Portfel kredytów we frankach szwajcarskich jest zdrowy, ponad 95 proc. umów jest obsługiwanych bez jakichkolwiek problemów.
Od dłuższego już czasu obserwuję w prasie zalew informacji o charakterze ekonomicznym, które, jak się wydaje, z ekonomią nie mają nic wspólnego. Różnej maści eksperci tonem nieznoszącym sprzeciwu wypowiadają teorie, które nie śniły się filozofom. Często są to ci sami ludzie, którzy jeszcze kilka lat temu mówili coś zupełnie odmiennego. Przykładem może być tu Krzysztof Oppenheim, który w 2009 r. w jednej z ogólnopolskich gazet mówił, że: „Jeśli planujemy zadłużyć się w CHF, to teraz jest najlepszy moment”, aby w 2015 r. roku obwieścić światu: „Wszyscy frankowicze żyją obecnie jak na tykającej bombie. Jest pewne na 100 proc., że ta bomba wybuchnie tylko nie wiadomo kiedy i z jaką siłą”.
Jest też inna grupa – to prawnicy o zacięciu ekonomicznym. Tu niezawodny pozostaje dr Jacek Czabański. Właśnie temu autorowi chcę poświęcić nieco więcej miejsca. Lektura publikacji pana doktora powoduje bowiem, że człowiek ma ochotę głośno krzyczeć – „pozwólcie prawnikom reklamować swoje usługi”. W przeciwnym razie każdego dnia w prasie odnajdywać będziemy niemające nic wspólnego z rzeczywistością artykuły o charakterze prawno-ekonomicznym, pod płaszczykiem „głębokiej” analizy reklamujące usługi prawne, których w Polsce reklamować nie wolno.
/>
Pan doktor Czabański – ekonomista i prawnik reprezentujący kredytobiorców frankowych w sporach z bankami (jak podpisuje się w DGP) należy do ekspertów z gatunku – „wiem wszystko”.
Przykłady. W jednym z artykułów w DGP dr Czabański pisze: „Historia kursów walutowych pokazuje, że kredyty powiązane z CHF mogły być opłacalne jedynie w krótkim okresie, a w okresie 20-, 30-letnim istniało prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że dojdzie do znaczącego wzrostu kursów” – koniec cytatu („Frankowiczów oszukano: szli do banku, a trafili do kasyna”, DGP 230/2017). Też jestem ekonomistą i też doktorem, jak mój adwersarz, ale jak czytam powyższe stwierdzenia to nie mogę uwierzyć, że ekonomista jest w stanie w sposób niebudzący wątpliwości przewidywać kursy walut.
Jak się wydaje, tego typu zdolności należy wykorzystać nieco szerzej. Skoro bowiem pan doktor wie, jak zachowa się frank szwajcarski, dolar, jen i euro, to nic tylko inwestować. Można przy okazji zapytać, czy może pan doktor wie, kiedy Europa upora się z kryzysem imigracyjnym lub czy uda nam się wyjść z grupy eliminacyjnej podczas najbliższych mistrzostw świata w piłce nożnej. Lektura publikacji prawnika, który chce nazywać się ekonomista, napawa troską. Skoro bowiem banki wiedziały, że kurs franka wzrośnie („trudno uwierzyć, aby specjaliści z banków nie znali tendencji na rynku walutowym” – cyt. z J. Czabańskiego), to po co udzielały ponad 700 tys. kredytów w CHF, przecież mogły skupić franki po 2 zł za sztukę, odczekać do momentu, kiedy kurs wzrośnie powyżej 4 zł, wtedy sprzedać i zarobić ponad 100 proc. bez jakiegokolwiek ryzyka. Wystarczyło mieć tylko szklaną kulę albo dr. Czabańskiego w zespole i sukces finansowy murowany. W tym miejscu należy powiedzieć „dość żartów” i dalej dokonywać analizy wypowiedzi dr. Czabańskiego już na poważnie.
