Wyciek gazu z rurociągów Nord Stream, do którego doszło w poniedziałek na wodach Morza Bałtyckiego, wywołał obawy o bezpieczeństwo infrastruktury przesyłowej w Europie i zapoczątkował dyskusję o nowej strategii rosyjskich operacji hybrydowych wymierzonych w Zachód. W ocenie licznych ekspertów awaria mogła być skutkiem celowych działań Kremla.
26 września w rurociągach Nord Stream 1 (NS1) i Nord Stream 2 (NS2) stwierdzono gwałtowny spadek ciśnienia i wyciek gazu. Incydent został rozpoznany przez myśliwiec F-16 duńskich sił powietrznych. Władze w Kopenhadze odkryły łącznie trzy nieszczelności w gazociągach. Duński urząd ds. energii potwierdził, że są to dwa wycieki z NS1 na północny wschód od Bornholmu i jeden z NS2 na południowy wschód od tej wyspy.
W opinii wielu polityków i ekspertów uszkodzenie sieci przesyłowej było operacją sabotażową przeprowadzoną przez rosyjskie służby specjalne.
"CIA ostrzegała Niemcy przed możliwymi atakami bombowymi, a duński i szwedzki wywiad wojskowy wielokrotnie alarmowały o gotowości Putina do wykorzystania rurociągów jako broni strategicznej i geopolitycznej. Jest bardzo prawdopodobne, że Rosjanie podłożyli (pod NS1 i NS2) bomby za pomocą podwodnych dronów lub miniłodzi podwodnych" - ocenił w środę duński ekspert Jens Hovsgaard. O "sabotażu" mówiła w tym kontekście również m.in. przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Podobne przekonanie wyraziły również rządy m.in. Szwecji, Danii, Finlandii i Łotwy.
Niemcy i Dania: Incydenty nie mają wpływu na dostawy gazu
Władze Niemiec i Danii podkreśliły, że incydenty nie mają wpływu na dostawy gazu, ponieważ rurociągi nie były ostatnio wykorzystywane do przesyłu tego surowca. "Podczas gdy jeszcze kilka tygodni temu gaz płynął gazociągiem NS1 z Rosji do Niemiec – choć przy zmniejszonej przepustowości – niemiecki rząd wstrzymał zgodę na import gazu przez NS2 na krótko przed rosyjskim atakiem na Ukrainę. Potem wykluczył uruchomienie gazociągu z powodu wojny" – przypomniał we wtorek dziennik "Spiegel".
Gaz przez rurociąg NS1 z Rosji do Niemiec przestał płynąć 31 sierpnia. Rosyjski państwowy koncern Gazprom oświadczył wówczas, że wyłączenie nastąpiło z przyczyn technicznych, czyli wykrycia rzekomych usterek w tłoczni Portowaja. Wcześniej przez gazociąg przesyłano tylko ok. 20 proc. surowca. Dostawa gazu przez NS1 została zawieszona już wcześniej w lipcu, gdy wstrzymanie dostaw trwało kilka dni. Wtedy jednak miały miejsce coroczne prace konserwacyjne, które podległa Gazpromowi spółka, będąca operatorem sieci, zapowiedziała z wyprzedzeniem.
W czasie lipcowej przerwy konserwacyjnej doszło do sporu między Zachodem, zwłaszcza rządem Niemiec, a Rosją. Chodziło o turbinę, która po pracach serwisowych, wykonywanych przez producenta (Siemens Energy) w Kanadzie, powróciła do Niemiec. Urządzenie miało trafić do Niemiec tymczasowo, lecz cały czas pozostaje w Muelheim an der Ruhr (Nadrenia-Północna Westfalia), ponieważ Rosja odmówiła przyjęcia turbiny.
