącznych autora programu komputerowego ustanowionych w tym ostatnim przepisie” – uzasadnił swój wyrok trybunał.
Firma, która stworzyła oprogramowanie, przekonywała, że art. 6 wprowadza jedyny wyjątek dotyczący dekompilacji i jest on ograniczony wyłącznie do sytuacji, gdy jest to niezbędne do osiągnięcia interoperacyjności. TSUE nie zgodził się z tą argumentacją. Jego zdaniem łączna lektura przepisów, w tym także motywów dyrektywy, nie daje podstaw do takiej wykładni. Prawodawcy chodziło bardziej o wyodrębnienie w osobnym przepisie kwestii interoperacyjności niż o ograniczenie możliwości dekompilacji. Bez niej bowiem uprawnienie do naprawiania błędów, przyznane wprost w innym przepisie, pozostawałoby często iluzoryczne.

orzecznictwo

Wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 6 października 2021 r. w sprawie C-13/20 www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia