Pojawiają się opłaty od wysokich sald na rachunkach walutowych.

„Przez wiele lat nie zmienialiśmy stawek opłat i prowizji. W tym samym okresie obserwowaliśmy znaczący wzrost cen towarów i usług (inflacja). Na przestrzeni czasu istotnie wzrosły też koszty, które ponosimy w związku ze świadczeniem usług na rzecz naszych klientów. To wszystko łącznie ma znaczący wpływ na naszą działalność, a co za tym idzie, na możliwość dalszego rozwoju produktów i usług. Dlatego zdecydowaliśmy się podnieść część opłat” – taką informację przekazał właśnie Bank Pekao, drugi gracz na naszym rynku.
Wśród modyfikacji cennika, na jaką się zdecydował, zwraca uwagę opłata za prowadzenie kont walutowych. Nie jest to ujemne oprocentowanie, o którym dyskutuje środowisko bankowe, ale efekt dla klienta jest podobny. Opłata będzie pobierana od posiadaczy kont w euro i we frankach szwajcarskich, ale w zróżnicowanej wysokości i nie od wszystkich. Do 20 tys. euro lub franków będzie zerowa, przy saldzie wynoszącym mniej niż 50 tys. jednostek danej waluty wyniesie 15 euro bądź franków, jeśli na koncie będzie mniej niż 100 tys. jednostek waluty, opłata wzrośnie do 30 euro lub franków. Przy saldzie przekraczającym pół miliona franków bądź euro opłata wyniesie 200 franków/euro.
Taryfa w Pekao zmieni się z początkiem września. – Mamy ponad milion kont walutowych, z czego ok. 2 proc. ma salda powyżej 20 tys. euro lub franków – informuje Paweł Jurek, rzecznik Pekao.
W strefie euro stopa depozytowa – określająca oprocentowanie nadwyżek lokowanych przez banki komercyjne w Europejskim Banku Centralnym – wynosi minus 0,5 proc. Jej odpowiednik w Szwajcarii to minus 0,75 proc. Jeśli swoje stopy obniżyłyby poniżej zera banki centralne w Stanach Zjednoczonych lub Wielkiej Brytanii, to i konta w dolarach i funtach byłyby w Pekao obciążone opłatą. Zwalniają z niej przelewy wewnętrzne wychodzące lub przychodzące na konto w danej walucie na kwotę co najmniej tysiąca jej jednostek. W tej sytuacji bank zarobi na przewalutowaniu.
Pekao nie jest jedyną instytucją, która wprowadza tego typu rozwiązania. W Banku Handlowym (Citibanku) dla rachunków otwieranych od sierpnia ub.r. przy rosnących saldach kont w euro pojawia się coraz wyższa opłata za prowadzenie subkonta walutowego. Przy średnim saldzie przekraczającym 100 tys. euro opłata wynosi 180 zł. Od połowy czerwca pojawi się prowizja za prowadzenie rachunku w mniej popularnych walutach, takich jak dolar australijski bądź kanadyjski, korona norweska, duńska bądź czeska, forint czy rubel. Wyniesie 15 zł miesięcznie.
U innych konkurentów dominuje zasada, że opłaty są pobierane za konta z niewielkimi saldami.
„Ujemne oprocentowanie” z czasem może dotknąć również depozytów w złotych (w niektórych bankach istnieją opłaty za prowadzenie kont oszczędnościowych). Jak argumentują bankowcy, połączenie obecnych stóp Narodowego Banku Polskiego (stopa depozytowa jest na poziomie zero, stopa, po której banki lokują nadwyżki na cotygodniowych przetargach bonów pieniężnych wynosi 0,1 proc.) i podatku bankowego (0,44 proc. w skali roku) powoduje, że depozyty przynoszą instytucjom finansowym straty.
Stanowczy sprzeciw wobec „ujemnego oprocentowania” zgłaszają Jacek Jastrzębski, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, i Tomasz Chróstny, prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. „Korzystanie z cudzego kapitału z założenia nie jest darmowe. Podejście takie powinno jednak znajdować zastosowanie także w relacjach z klientami depozytowymi” – argumentował szef KNF w niedawnym tekście dla DGP („Nie” nadzoru dla „ujemnego oprocentowania”, DGP z 22 kwietnia 2021 r.).
Jak wynika z opublikowanych we wtorek danych NBP, oszczędności gospodarstw domowych zgromadzone w bankach wynosiły w końcu kwietnia niemal 1,03 mld zł. W ciągu ostatnich 12 miesięcy zwiększyły się o 84,4 mld zł. W ogólnej kwocie oszczędności 101,6 mld zł to depozyty walutowe. One urosły w ciągu minionego roku o ponad 11 mld zł.
Jednym ze źródeł wzrostu dochodów banków pod koniec ubiegłego roku było nakładanie opłat od wysokich sald na złotowych rachunkach przedsiębiorstw. ©℗