Główny Urząd Statystyczny opublikował w czwartek raport "Wyniki finansowe banków w 2017 r.". Podaje w nim, że wynik finansowy netto sektora bankowego był w 2017 r. niższy o 1,7 proc. niż w 2016 r. i wyniósł 13,6 mld zł. Z tytułu odsetek banki zarobiły o 12,1 proc. więcej niż rok temu (42,5 mld zł), zaś z tytułu opłat i prowizji o 9,2 proc. więcej (13,7 mld zł).
Wynik finansowy netto w 2017 r. składały się zyski netto 598 banków w kwocie 14,5 mld zł oraz straty netto 18 banków o wartości 0,8 mld zł.
Koszty działania banków wzrosły o 4,2 proc. tj. do 32,9 mld zł. Koszty pracownicze wzrosły o 5,7 proc. i wyniosły 16,6 mld zł, natomiast koszty ogólnego zarządu zwiększyły się o 2,8 proc. do 16,3 mld zł, głównie z powodu kosztów z tytułu podatku od niektórych instytucji finansowych oraz kosztów informatycznych.
"Prawie 14 miliardów zysku netto to świetny wynik, który dowodzi, że banki w Polsce nadal są w czołówce europejskiej rentowności" - komentuje te dane w rozmowie z PAP wiceszef sejmowej komisji finansów Janusz Szewczak (PiS).
"To dowód na to, że da się zarabiać nawet płacąc podatek od instytucji finansowych, a te 3-4 mld zł nie burzą opłacalności" - dodaje, przypominając że przedstawiciele opozycji ostrzegali, że po wprowadzeniu podatku bankowego system bankowy się załamie.
Zdaniem posła PiS banki, których "chciwość nie zaślepiła" są dziś w dobrej kondycji, natomiast w gorszej są te, które z powodu dużego portfela walutowych kredytów mieszkaniowych mają nałożone dodatkowe wymogi ostrożnościowe, a nawet programy naprawcze.
W opinii Szewczaka w sytuacji, gdy sektor bankowy cechuje się taka stabilnością, należałoby "rozwiązać problem kredytów frankowych", bo "kurs franka nie zatrzyma się na zawsze na poziomie 3,60". Wiceszef komisji finansów podaje przykład Rumunii, która ostatnio mogła pochwalić się ogromnym wzrostem PKB, a jedną z przyczyn było, zdaniem Szewczaka, właśnie dokonanie przewalutowania kredytów frankowych. "Te pieniądze wpłynęły na rynek i pobudziły koniunkturę" - mówi Szewczak.
Stąd, w jego opinii, "gdyby banki przy tych zyskach rozliczyły miliard czy półtora wobec kredytobiorców frankowych, nie stałoby się żadne nieszczęście".
Poseł PiS uważa również, że procedowany obecnie w Sejmie prezydencki projekt o wsparciu kredytobiorców nie rozwiązuje problemu frankowiczów, a "ma jedynie wymiar wsparcia dla osób, znajdujących się w najtrudniejszej sytuacji". Poseł nie chciał jednak powiedzieć, czy uchwalona powinna być np. także znajdująca się w sejmowej podkomisji ustawa klubu Kukiz'15, przewidująca takie przewalutowanie kredytów, jakby były kredytami złotowami. "Decyzję podejmie podkomisja" - zaznaczył.
"Nie rozwiązanie tego problemu w sposób kompleksowy to 20 mld zł mniej na polskim rynku" - uważa Szewczak.
Ustawa o podatku od niektórych instytucji finansowych (czyli o tzw. podatku bankowym) weszła w życie 1 lutego 2016 roku i zobowiązała banki do płacenia podatku w wysokości 0,0366 proc. wielkości aktywów miesięcznie, pomniejszonych m.in. o fundusze własne banków, obligacje skarbowe itd. Według marcowej informacji KNF w 2017 r. banki zapłaciły łącznie 3,6 mld zł podatku bankowego.
Specjalna sejmowa podkomisja ds. projektów frankowych, która wznowiła niedawno prace pod kierownictwem Tadeusza Cymańskiego (PiS) formalnie zajmuje się czterema projektami ustaw dotyczącymi frankowiczów. Dziś wiadomo jednak, że w pierwszej kolejności zajmie się najnowszym prezydenckim projektem o wsparciu kredytobiorców znajdujących się w trudnej sytuacji, bo do tego projektu jest pozytywne stanowisko rządu.
W sierpniu 2017 roku prezydent złożył w Sejmie projekt nowelizacji ustawy z 2015 roku o wsparciu kredytobiorców, znajdujących się w trudnej sytuacji, którzy zaciągnęli kredyt mieszkaniowy. Projekt stwarza nowe, większe możliwości uzyskania takiego wsparcia.
Zakłada m.in. dwukrotne podniesienie minimum dochodowego umożliwiającego wnioskowanie o wsparcie. Zgodnie z propozycją, byłaby to sytuacja, gdy koszty kredytów przekraczają 50 proc. dochodów (dotąd było 60 proc.). Ponadto zwiększona miałaby zostać wysokość możliwego comiesięcznego wsparcia z 1,5 tys. do 2 tys. złotych, wydłużony okres możliwego wsparcia z 18 do 36 miesięcy (co w sumie dawałoby kwotę 72 tys. zł) oraz wydłużony okres bezprocentowej spłaty otrzymanego z Funduszu wsparcia z 8 do 12 lat. Możliwe byłoby także umorzenie części zobowiązań z tytułu wsparcia, szczególnie w sytuacji regularnego spłacania rat.
W sierpniu 2016 roku prezydent złożył inny projekt, przewidujący, że banki będą musiały zwrócić swoim klientom różnicę między dopuszczalnym spreadem a tym, który w rzeczywistości pobrały. Ustawa ma obejmować umowy kredytu zawarte od 1 lipca 2000 r. do wejścia w życie "ustawy antyspreadowej" (26 sierpnia 2011 r.). Dotyczyć ma konsumentów, a także tych osób prowadzących działalność gospodarczą, które nie dokonywały odpisów podatkowych w związku z kredytami.
Ponadto w podkomisji jest projekt PO zakładający, że kredytobiorca mógłby ubiegać się w swoim banku o przewalutowanie posiadanego kredytu hipotecznego w walucie obcej, czyli m.in. we frankach. Przewalutowanie miałoby następować po kursie z dnia sporządzenia umowy restrukturyzacyjnej i polegać na wyliczeniu różnicy między wartością kredytu po przewalutowaniu a kwotą zadłużenia, jaką posiadałby w tym momencie kredytobiorca, gdyby w przeszłości zawarł z bankiem umowę o kredyt w polskich złotych. Bank miałby umarzać część tej kwoty. Jeżeli natomiast różnica byłaby wartością ujemną, to nie podlegałaby umorzeniu, ale stanowiła zobowiązanie kredytobiorcy w całości.
Jest też złożony przez klub Kukiz'15 projekt, zakładający, że kredyty w złotówkach i kredyty denominowane w obcych walutach zostaną zrównane, co ma oznaczać potraktowanie kredytów frankowych tak, jakby od początku były kredytami w złotych. Ten projekt najmocniej popiera środowisko frankowiczów.
Z dostarczonych podkomisji jeszcze wiosną 2017 roku wyliczeń KNF wynikało, że koszt wejścia w życie projektu PO to 11,1 mld zł, projektu klubu Kukiz'15 to 52,8 mld zł, natomiast projekt prezydencki o zwrocie spreadów miałby kosztować 9,1 mld zł.