Jak na tyle tygodni przygotowań kluczowa reforma zawiera mało szczegółów. Plan wspierania dostępu do własnego mieszkania nie jest tu wyjątkiem. Mamy nośne hasła gwarantowania lub nawet spłacania wkładu własnego do kredytów, deklaracje o szczególnym wsparciu rodzin wielodzietnych, padają nawet kwoty, które mają stworzyć pozór szczegółowości, ale im dalej w ten las, tym więcej drzew, co sprawia, że trudno o jednoznaczną analizę zaproponowanych rozwiązań.
Jak na tyle tygodni przygotowań kluczowa reforma zawiera mało szczegółów. Plan wspierania dostępu do własnego mieszkania nie jest tu wyjątkiem. Mamy nośne hasła gwarantowania lub nawet spłacania wkładu własnego do kredytów, deklaracje o szczególnym wsparciu rodzin wielodzietnych, padają nawet kwoty, które mają stworzyć pozór szczegółowości, ale im dalej w ten las, tym więcej drzew, co sprawia, że trudno o jednoznaczną analizę zaproponowanych rozwiązań.
Zacznijmy od tego, kto ma być beneficjentem programu. Czy są to wszyscy Polacy w wieku 20–40 lat, jak interpretują sobotnie wypowiedzi prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego niektórzy analitycy, czy też raczej tylko małżeństwa z dziećmi, co wynika z zapisów z dokumentu. Ostatecznie mowa w nim o tym, że z programu „Mieszkanie bez wkładu własnego” skorzysta 80 tys. rodzin rocznie. A program sprowadza się do tego, że „wkład własny dla polskich rodzin gwarantowany, zapewniany lub spłacany przez państwo, rozwiąże najważniejszy problem młodych rodzin oraz rodzin wielodzietnych, czyli posiadanie własnego mieszkania”.
Inny duży znak zapytania: co ze zdolnością kredytową osób, które mogłyby załapać się na gwarancję wkładu czy dopłaty do kredytów? Sam wkład własny to przecież nie wszystko, trzeba mieć jeszcze odpowiednio wysoki dochód na osobę, żeby móc się ubiegać o kredyt. Owszem, program zakłada dopłaty dla rodzin wielodzietnych, ale nie ma pewności, jak do nich podejdą banki. Ostatecznie wpływów z „500 plus” nie uwzględniały przy wyliczaniu zdolności kredytów, traktując je jako dochód tymczasowy.
Kolejna wątpliwość: jeśli program ma otwierać drogę do kredytu osobom, które normalnie by go dziś nie dostały, to moment na uruchomienie wsparcia nie jest najlepszy. Mamy rekordowo niskie stopy procentowe. Co się stanie, gdy oprocentowanie kredytu wzrośnie, a przez to zwiększą się raty? Czy rodzina, która dostała kredyt tylko dzięki rządowym gwarancjom, będzie w stanie go spłacać?
No i najważniejsze: czy w sytuacji, w której ceny mieszkań idą w górę ze względu na rosnący popyt przy ciągle ograniczonej podaży, potrzebny jest program wspierający ten popyt? W takim układzie poza rodzinami beneficjentami będą deweloperzy i banki. Dla osób, które nie załapią się na program, to zła wiadomość. Zwłaszcza dla tych, którzy są na granicy zdolności kredytowej i latami ciułają na wkład własny. Oni mogą zostać wykluczeni z rynku. Co prawda przed wzrostem cen ma zabezpieczać ustalenie górnych limitów, ale z poprzednich programów wspierania mieszkalnictwa wiemy, że taki limit łatwo obejść.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama