Złagodzenie wymogów programu ma spowodować, że samorządy chętniej sięgną po rządowe pieniądze. Pozostaje jednak to, co najbardziej je do niego zniechęca, czyli konieczność dołożenia środków gminnych i samodzielne prowadzenie inwestycji
W bardzo wielu gminach prawdziwy kłopot w walce ze smogiem sprawiają domy należące do najbiedniejszych rodzin – są najczęściej stare, nieocieplone, a w przestarzałych piecach grzewczych spala się złej jakości paliwo, a często wręcz odpady. Takich mieszkańców nie stać na uczestnictwo w programie „Czyste powietrze” (gdzie należy mieć wkład własny). Często też nie są w stanie samodzielnie wypełnić wniosku i zorganizować inwestycji. Nie mają też szans na jakikolwiek kredyt czy pożyczkę. To właśnie z myślą o przygotowano program „Stop smog”, w którym to gminy (ze pomocą rządowych środków) mają ich wesprzeć przy likwidacji kopciuchów i termomodernizacji domów. Niestety do tej pory z programu tylko cztery samorządy, przy czym kilka innych jest na etapie uzgodnień ze stroną rządową.

Ukrócona niepewność

To, co najmocniej zniechęcało gminy do korzystania z programu, to 10-letnia odpowiedzialność za jego efekty – w przypadku ich niedotrzymania JST musi zwrócić dotację. – W przypadku tego programu to gmina, a nie beneficjent odpowiada za właściwe użycie środków i niejako ona ręczy za obywatela. W dodatku przez bardzo długi okres, rzadko spotykany w innych programach pomocowych – zauważa Paweł Ścigalski, pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. jakości powietrza. W tym czasie jednostka musi kontrolować beneficjentów. Sprawdzać czy corocznie przeprowadzają kontrole kominiarskie, a także czy nie zamontowali dodatkowo kopciucha, albo nie zdemontowali i nie sprzedali nowego źródła ogrzewania oraz czy nie stosują paliw niskiej jakości i nie spalają śmieci.
Rząd postanowił więc, w nowelizacji ustawy termomodernizacyjnej, skrócić termin odpowiedzialności gminy z 10 do 5 lat.

Nie tak wielkie docieplenie

Kolejna przyczyna niechęci gmin do program leży w bardzo wysokich wymaganiach co do termomodernizacji. Zgodnie z obowiązującym jeszcze dziś programem w wyniku przeprowadzonych robót średnie zapotrzebowanie na energię grzewczą w domu trzeba zmniejszyć o 50 proc. Ale uzyskać ten poziom nie jest łatwo i 53-tysięczne wsparcie (tyle w sumie można uzyskać na jeden dom jednorodzinny) może nie wystarczyć. Dlatego zaproponowana w noweli zmiana, obniżająca poziom do 30 proc., została przyjęta przez JST z ulgą. Ale nie przez organizacje ekologiczne. – Ograniczenie minimalnych oszczędności energii z 50 do 30 proc. oznacza płytką termomodernizację i jedynie częściowe rozwiązanie problemu – mówi Aleksander Śniegocki z WiseEuropa. Przyznaje jednak, że może to być pragmatyczne rozwiązanie. Warunkiem jest przyjęcie przez samorządy etapowego podejścia do modernizacji budynków: skupienia się w najbliższej dekadzie przede wszystkim na masowej wymianie źródeł ciepła, a w perspektywie 2050 r. – na stopniowej, głębokiej renowacji budynków zapewniającą osiągnięcie neutralności klimatycznej. Ekspert wyjaśnia, że to drugie zadanie jest zdecydowanie bardziej kapitałochłonne.
Inny pomysł na rozstrzygnięcie tego dylematu ma Piotr Siergiej z Polskiego Alarmu Smogowego. Uważa on, że wymogi energetyczne należałoby zróżnicować zależnie od stanu budynku czy też jego efektywności energetycznej. – Dla bardzo starego domu te 30 proc. to jest prawie nic. Może oznacza tylko ocieplenie strychu czy wstawienie okien. Koszt ogrzewania dla beneficjenta pozostanie wysoki. Z kolei redukcja zapotrzebowania na energię do 50 proc. w domu częściowo ocieplonym może się wiązać z bardzo wysokimi kosztami, na które rządowa dotacja z pewnością nie wystarczy – wyjaśnia.
Problem kosztów ogrzewania dla nie w pełni docieplonego domu beneficjenta programu widzi też Leszek Świętalski ze Związku Gmin Polskich (ZGW). Jak wskazuje, w programie nie przewidziano wsparcia dla indywidualnych gospodarstw w sytuacji, gdy nowe źródło ciepła będzie droższe od dotychczasowego i przekroczy jego finansowe możliwości.