Budowa Nord Stream 1
Dwie podwodne linie przesyłowe Nord Stream 1, czyli pierwszego z dwóch etapów Gazociągu Północnego, zostały uruchomione w latach 2011-12. Faktycznym celem budowy tych rurociągów, transportujących rosyjski gaz z Wyborga w obwodzie leningradzkim do Greifswaldu w landzie Meklemburgia-Pomorzu Przednie, było ominięcie państw tranzytowych - Polski, Ukrainy i krajów bałtyckich. Władze w Berlinie i Moskwie konsekwentnie odrzucały jednak oskarżenia o polityczny charakter inwestycji, argumentując, że jest to projekt wyłącznie gospodarczy.
Roczna przepustowość NS1 wynosi około 55 mld metrów sześć. surowca. Według prognoz uruchomienie NS2, czyli rurociągu o podobnych parametrach technicznych, miało podwoić całkowite możliwości przesyłowe Gazociągu Północnego.
Historia Nord Stream 2
Budowa Nord Stream 2 miała miejsce w latach 2018-2021. Pierwszą nitkę tej sieci ułożono na dnie Bałtyku w czerwcu 2021 roku, a drugą trzy miesiące później. Liczący 1224 km NS2, uważany za najdłuższy podmorski gazociąg na świecie, nie został jednak oddany do komercyjnego użytku ze względu na trudności z certyfikacją operatora rurociągu w Niemczech, a następnie politycznymi konsekwencjami inwazji Kremla na Ukrainę.
W listopadzie 2021 roku niemiecki regulator BNetzA wstrzymał proces certyfikacji spółki Nord Stream 2 AG, należącej do rosyjskiego Gazpromu. Argumentowano, że jest to podmiot zarejestrowany w Szwajcarii, a nie w Niemczech, co wyklucza pozytywną decyzję Berlina. W odpowiedzi Nord Stream 2 AG zdecydowała, że powoła spółkę zależną, działającą na podstawie prawa niemieckiego, która zostanie właścicielem i operatorem odcinka NS2 przebiegającego przez niemieckie wody terytorialne. W efekcie właściciel gazociągu utworzył Gas for Europe.
22 lutego kanclerz Niemiec Olaf Scholz ogłosił, że ministerstwo gospodarki wycofa z urzędu regulacyjnego swoją opinię, niezbędną do prowadzenia procesu certyfikacji operatora. W kolejnym dniu, 23 lutego, prezydent USA Joe Biden nałożył na spółkę Nord Stream 2 sankcje - zakaz jakichkolwiek transakcji z tą firmą albo jakimkolwiek posiadanym przez nią bezpośrednio lub pośrednio podmiotem. Podobny zakaz Amerykanie nałożyli na dyrektora Nord Stream 2 AG Matthiasa Warniga. Dzień po nałożeniu amerykańskich sankcji Rosja dokonała zbrojnej agresji na Ukrainę.
Według medialnych doniesień spółka Nord Stream 2 AG zwolniła 140 pracowników i na początku marca znalazła się na granicy bankructwa.
Co dalej z Nord Stream 2?
Obecnie, po incydentach związanych z wyciekiem gazu na Morzu Bałtyckim, dalsze losy Gazociągu Północnego stanęły pod jeszcze większym znakiem zapytania.
Jeśli do rurociągów przedostanie się słona woda, mogą one ulec nieodwracalnemu zniszczeniu. Gdyby NS1 i NS2 uległy korozji, stałyby się niezdatne do użytku - zaalarmował w środę niemiecki dziennik "Tagesspiegel", powołując się na informacje z kręgów rządowych.
Wątpliwości dotyczą również wpływu awarii na ewentualne zmiany klimatyczne. "Istnieje wiele niewiadomych, ale konsekwencje (incydentu) dla klimatu mogą być katastrofalne, wręcz bezprecedensowe. (...) Oba rurociągi zawierały głównie metan, dlatego występuje duże ryzyko szkodliwej emisji (tego gazu)" - ocenił w środę Davic McCabe, ekspert z organizacji pozarządowej Clean Air Task Force, cytowany przez agencję Reutera. (PAP)