Prawnicy stali się przedsiębiorcami i nie można tego nie zauważać. Nadszedł czas, w którym samorządy powinny podjąć działania pozwalające na choćby częściowe urynkowienie naszego zawodu - twierdzi Agata Rewerska.
Prawnicy stali się przedsiębiorcami i nie można tego nie zauważać. Nadszedł czas, w którym samorządy powinny podjąć działania pozwalające na choćby częściowe urynkowienie naszego zawodu - twierdzi Agata Rewerska.
Gdyby dziś otrzymała pani dyplom prawnika, zdecydowałaby się pani znów na aplikację radcowską, biorąc pod uwagę jej cenę i jakość szkolenia?
To jest trudne pytanie – dzisiaj nie trzeba kończyć aplikacji, aby móc funkcjonować na rynku usług prawnych. Obawiam się nawet, że możliwości rynkowe osób niezrzeszonych w korporacjach prawniczych są większe. Proszę się przyjrzeć choćby konstrukcji form wykonywania zawodu, kwestii dotyczących specjalizacji czy pozyskiwania klientów.
Nie istniejemy już w zamkniętej enklawie, gdzie każdy, kto świadczył pomoc prawną, musiał być radcą prawnym czy adwokatem. Dzisiaj tych podmiotów na rynku jest więcej – mogą prowadzić działalność w formie spółek kapitałowych, reklamować się, składać oferty klientom, przygotowywać programy lojalnościowe etc.
Od jakiegoś czasu staliśmy się przedsiębiorcami i nie można tego nie zauważać.
Co więcej, w mojej ocenie nadszedł czas, w którym samorządy powinny podjąć działania pozwalające na choćby częściowe urynkowienie naszego zawodu. Odnoszę także wrażenie, że jeśli my sami nie zajmiemy się dostosowaniem naszych zasad wykonywania zawodu do zasad rynkowych, to rynek zrobi to za nas.
Podmioty niezrzeszone w korporacjach mogą bowiem zacząć stopniowo wypierać nas z rynku. Tę kwestię zresztą postrzegam jako jedno z najważniejszych zadań nadchodzącej nowej kadencji samorządu radców prawnych.
Podziwia pani obecnych aplikantów czy raczej im współczuje?
Podziwiam. Niełatwo jest łączyć pracę, rodzinę i naukę, szczególnie gdy ta nauka jest bardzo wymagająca i głównie pamięciowa. Czy współczuję – nie wiem. Sytuacja na rynku uległa znaczącemu pogorszeniu.
Prawników, aplikantów, radców prawnych jest obiektywnie więcej, zaś rynek usług prawniczych nie poszerza się odpowiednio dynamicznie. W Polsce brakuje ugruntowanej kultury prawnej, nie chodzi się do prawnika, nie ma prawników rodzinnych, mali i średni przedsiębiorcy rzadko korzystają z doradztwa prawnego...
Już dziś zaczyna brakować pracy dla prawników. W ślad za tym idzie także ograniczone zainteresowanie rynku zatrudnianiem aplikantów, którzy z jednej strony mogą stawać w sądach, z drugiej jednak podlegają obowiązkowemu zwolnieniu od pracy tytułem szkolenia aplikacyjnego i egzaminu końcowego, a nie każdy z dzisiejszych przedsiębiorców prawników zajmuje się procesem.
Odzwierciedleniem tego jest także fakt, iż znacząca część aplikantów, przystępując do egzaminu końcowego, nie ma doświadczenia zawodowego. Z drugiej jednak strony dzisiaj przed młodymi ludźmi stoją możliwości, których my w 2003 r. nie mieliśmy i nawet nie mieliśmy co o nich marzyć.
Jakie najsłabsze punkty ma dzisiejsze szkolenie aplikacyjne? Czego aplikacja nie uczy?
Słuchając opinii aplikantów, odnosi się wrażenie, że szkolenie jest zbyt mało praktyczne, w szczególności w świetle wymagań stawianych przed nimi przez egzamin końcowy. Wrażenie takie wzmaga ograniczona możliwość odbywania praktyk zawodowych na rynku czy podjęcia pracy.
W mojej ocenie szkolenie aplikacyjne powinno (niezależnie od tego, jakie cele systemowe są stawiane przed aplikacją) przygotowywać aplikantów w kompleksowy sposób do samodzielnego, świadomego wykonywania zawodu. W 2003 r. złożyłam pierwszy projekt, propozycję zmiany szkolenia aplikacyjnego, proponując większe upraktycznienie zajęć. Moje koncepcje długo nie mogły trafić na sprzyjający grunt.
Dziś samorządy prowadzą daleko zakrojone prace, aby jednak zwiększyć praktyczność zajęć i ich przydatność do wykonywania zawodu. Myślę, że to bardzo dobry kierunek, niemniej z naszych statystyk wynika, że zaledwie 1 osoba na mniej więcej 20–30 przygotowujących się do egzaminu ma jakiekolwiek doświadczenie procesowe – zatem do zrobienia jest jeszcze bardzo wiele.
Czego najtrudniej nauczyć dzisiejszych aplikantów? Zwłaszcza tych, którzy nie pracują w kancelariach, nie mają kontaktu z sądem, a ich kontakt z patronem ogranicza się do kilku spotkań rocznie?
Prawniczego myślenia – postrzegania świata w inny, specyficzny sposób, odcięcia się od emocji, przewidywania ruchów i pomysłów przeciwnika, wyczucia procesowego, planowania strategicznego rozpraw czy negocjacji, przewidywania konsekwencji procesowych wprowadzanych w umowy zapisów...
Tego wszystkiego, co jest wykonywaniem tego zawodu. Prosto jest nauczyć się prawa na pamięć, zapamiętać formułki zarzutów, klauzule umowne, techniki negocjacyjne, ale szalenie ciężko nauczyć jego stosowania. Proste pytanie „dlaczego” powoduje całkowitą konsternację. I tego w mojej ocenie powinno uczyć postuniwersyteckie szkolenie praktyczne – i w mojej ocenie z taką myślą powstały aplikacje prawnicze.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama