Przyjrzyjmy się temu, jak – w świetle wyroku TSUE – sprawy sądowe wytaczane przez kredytobiorców walutowych, którzy pozwali banki i wygrali (nazwijmy ich „fartownymi frankowiczami”), wpłyną na klientów, którzy zaciągnęli kredyty hipoteczne w złotówkach („złotówkowiczów”) oraz na tych kredytobiorców frankowych, którzy nie wytoczyli spraw bankom albo je przegrali (czyli dla uproszczenia „niefartownych frankowiczów”). Przeanalizujmy to z perspektywy konstytucyjnej zasady równości wobec prawa.
Z wyroku TSUE wynika, że jeśli klauzula indeksacyjna jest abuzywna, to sąd może stosować dalej umowę bez niej, czyli z kredytem w złotówkach, ale oprocentowaniem jak we frankach, albo unieważnić całą umowę, co powoduje obowiązek zwrotu przez kredytobiorcę nominału kredytu (chyba że skutecznie powoła zarzut przedawnienia roszczenia banku), ale nie upoważnia banku do żądania odsetek.
Przeanalizujmy sytuację pięciorga osób, które w listopadzie 2008 r. zaciągnęły kredyt 100 tys. zł na 30 lat, z marżą 1,85 pkt proc. Maciej, Marta, Adam i Patryk zaciągnęli kredyt frankowy, oparty o LIBOR, a Kasia złotówkowy (WIBOR).
Maciej to niefartowny frankowicz, Kasia zwykły złotówkowicz, a Marta, Adam i Partryk to fartowni frankowicze, ale skutki ich sukcesu są różne. Marta po wyeliminowaniu klauzuli indeksacyjnej ma kredyt złotówkowy oparty o LIBOR, zaś Adam i Patryk doprowadzili do unieważnienia swoich umów. Adam musiał natychmiast zwrócić całość kapitału, a Patryk skutecznie powołał zarzut przedawnienia roszczenia banku o zwrot niezapłaconej jeszcze kwoty.
Z symulacji wynika, że finalny koszt kredytu frankowego (niepoddanego sądowej ingerencji) i złotówkowego są zbliżone i na 31.10.2019 r. wynoszą odpowiednio: ca 107 tys. zł i ca 104 tys. zł. Natomiast koszt kredytów frankowych, po ingerencji sądowej, jest już istotnie niższy (bywając wręcz ujemny), opiewając, zależnie od scenariusza, na: ca 28 tys. zł, zero (!) oraz ca minus (!) 43 tys. zł.
Również wysokość raty kredytobiorcy złotówkowego (Kasi), – 404 zł, jest wyższa niż rata kredytobiorcy frankowego (Marty) z uzłotówkowioną umową, która wynosi 260 zł.
Uderzająca jest korzyść fartownych kredytobiorców frankowych (Adama i Patryka), przy scenariuszu unieważnienia umowy kredytowej, w której kredyt jest darmowy lub bank zmuszony jest umorzyć zwrot 44 proc. w stosunku do sytuacji złotówkowicza (Kasi) oraz niefartownego frankowicza (Macieja).
Scenariusze, które rysują się przed fartownymi frankowiczami, stawiają ich w dużo lepszej sytuacji, niż są złotówkowicze i frankowicze niefartowni.
Artykuł 32 ust. 1 konstytucji stanowi, że wszyscy są równi wobec prawa. Nakazuje takie samo traktowanie podmiotów znajdujących się w tej samej sytuacji. Czy zatem fartowni frankowicze są w takiej samej sytuacji jak złotówkowicze oraz niefartowni frankowicze?
Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że kredytobiorca frankowy, wybierając produkt dający mu szanse zaoszczędzenia na odsetkach, ale obarczony dodatkowym ryzykiem (kursowym), jest w innej sytuacji niż złotówkowicz. Tak jest w chwili zaciągnięcia kredytu. Po wygraniu sprawy z bankiem dochodzi do odfrankowienia kredytu. W konsekwencji frankowicz staje się złotówkowiczem, czyli podmiotem w takiej samej sytuacji, w której od początku był kredytobiorca złotówkowy. Ale przepisy stawiają go w sytuacji ekonomicznie znacznie korzystniejszej niż złotówkowicza „od urodzenia”.
Niefartowni frankowicze w punkcie startu są w takiej samej sytuacji jak przyszli fartowni frankowicze. Ale to pozory. W mojej ocenie takie ukształtowanie legislacji (a właściwie jej brak) narusza zasadę równości wobec prawa, wskutek którego ostateczna sytuacja prawna i ekonomiczna frankowiczów zależy od tego, czy pozwą swój bank i czy im się poszczęści.
Jak wynika z wyroku TSUE sądy nie mogą uzupełnić luk powstałych w umowach w taki sposób, aby uniknąć nierównego traktowania fartownych i niefartownych frankowiczów, a także złotówkowiczów. Jednak, zdaniem TSUE, Polska mogłaby wprowadzić nowe przepisy, które ustalałyby konsekwencje eliminacji klauzul uznanych za abuzywne. Brak takich przepisów prowadzi bowiem do rażącej nierówności kredytobiorców wobec prawa.
Mówiąc o nowych przepisach dyspozytywnych, które wobec spodziewanych konsekwencji wyroku TSUE miałyby przeciwdziałać nierówności, można mieć na względzie dwa rozwiązania.
Pierwsze polegałoby na wprowadzeniu możliwości odfrankowienia (uzłotówkowienia) kredytów bez konieczności wszczynania sprawy sądowej. Aby rozwiązanie to nie prowadziło do dyskryminacji złotówkowiczów, konieczna byłaby również wsteczna zmiana oprocentowania na rynkowy poziom dla kredytu złotówkowego.
Możliwe jest także rozwiązanie pozwalające na pełne uzłotówkowienie kredytów frankowych po sądowej eliminacji klauzuli indeksacyjnej, czyli na wprowadzenie do nich średniego rynkowego oprocentowania dla kredytów złotówkowych, ale dopiero jako konsekwencja wyroku sądowego.
Wprowadzenie przepisów dyspozytywnych jest w świetle wyroku TSUE konieczne. Niestety, ze strony władz brak jakiegokolwiek sygnału świadczącego o gotowości pracy nad taką legislacją.
W obliczu powyższej bierności powstaje pytanie, czy złotówkowicze oraz niefartowni frankowicze mogliby podjąć jakieś kroki zmierzające do ukrócenia dyskryminacji.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że poza środkami nacisku politycznego mogliby odwołać się do instytucji tzw. zaniechania legislacyjnego. Gdyby udało im się przekonać sąd o bezprawności zaniechania legislacyjnego, polegającego na braku przepisów dyspozytywnych określających zobowiązania stron odfrankowionej umowy kredytowej, to otwierałoby to im drogę do domagania się od Skarbu Państwa naprawienia szkody, którą ponieśli wskutek dyskryminacyjnego traktowania przez władze publiczne.
Szkoda ta wyrażałaby się w różnicy pomiędzy zobowiązaniami kredytowymi złotówkowiczów i niefartownych frankowiczów hipotetyczną kwotą ich zobowiązań, gdyby okazali się frankowiczami fartownymi. Przy takiej konstrukcji to państwo, a nie banki, płaciłoby za lata zaniedbań w zakresie regulacji sytuacji kredytobiorców frankowych, a zwłaszcza za obecne umywanie rąk wobec możliwych konsekwencji wyroku TSUE.