Branża dopiero w kolejnych kwartałach w pełni odczuje negatywne skutki COVID-19. A na tym jej problemy się nie kończą.
Wśród przyczyn negatywnych perspektyw w tym roku Polska Grupa Energetyczna wymienia wzrost kosztów emisji CO2, ograniczenie liczby darmowych uprawnień do emisji, niższe ceny energii elektrycznej i spodziewany spadek zużycia energii jako efekt COVID-19 oraz spowolnienia gospodarczego. Energa zwraca uwagę także m.in. na poziom taryfy dla gospodarstw domowych zatwierdzonej przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki na 2020 r. (spółki uważają, że nie pokrywa ona ich wszystkich kosztów) i zagrożenie suszą, która może pogorszyć warunki dla produkcji energii ze źródeł odnawialnych.
Od pewnego czasu jako remedium na problemy branży prezes PGE Wojciech Dąbrowski promuje pomysł przeniesienia bloków węglowych z grup energetycznych do spółki w pełni kontrolowanej przez państwo. Chodzi o to, by umożliwić koncernom pozyskanie tańszego finansowania na rozwój i inwestycje, m.in. w OZE.
–To oczywiście nie jest nowe rozwiązanie w energetyce, my jako pierwsi powiedzieliśmy o tym odważnie i głośno. Mam nadzieję, że uzyska ono aprobatę administracji rządowej, ale także Komisji Europejskiej – mówił Dąbrowski w zeszłym tygodniu podczas konferencji wynikowej. Jak dodał, aktywa węglowe w oddzielnej spółce byłyby następnie w ciągu 20–25 lat wygaszane.
To przypomina model zapoczątkowany w Niemczech. W 2016 r. na skutek polityki Energiewende E.ON wydzielił energetykę konwencjonalną do spółki Uniper, zostawiając sobie źródła odnawialne i innowacje.
Według Dąbrowskiego koncepcja koncernów multienergetycznych została w Europie zaniechana, a dziś stawia się na specjalizację.
Ostatni ruch na polskim rynku, czyli przejęcie Energi przez Orlen, to jednak kierunek multienergetyczny. W tę stronę chce też zmierzać prezes PGNiG Jerzy Kwieciński.
Strategia państwowych firm zależy jednak w głównej mierze od wyborów rządu. Wicepremier Jacek Sasin zapowiadał, że w najbliższym czasie jego resort aktywów państwowych powinien przedstawić plan restrukturyzacji energetyki.
Szef PGE, największego wytwórcy prądu w kraju, podkreślał, że jego firma jest zainteresowana akwizycjami. Jako potencjalne segmenty wymienił farmy wiatrowe na lądzie i ciepłownictwo. Na razie jednak firma tnie niektóre projekty i inwestycje – te niezwiązane z podstawową działalnością grupy na łączną kwotę ponad 1 mld zł. Były one zaplanowane do realizacji do 2024 r.
– Podjęliśmy także decyzję o niekontynuowaniu budowy samochodu elektrycznego. Wybudowane zostały dwa prototypy i dzisiaj spółka Electromobility poszukuje inwestora na budowę fabryki – mówił Dąbrowski.
Spółka skupia się teraz m.in. na inwestycji w dwa duże nowe bloki gazowe w Elektrowni Dolna Odra.
W technologii gazowej będzie realizowany także zapewne nowy blok w Ostrołęce, budowany przez Energę i Eneę. – Oczywiście uwzględniamy zadeklarowaną przez Orlen chęć uczestnictwa w projekcie w formule gazowej, natomiast analizy są dalej prowadzone, a o ich efektach co do finalnych decyzji będziemy państwa informować już wkrótce – zastrzega Dominik Wadecki, wiceprezes Energi ds. operacyjnych.
W I kwartale zysk operacyjny EBITDA grupy PGE był o 2 proc. mniejszy rok wcześniej. Wyniósł 1,8 mld zł. Zysk netto spadł w tym czasie z 612 mln zł do 485 mln zł. EBITDA Energi wyniosła w I kwartale 568 mln zł wobec 554 mln zł rok wcześniej, a zysk netto obniżył się ze 186 mln zł do 111 mln zł.
Gdańska grupa oszacowała, że wpływ trwającej pandemii na wynik operacyjny grupy m.in. w postaci zmniejszenia sprzedaży i dystrybucji prądu to ok. 27 mln zł. Spadek zapotrzebowania na prąd będzie bardziej odczuwalny w kolejnym kwartale. PGE zwraca z kolei uwagę na pogłębiający się spadek cen: średnia cena hurtowa spółki w kontraktach na dostawy w tym roku w segmencie konwencjonalnej energetyki i ciepłownictwa to ok. 280 zł za megawatogodzinę. Przeciętna stawka w umowach na przyszły rok to 233 zł.