Pogoda, kryzysy gospodarcze, pandemia, awarie, konflikty, cyberataki – wszystkie te czynniki wpływają na rynki gazu. Do tego dochodzi geopolityka i strategie producentów. Błękitne paliwo, jako jeden z surowców strategicznych, jest bardzo podatne na wszelkie wrażliwe informacje. Widać to szczególnie na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy. W tym czasie ceny gazu zdążyły odbić się od dna i otrzeć się o szczyty.

Na ceny gazu wpływa wiele czynników. Kluczowym jest relacja między popytem a podażą. Zawsze niedobór produktu powoduje wzrost jego ceny. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w tym roku. Mroźna i długa zima przełożyła się na duże zapotrzebowanie na błękitne paliwo. Zapasy szybko topniały, co wkrótce doprowadziło do pustek w magazynach.
Było to tym bardziej dotkliwe, że musieliśmy konkurować o gaz z Azją, która jest istotnym importerem LNG. A to niełatwa konkurencja, bo cenniki azjatyckie są wyższe niż europejskie, co doprowadziło do tego, że producenci gazu chętniej wysyłali gazowce do Japonii, Korei czy Chin, gdzie mogli realizować wyższe marże.
Rosyjska gra
Niedosyt gazu w Europie potęgowała dodatkowo polityka Gazpromu, który nie odpowiadał na zwiększone zapotrzebowanie na gaz rurociągowy, bo nie chciał zwiększać tranzytu przez Ukrainę. Mówiło się też, że rosyjski koncern chce w ten sposób doprowadzić do sytuacji, w której popyt i wysokie ceny gazu będą utrzymywały się też w sezonie wiosennym i letnim, co zresztą udało się osiągnąć. Gazprom chciał też podkreślić w ten sposób, jak ważne jest ukończenie gazociągu Nord Stream 2.
Wszystko to sprawiło, że Europa nie dostała tyle gazu ze Wschodu, ile potrzebowała. Mimo zatłaczania magazyny wciąż wymagają uzupełnienia. W dodatku Stary Kontynent cały czas musi konkurować o surowiec z Azją, gdzie po zimnej zimie nastąpiło upalne lato. Wysokie tym razem temperatury oznaczają duże zapotrzebowanie na energię do chłodzenia, co wzmaga zapotrzebowanie na błękitne paliwo. Jednocześnie bardzo powoli zbliżamy się już do kolejnego sezonu grzewczego.
Kamil Kliszcz, analityk DM mBanku, zwraca uwagę, że zwiększone zapotrzebowanie na surowiec zbiegło się z ożywieniem gospodarczym, a także z procesem dekarbonizacji energetyki i przechodzeniem z węgla na gaz. – To w połączeniu z większym zużyciem w okresie grzewczym objawiło się w tym sezonie w pełnej krasie – powiedział Kliszcz. – Są obawy, jak ten bilans będzie wyglądał na jesieni – dodał.
Ameryka mierzy się z wyzwaniami
To niejedyne czynniki wpływające na wrażliwy rynek gazu. Wciąż odczuwalna jest ograniczona podaż w Stanach Zjednoczonych, jednym z kluczowych eksporterów LNG.
– Pandemia przełożyła się na spadek produkcji ropy, tymczasem gaz jest produktem ubocznym w tym procesie. Wydobycie nie wróciło do poziomu sprzed COVID-19. Ten niedobór także wspiera ceny gazu – powiedział analityk. Na dodatek pojawiają się doniesienia o opóźnieniach przy projektach terminali skraplających w Stanach Zjednoczonych, co ogranicza możliwości eksportowe kraju w zakresie LNG.
W przypadku części kontraktów ceny gazu wciąż są powiązane z ceną ropy. A ta drożeje. W Europie co prawda przy większości umów benchmarkiem są ceny giełdowe, gaz staje się autonomicznym rynkiem, ale jest sporo transakcji rozliczanych jeszcze według starych zasad. – Te czynniki wraz z polityką Gazpromu nakręcają i tak napiętą już sytuację na rynku, windując ceny na nowe rekordy – podkreśla Kliszcz.
Nie można też nie wspomnieć o sytuacjach nadzwyczajnych, których nie sposób przewidzieć, a które odciskają bardzo mocne piętno na rynkach gazu. Mowa o konfliktach politycznych w regionach, gdzie produkuje się węglowodory czy o zupełnie innych przypadkach, jak choćby ostatnia blokada Kanału Sueskiego, który jest niezwykle ważnym szlakiem handlowym łączącym Bliski Wschód z Europą.
W marcu tego roku jeden z największych na świecie kontenerowców zatamował ruch kanałem, blokując kolejne statki, w tym gazowce. Był moment, że na tranzyt przez Kanał Sueski czekało kilkaset statków, w tym kontenerowce, tankowce i jednostki ze skroplonym gazem ziemnym. To mocno podbiło przede wszystkim ceny ropy, ale też błękitnego paliwa.
Przed kilkoma dniami cena gazu w Europie ustanowiła nowy rekord po wybuchu pożaru w fabryce Gazpromu na Syberii, gdzie przygotowuje się kondensat gazowy do transportu gazociągiem Jamał-Europa. W wyniku wypadku przesył gazociągiem jamalskim spadł o połowę. Ceny gazu poszybowały do rekordowych 545 dol. za 1000 m sześc.
Raz na wozie, raz pod wozem
Teraz mamy czas wysokich cen, ale przecież w ubiegłym roku sytuacja była zupełnie inna. Światowy sektor gazu stanął przed wyzwaniem pandemii, która ograniczyła popyt na surowiec, w tym ze strony Chin. Zamrożone gospodarki i wstrzymana praca części fabryk, szczególnie azjatyckich, uderzyły w rynek gazu. Mieliśmy do czynienia z nadpodażą na rynku LNG.
Z tych samych powodów doszło do drastycznego spadku cen ropy. Lockdowny, ograniczenia w przemieszczaniu i praktycznie wstrzymanie ruchu lotniczego sprawiły, że popyt na rolę spadł zasadniczo, a w pewnym momencie, wiosną 2020 r., kontrakty na amerykańską ropę WTI spadły do poniżej zera, do minus 40 dol. za baryłkę. Ta sytuacja miała dodatkowe przełożenie na cenę gazu w kontraktach, w których cena gazu jest powiązana z ceną ropy. Do tego doszła wyjątkowo łagodna zima i wyjątkowo wysoki stan zapasów w magazynach zarówno w Europie, jak i w Azji.
Ubiegłoroczny spadek cen paliwa dał się mocno we znaki jego producentom, którzy ocierali się o próg rentowności, co spowodowało spadek inwestycji w sektorze wydobycia, a w efekcie ograniczyło napływ surowca z nowych źródeł.
Pieniądze lubią spokój. Ale o spokój w biznesie, szczególnie na rynku surowców, jest trudno. Czynników cenotwórczych jest bardzo wiele, ostatnie półtora roku obfituje w nie szczególnie mocno. Fluktuacje na rynku gazu pokazują, jak szybko i z jaką siłą kolejne zdarzenia wpływają na ceny błękitnego paliwa.
Sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie, trudno przewidzieć, co przyniesie kolejny dzień. Raczej nie ma co liczyć na stabilizację, bo dzieje się bardzo wiele, począwszy od globalnych aktywności w zakresie klimatu po starcia polityczne między krajami. W tle rozgrywa się nierówna walka z wirusem COVID-19 i ryzyko kolejnych fal pandemii, które systematycznie nadgryzają stan światowej gospodarki. Pozostaje jedynie wyciągać wnioski z wcześniejszych doświadczeń.