Porozumienia w sprawie embarga nadal nie ma. Czesi, Słowacy i Bułgarzy chcą więcej czasu na pożegnanie z rosyjską ropą.

Gdy w ubiegłym tygodniu Ursula von der Leyen przedstawiała propozycje szóstego pakietu sankcji, można było odnieść wrażenie, że Bruksela uważa przyjęcie embarga na import rosyjskiej ropy za formalność. Komisji Europejskiej zależało, żeby obostrzenia weszły w życie przed poniedziałkowymi obchodami Dnia Zwycięstwa w Moskwie.
W ciągu kilku dni sytuacja ulegała dynamicznym zmianom. Swój deklarowany wcześniej sprzeciw uchyliły ostatecznie Niemcy i Austria. Głównym hamulcowym unijnych sankcji są Węgry, które zażądały aż o trzy lata więcej na odejście od rosyjskiej ropy, niż będą miały pozostałe państwa członkowskie. Pat w tej kwestii skłonił szefową KE do wizyty w Budapeszcie, gdzie w poniedziałek starała się osobiście przekonać premiera Viktora Orbána do zmiany stanowiska. Według nieoficjalnych informacji DGP rozmowy spełzły jednak na niczym i Ursuli von der Leyen nie udało się przywieźć kompromisowego rozwiązania. W związku z tym – jak dowiedzieliśmy się od unijnych dyplomatów – wciąż nie została przedstawiona nowa wersja szóstego pakietu sankcji, a co za tym idzie, przełomu nie przyniosło także wczorajsze spotkanie unijnych ambasadorów.
Do grona hamulcowych zaliczają się poza Węgrami Czesi, Słowacy i Bułgarzy. Zgodnie z ostatnimi propozycjami Węgry i Słowacja miałyby otrzymać o rok więcej na odejście od rosyjskiej ropy, a Czechy pół roku. Swoje obawy ma również Bułgaria. Po utracie dostaw gazu Sofia obawia się także o uran. Tamtejsza elektrownia jądrowa w Kozłoduju jest bowiem w pełni uzależniona od transportów ze Wschodu. Ponadto największa na Bałkanach rafineria znajdująca się w bułgarskim Burgas jest własnością Łukoilu.
Zdaniem unijnych dyplomatów najsilniejsze pozostaje jednak węgierskie weto. – Jeśli uda się przełamać opór Budapesztu, wówczas z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że pozostałe państwa, w tym Bułgaria, odpuszczą i zgodzą się na sankcje – powiedział DGP jeden z naszych rozmówców.
Bruksela według nieoficjalnych informacji ma także zorganizować rozmowę w formule zdalnej z państwami członkowskimi sąsiadującymi z Węgrami lub podzielającymi ich wątpliwości, która może odbyć się jeszcze dziś. Jeśli uda się przekonać blokujących, to możliwe, że w drugiej połowie tygodnia nad pakietem pochylą się ambasadorowie krajów członkowskich. Według doniesień z prezydencji francuskiej istnieje szansa na osiągnięcie kompromisowych rozwiązań sankcyjnych pod koniec tygodnia.
Nawet jeśli tak się nie stanie, brak decyzji o sankcjach nie oznacza, że sytuacja Rosji jako eksportera ropy i paliw jest komfortowa. Według ustaleń fińskiego Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem (CREA) nawet bez embarga klienci odwracają się od surowców z tego kraju. Jak wyliczył think tank, tylko w pierwszych trzech tygodniach kwietnia rosyjskie dostawy ropy do zagranicznych portów spadły o 20 proc. w porównaniu do początku roku, a w ciągu dwóch miesięcy wojny spadek unijnego importu sięgnął 40 proc. W ostatnich tygodniach, kiedy Unia dyskutowała nad embargiem, proces ten mocno przyspieszył. Dodatkowo od marca utrzymuje się ponad 30-dolarowa różnica między ceną baryłki rosyjskiej ropy Urals a notowaniami Brent.
Konsekwencją jest znaczący spadek wartości rosyjskiego eksportu ropy. Jeszcze w pierwszych tygodniach wojny unijna „27” i Wielka Brytania wysyłały do Rosji ponad 400 mln euro dziennie w opłatach za ten surowiec. Pod koniec kwietnia transfery te spadły do mniej niż 300 mln euro. Wcześniej, na skutek wprowadzonego tam embarga, praktycznie do zera spadły dostawy do USA, które były wcześniej trzecim co wielkości światowym odbiorcą rosyjskich produktów naftowych. Tych ubytków nie są w stanie zrekompensować wzrosty zamówień kontrahentów chińskich.
Niezależnie od decyzji UE kolejne kraje decydują też o samodzielnym wejściu na ścieżkę do embarga. Plany wyeliminowania rosyjskiej ropy z rynków najdalej do końca roku ogłosili już trzej najwięksi unijni odbiorcy: Niemcy, Holandia i Polska, którzy sami odpowiadają za ponad połowę naftowych zakupów Europy z kierunku rosyjskiego. Znaczenie tylko dwóch pierwszych z nich z punktu widzenia Rosji jest porównywalne z rynkiem chińskim. Zapis o wygaszaniu dostaw rosyjskiej ropy znalazł się także w niedzielnej deklaracji G7. Wszystkie te czynniki powodują, że Rosja zmuszona jest do kosztownego dla niej ograniczania wydobycia. Według S&P Global już w kwietniu cięcia produkcyjne sięgnęły ok. 900 tys. baryłek dziennie, a w porównaniu do planów produkcyjnych luka wynosi już 1,3 mln baryłek.
W związku z negatywną dla Moskwy dynamiką na rynkach naftowych relatywne rośnie znaczenie gazu jako źródła dochodów rosyjskiego budżetu. Według szacunków CREA opłaty za błękitne paliwo wyniosły 34 mld euro z ponad 59 mld euro zebranych od UE za surowce energetyczne. Dlatego też Rosja stara się zażegnać kryzys zaufania, który sama wywołała, wstrzymując kontraktowe dostawy gazu dla Polski i Bułgarii. Rozstrzygnięcie sporu dotyczącego formy realizowania opłat za gaz, w którego tle jest wydany ponad miesiąc temu dekret Władimira Putina o płaceniu za surowiec w rublach, spodziewane jest już w najbliższych dniach w związku ze zbliżającymi się terminami uregulowania rachunków przez kolejnych klientów Gazpromu.
KE wskazuje, że płacenie za gaz zgodnie z zaordynowanym przez Putina mechanizmem może być uznawane za naruszenie sankcji. Ale rosyjski koncern stara się uśmierzyć obawy europejskich firm. W opisanym przez agencję Bloomberg majowym liście do klientów Gazprom przekonuje, że mogą realizować płatności za gaz, nie łamiąc sankcji. Wytyczne „doprecyzowujące” nowy mechanizm wydał przed tygodniem Kreml. Własne precyzyjne rekomendacje ma też wydać Bruksela.
Kolejnym ciosem w rosyjski sektor energii jest decyzja Waszyngtonu o objęciu amerykańskimi sankcjami kierownictwa Gazprombanku, głównej instytucji obsługującej płatności za surowce, który ma odgrywać główną rolę w zaordynowanym przez Kreml mechanizmie konwersji opłat na ruble. Jak mówił w niedzielę prezydent Joe Biden, jest to sygnał, że bank ten nie może być traktowany jako „bezpieczna przystań”.
Od marca cena rosyjskiej ropy jest o 30 dol. niższa niż innych gatunków