Medium przejęte przez Elona Muska i przemianowane na X staje się coraz ważniejsze nie tylko jako źródło informacji, ale też wpływania na politykę. Jedną z pierwszych decyzji miliardera jako nowego właściciela było przywrócenie zawieszonego wcześniej konta Donalda Trumpa.
Ostatnio opublikował tam własny wywiad z polityczką niemieckiej AfD Alice Weidel. Wywołało to gigantyczne kontrowersje w Europie. Do tego stopnia, że - według informacji „Politico” – rozmowę miało później analizować 150 urzędników Komisji Europejskiej. Działanie platformy jest zresztą pod szczególnym nadzorem KE.
Komisja wszczęła przeciwko platformie należącej do Elona Muska postępowanie. Zarzuty? Naruszenie unijnego prawa dotyczącego usług cyfrowych (DSA). KE monitoruje również możliwość ingerencji Muska w nadchodzące wybory w Niemczech, co wzbudza obawy o neutralność algorytmów platformy.
Na pytanie, jaki los powinien spotkać platformę odpowiadali goście Debaty DGP. Krzysztof Izdebski, członek zarządu Fundacji Batorego ds. rzecznictwa, zwrócił uwagę na konieczność stworzenia takich regulacji, które zmuszą firmy do odpowiedzialności. – Definiowanie ich jako media czy włączenie w ten zakres odpowiedzialności dla mnie byłby interesującym rozwiązaniem, bo całkowicie zmieniłby zasady gry. Przepisy o radiofonii i telewizji na przykład określają, gdzie ma być siedziba podmiotu, który ma koncesję. Nie mamy tego typu przepisów dotyczących tego, gdzie ma być siedziba podmiotu, np. platformy X, która ma wpływ na użytkowników w naszym kraju. A może takie przepisy byłyby możliwe? – zastanawiał się.
Katarzyna Kozłowska, ekspertka ds. rynku medialnego i była redaktorka naczelna dziennika „Fakt” przekonywała, że X to z jednej strony narzędzie, które umożliwia większą egalitarność informacji i szerszy dostęp do wiedzy. Z drugiej jednak – zaczyna spełniać funkcje takie jak tradycyjny wydawca, bo algorytmy decydują o tym, co będzie widoczne dla użytkowników a co nie. Taką rolę pełniły kiedyś redakcyjne kolegia. – Czy taką platformę X można nazwać redakcją? – zastanawiała się.
- Uważam, że te platformy również stosują mechanizmy selekcji treści, ale w inny sposób – poprzez algorytmy. Te algorytmy, choć stworzone przez ludzi, działają jako nieludzcy aktorzy, którzy decydują o zasięgu tweetów czy postów – mówiła i przypomniała, że biorą pod uwagę wiele czynników. - To pokazuje, że władza algorytmów staje się nowym wymiarem w dyskusji o wolności słowa i rzetelności informacji w erze cyfrowej. Może w przyszłości należy stworzyć specjalny katalog platform kształtowania opinii – dodała.
Bartłomiej Michałowski, członek zarządu Instytutu Sobieskiego zastanawiał się, czy media społecznościowe nie mają takiej rangi jak… wodociągi i dostawcy energii. - W raporcie, który w grupie czterech think tanków przygotowywaliśmy w ramach zainicjowanej przez prezydenta Macrona debaty o przyszłości Europy, doszliśmy do wniosku, że potrzebne jest określenie bardzo poważne i jasne, jaki jest status mediów społecznościowych. Czy to dostawcy infrastruktury krytycznej? – mówił i przypomniał, że polskie władze od dawna korzystają z platform jako miejsca publikowania informacji.