Andrzej Gajewski grał wyczynowo w siatkówkę. Dzisiaj jest rozgrywającym na największym ciepłowniczym rynku w Unii. Prezes PGNiG Termika zamierza sukcesywnie zastępować węgiel gazem i budować bloki kogeneracyjne.
W piątek Andrzej Gajewski ogłosi zakończenie przez spółkę PGNiG Termika największej modernizacji ciepłowniczej w Polsce o wartości – bagatela – ponad miliarda złotych. W warszawskiej Elektrociepłowni Siekierki spółka wybudowała m.in. instalacje odsiarczania i odazotowania spalin oraz kocioł na biomasę. Bo PGNiG Termika, która przejęła w 2011 r. stołeczne elektrociepłownie od Vattenfalla, produkuje dziś 70 proc. ciepła i 50 proc. energii elektrycznej dla stolicy. To drugi w Europie rynek ciepłowniczy – po Moskwie.
Andrzej Gajewski kieruje spółką od sierpnia 2013 r. Do 2020 r. chce znacząco zwiększyć liczbę odbiorców i ograniczyć wykorzystanie węgla o połowę, zastępując go gazem (kupowanym od spółki matki) i biomasą. Zadaniem dla Gajewskiego jest też wyjście poza stolicę. Pierwszy krok został zrobiony w elektrociepłowni w Stalowej Woli, gdzie PGNiG Termika wspólnie z Tauronem Wytwarzanie buduje jeden z dwóch w Polsce bloków gazowo-parowych. W planach są kolejne, np. w Poznaniu, mimo że rządowe wsparcie dla tzw. kogeneracji zostało przedłużone na razie tylko do końca 2018 r.
41-letni menedżer pochodzi z Tomaszowa Mazowieckiego, gdzie jedną z głównych fabryk były niegdyś zatrudniające 10 tys. pracowników Zakłady Włókien Chemicznych Wistom. Jego ojciec był w Tomaszowie kierownikiem dwóch elektrociepłowni. Procesy technologiczne Wistomu wymagały ciepła non stop, a przy okazji odbywała się produkcja energii elektrycznej. – To były okres deficytu węgla, brakowało pieniędzy. Tymczasem procesu technologicznego nie można było przerwać, bo gdyby ług sodowy zastygł, doszłoby do katastrofy ekologicznej. W domu cały czas była mowa o wyzwaniach związanych z energetyką i ciepłowniami – wspomina Andrzej Gajewski.
Ojciec chciał, żeby Andrzej też zajął się energetyką. Ale syn wybrał studia na warszawskiej SGH (to spodobało się matce – głównej księgowej). Po ukończeniu w 1996 r. zarządzania zrobił jeszcze doktorat z ekonomii – podjął pracę w kopalni piasku. W spółce Tomaszowskie Kopalnie Surowców Mineralnych zaczynał jako szeregowy pracownik, ucząc innych Excela. Ale młody i bystry – szybko awansował. Już w 2004 r. siedział w fotelu wiceprezesa.
To wtedy wspólnie z żoną podjęli decyzję o przeprowadzce do Warszawy. Gajewski trafił na pół roku do spółki PSE Centrum. To był czas dużych zmian w energetyce. W toku był program wydzielania z PSE niezależnego operatora (według regulacji unijnych nie mógł być połączony z wytwarzaniem). W połowie 2004 r. powstała spółka PSE-Operator, w której Gajewski odpowiadał za wyposażanie w majątek sieciowy od PSE. To był dotychczas największy projekt podziału spółki w Polsce – wart kilkanaście miliardów złotych. Kable, stacje i rozdzielnie trafiły do operatora z ramienia PSE, nad którym przejął kontrolę Skarb Państwa. A wytwarzanie – czyli m.in. elektrownie w Bełchatowie, Opolu i Turowie – dostała dzisiejsza Polska Grupa Energetyczna.
W spółce PSE Operator Gajewski do 2008 r. był prokurentem, w 2009 r. został wiceprezesem. Był wtedy prawą ręką nieżyjącej już Stefanii Kasprzyk, która wcześniej jako pierwsza kobieta na świecie została dyrektorem Krajowej Dyspozycji Mocy. – To była postać nietuzinkowa. Od niej uczyłem się energetyki – wspomina menedżer.
Andrzej Gajewski uczestniczył w negocjowaniu umowy w sprawie mostu energetycznego Polska–Litwa. We wrześniu 2006 r. na przygotowanie listu intencyjnego przed przyjazdem litewskiej delegacji miał 48 godzin, które wraz z grupą specjalistów spędzili prawie bez snu w hotelu Hyatt. Dokument pozostał dostarczony do pobliskiego Belwederu kilkadziesiąt minut przed uroczystym podpisaniem z udziałem ówczesnych prezydentów Lecha Kaczyńskiego i Valdasa Adamkusa.
W 2007 r. działał w zespole przy Ministerstwie Gospodarki, który opracował zapisy ustawy o kosztach osieroconych (rekompensaty dla wytwórców energii z powodu przedwcześnie rozwiązanych umów długoterminowych – KDT). W czasie tamtych prac wiceprezes PSE Jan Noworyta miał zwyczaj pokrzykiwać: „Gajewski, do tablicy!”. Bo menedżer znany był z tego, że rozrysowywał z detalami wszystkie rozwiązania i scenariusze.
Kiedy w 2010 r. resort skarbu oddał kontrolę nad PSE Ministerstwu Gospodarki, Gajewski stracił stanowisko. Po rocznej karencji wrócił na rynek, współpracując z firmami konsultingowymi. W 2012 r. był np. szefem projektu wspólnej oferty energetyczno-telefonicznej Tauronu i T-Mobile. W sierpniu 2013 r. trafił do PGNiG Termika.
Prezes, który grał wyczynowo w siatkówkę w drugoligowej Lechii Tomaszów, nadal blisko jest związany ze sportem. Piłkę wprawdzie odbija już tylko amatorsko, najczęściej w wersji plażowej, grywa też w piłkę nożną i jeździ na nartach, ale jest przewodniczącym rady nadzorczej spółki PL.2012+ zarządzającej Stadionem Narodowym w Warszawie. W branży spekuluje się, że logo PGNiG Termika może niedługo pojawić się na koszulkach AZS Politechniki Warszawskiej, której kibicuje m.in. wicepremier Janusz Piechociński. Ale decyzje jeszcze nie zapadły. – Sport procentuje w biznesie. Bo już w młodości uczy dyscypliny i rywalizacji – twierdzi Andrzej Gajewski.