Precyzyjnej wyliczone

Gminy, które startowały w programie, skarżyły się na niepełną i nieprecyzyjną listę działań, które pozwalając na wliczenie dotacji w koszty. Także to poprawiono w nowej ustawie. Pieniądze będzie można dostać nie tylko na wymianę pieców czy urządzeń do podgrzewania wody, ale i na zainstalowanie fotowoltaiki, a nawet pompy ciepła. Możliwe też będzie podłączenie domu do takich urządzeń przewidzianych dla kilku posesji lub pokrycie dotacją kosztów przyłączenia do sieci ciepłowniczej czy elektroenergetycznej – jeśli ma to związek z wymianą urządzeń (dopuszczalne jest zasilanie domów prądem elektrycznym). Z rządowego wsparcia można będzie zmodernizować wentylację albo naprawić lub przebudować przewody kominowe. W koszty będzie także można wliczy niektóre zadania związane z przygotowaniem przedsięwzięcia, nadzorem inwestorskim, konserwacją i ubezpieczeniem urządzeń w tym czasie, gdy trzeba utrzymać efekty inwestycji. Niektóre urządzenia (np. instalację fotowoltaiczną) gmina może nabywać na własność i użyczać jej beneficjentowi. Może też do przedsięwzięcia więcej dopłacić, oczywiście jeśli ma z czego, a pieniądze z programu nie wystarczają.
W tym szerokim katalogu zabrakło jednak, jak wskazuje doradzający Związkowi Gmin Wiejskich Mariusz Marszał, działań związanych z usuwaniem azbestu. – Wprawdzie jest obowiązek likwidacji azbestu, lecz można to zrobić do 2032 r. Jaki jest sens docieplania stropodachu, który za parę lat musi zostać ponownie wymieniony ze względu na pokrycie azbestem – zastanawia się ekspert. Dlatego ZGW chce wprowadzić taką zmianę do „Stop smog”.

Mniej domów naraz

Kłopotem dla samorządów zamierzających startować w programie jest też znalezienie odpowiedniej liczby chętnych. Nie każdy właściciel budynku chce się godzić, by zakontraktowana przez gminę firma działała na jego nieruchomości i dokonywała zmian według swoich planów. – Ze zgodą wejścia i użyczenia nieruchomości zawsze są poważne kłopoty, mieliśmy z tym do czynienia już przy innych programach unijnych – potwierdza Leszek Świętalski. Tymczasem minimalna pula domów uprawniająca gminę do uczestnictwa w programie to 2 proc. Nowelizacja zmniejsza tę liczbę o połowę, a w gminach do 100 tys. mieszkańców możliwe będzie przystąpienie do programu nawet wtedy, gdy znajdzie się tylko 20 chętnych. – To z pewnością uelastyczni program, pozwoli skorzystać większej liczbie samorządów – uważa Aleksander Śniegocki.

