Sąd Najwyższy przyjął wniosek kasacyjny w głośnej sprawie „nabitych”. Oznacza to, że szampany co prawda nadal mogą się mrozić, lecz na ostateczną radość jeszcze za wcześnie.
Jak należy rozumieć przyjęcie wniosku kasacyjnego? W skrócie: że został on poprawnie sporządzony oraz jest w dostatecznym stopniu umotywowany. Dopiero następnym etapem będzie merytoryczne zajęcie się sprawą. To nastąpi najprawdopodobniej za kilka miesięcy.
- Na etapie przyjmowania sprawy do rozpoznania w postępowaniu kasacyjnym Sąd Najwyższy nie zajmuje w żadnym zakresie stanowiska odnośnie do zasadności skargi. Dlatego przyjęcie sprawy do rozpoznania nie daje jeszcze żadnych podstaw do oceny szans uwzględnienia lub oddalenia skargi - potwierdza adwokat Iwo Gabrysiak, partner w kancelarii Wierzbowski Eversheds, pełnomocnik grupy 1247 konsumentów w postępowaniu grupowym przeciwko mBankowi.
Warto przypomnieć, że ponad 1200 osób wygrało z bankiem sprawę w ramach postępowania grupowego. Zdaniem wielu była to bardzo istotna wskazówka dla wszystkich konsumentów oraz przedsiębiorców: da się walczyć z korporacjami poprzez pozwy zbiorowe.
Wartość sporu wynosi ok. 7 mln zł. O pieniądze konsumenci walczą od 3 lat.
Chodzi o zawarcie w umowach klauzul, które pozwalały bankowi zbyt swobodnie kształtować oprocentowanie kredytu: podwyższać w razie złej sytuacji ekonomicznej na rynku, ale nie obniżać, gdy ta się poprawiała.
Sądy do tej pory przyznawały rację „nabitym”. Jednak, na skutek przyjęcia wniosku przez Sąd Najwyższy, na ostateczny sukces przyjdzie poczekać. SN może również uchylić zaskarżone orzeczenie. To by oznaczało, że na końcowe rozstrzygnięcie poczekamy jeszcze w najlepszym razie kilka lat.
- Wszystkie te sprawy to jednak tak naprawdę jedynie rozgrzewka i lekkie potyczki – prawdziwa wojna jest tuż przed nami – deklarują „nabici” w kontekście kolejnych przygotowanych pozwów zbiorowych dotyczących nieprawidłowości związanych z udzielaniem kredytów denominowanych we franku szwajcarskim.