/>
Niestety, w prawie każdej wypowiedzi tego autora mamy do czynienia z przeinaczeniem faktów. Pisze on, że „banki celowo bagatelizowały albo przemilczały kwestie ryzyka kursowego”. Nieprawda.
Przecież zgodnie z Rekomendacją S, każdy kredytobiorca zaciągający kredyt w CHF podpisywał dokument, że rozumie, na czym polega ryzyko kursowe i ryzyko stopy procentowej, oraz że rozumie, co podpisuje.
Pisze pan doktor o wielu bankructwach spowodowanych wahaniami kursu walutowego. Nieprawda.
Portfel kredytów we frankach szwajcarskich jest portfelem zdrowym, ponad 95 proc. umów jest obsługiwanych bez jakichkolwiek problemów. Przeciętnie co roku zamyka się blisko 20 tys. takich kredytów, bo ludzie je po prostu spłacają. Rocznie banki z tytułu złej spłaty kredytów w CHF przewalutowują na PLN do kilkuset kredytów (średnio 600–800). Na tle wszystkich czynnych umów w CHF (nieco ponad pół miliona) to naprawdę niewiele, mniej niż 0,2 proc. Choć rozumiem, że trudno to zaakceptować, prawda o kredytach w CHF wygląda zgoła inaczej niż na obrazach, które przedstawia dr Czabański.
/>
Dziś kredytobiorcy frankowi pozostają w znacząco lepszej pozycji od złotówkowiczów. W celu zobrazowania różnic w poszczególnych typach kredytów dostępnych na rynku warto posłużyć się przykładem modelowym – na potrzeby niniejszej analizy wybrałem kredyt mieszkaniowy w wysokości odpowiednio 300 tys. PLN oraz 123 417 CHF. Oba kredyty w symulacji zaciągnięte zostały na 30 lat w 2006 r. Kredyt w walucie obcej posiadał będzie następujące parametry: kurs początkowy CHF/PLN = 2,47, marża 1,5 proc., spread 3 proc., raty równe; natomiast parametry kredytu w walucie narodowej będą następujące: kredyt w PLN, marża banku 2 proc., raty równe. Parametry obu kredytów oparte są na autentycznych danych historycznych. Analiza pokazuje, że po okresie skokowych wzrostów kursu franka spowodowanych najpierw kryzysem na rynkach finansowych po 2008 r., a następnie decyzją SBN o zniesieniu parytetu wymiany CHF/EUR w 2015 r., wysokość rat kredytów denominowanych we frankach szwajcarskich systematycznie spadała i dziś niewiele różni się od raty początkowej. Taki stan rzeczy jest również wynikiem spadku stóp procentowych Banku Centralnego Szwajcarii.
Wykres uwidacznia, iż 1 stycznia 2018 r. (tj. po spłacie jednej trzeciej całości zadłużenia) wysokość raty kredytu w PLN zrównała się, a nawet przewyższyła nieznacznie (12 zł) wysokość rat kredytu o tej samej wysokości zaciągniętego w CHF. Korzyści klientów posiadających kredyty walutowe obrazuje także suma rat spłaconych przez obu dłużników. Okazuje się, że przez 11 lat frankowicz w stosunku do kolegi złotówkowicza zaoszczędził 44 tys. zł.
Istotne jest także szybsze tempo spłaty kapitału kredytu frankowego. Na modelowym przykładzie widoczne jest, iż po 10 latach klientom posiadającym kredyt złotówkowy udało się spłacić 22 proc. kapitału, wobec 33 proc. kapitału, który udało się spłacić klientom posiadającym kredyt w CHF.
Tyle faktów, nie mitów. To wszystko opiera się na wiedzy. 2+2 zawsze będzie się równać 4. Żadnemu prawnikowi tej prawdy nie uda się podważyć – nigdy. Chciałoby się rzec: na szczęście.
Przemysław Barbrich, dyrektor w Związku Banków Polskich i wykładowca akademicki