Natłoku chętnych raczej nie będzie

Czy jednak wprowadzone zmiany spowodują znaczący napływ samorządów do programu? – W dobie koronawirusa niewiele gmin może dokładać do nowych zadań. A w „Stop smog” trzeba dołożyć 30 proc. Wiele jednostek na to nie stać. Zwłaszcza że specjalistów z tego zakresu, np. doradców energetycznych, też musimy zatrudniać na własny koszt. – Chcieliśmy żeby ich działania pokrywały ze swoich środków wojewódzkie fundusze ochrony środowiska – mówi Leszek Świętalski.
Obawy wciąż budzi czas, w jakim ma być zrealizowany program i ewentualny zwrot środków, gdyby został przekroczony. Wprawdzie został on wydłużony z trzech do czterech lat, lecz tylko w sytuacjach, w których gmina zdecyduje się przeprowadzić termomodernizację ponad 2 proc. domów. Tymczasem inwestycja związana z przeprowadzeniem termomodernizacji w wielu miejscach w jednym czasie może zostać zastopowana choćby przez niesprzyjające warunki pogodowe czy np. upadłość firmy, z którą samorząd podpisał umowę. Zdaniem Piotra Siergieja lepiej byłoby, żeby termomodernizacje odbywały się nie w ramach zmasowanej akcji, a mieszkańcy sukcesywnie przystępują do programu „Czyste powietrze”.

opinia eksperta

Gminy zmuszone do roli inwestora, obawiają się roszczeń

DGP
Zmiany idą w dobrym kierunku, bo pozwalają skorzystać ze wsparcia większej niż do tej pory liczbie samorządów. To, że było ich tak mało, wskazywało, że „Stop smog” nie cieszył się dużą popularnością.
Największy problem z tym programem jest taki, że samorządy nie do końca są przygotowane do narzuconej im roli inwestora. Nawet jeżeli w przetargu wybiorą firmę, która zostanie wykonawcą, jest obawa, co będzie, gdy potencjalny beneficjent przyjdzie do gminy z roszczeniem, bo coś nie zostało dobrze zamontowane, dach przecieka, a urządzenie się popsuło? Doświadczenia pierwszych samorządów wskazują, że nie wszystkie prace były wykonane zgodnie ze sztuką budowlaną. Dlatego rozumiem opór urzędników przed braniem na siebie takiej odpowiedzialność.
W Krakowie poszliśmy inną drogą. To mieszkańcy decydowali, jaką firmę wybiorą, jaki rodzaj urządzenia grzewczego czy paliwa się zdecydują. Mogli również za pomocą pełnomocnictwa scedować załatwienie całej sprawy przez firmę. Miasto przygotowało listę rekomendowanych przedsiębiorców, zapewniło wsparcie doradców energetycznych. Zatrudniliśmy również osoby, które pomagały im wypełniać wnioski. Dzięki tym wszystkim działaniom nie musieliśmy brać pełnej odpowiedzialności, a mieszkańcy mieli wolny wybór w wyborze inwestora.
Wielka baza kopciuchów
Nowelizacja ustawy termomodernizacyjnej zakłada, że w ciągu kilku lat zacznie funkcjonować Centralna Ewidencja Emisyjności Budynków. Na jej powstaniu zależało organizacjom ekologicznym, które są zdania, że zinwentaryzowanie kopciuchów (i innych rzeczy, które mają wpływ na zanieczyszczanie powietrza) pomoże samorządom w wyborze najbardziej optymalnych działań na ich terenie.
Jednak wielość danych, które mają być wprowadzane do tego systemu, przyprawia o ból głowy. Mają się tam znaleźć informacje o 5–6 mln domów. Wpisywać do niej będą musieli się właściciele pieców i innych urządzeń grzewczych (także do podgrzewania wody czy kuchni). Poza informacjami o źródłach ciepła znaleźć się w niej mają dane o charakterystyce energetycznej budynków. Trafią tam także informacje o właścicielach i zarządcach nieruchomości, udzielonym mieszkańcom dofinansowaniu i o świadczeniach z pomocy społecznej. Także o emisji gazów wprowadzanych przez przedsiębiorcę.
Koszt utworzenia bazy wyceniono na 31 mld zł, z czego ponad 26 mln ma pochodzić z UE. I choć mówi się, że baza ruszy w 2023 r., to mało kto w to wierzy, biorąc pod uwagę, ile trwało tworzenie Bazy Danych o Odpadach. Samorządowców irytuje jeszcze jedno – w okresie rozruchu ewidencji będą musieli włożyć wiele pracy w przygotowanie i wprowadzenie danych. Bez żadnej rekompensaty.