OPINIA
dr hab. Krzysztof Kalicki, wieloletni prezes Deutsche Banku, prof. Akademii Leona Koźmińskiego
Opinie dotyczące jakości umów walutowych kredytów hipotecznych są skrajne. Opierają się na nieścisłościach i nieprawdziwych twierdzeniach. Wynika to przede wszystkim z braku wiedzy o podstawowych mechanizmach gospodarki i działaniu rynku finansowego.
Fałszywe interpretacje mechanizmów gospodarczych, którym ulegają sądy, prowadzą do orzecznictwa tworzącego rażącą asymetrię między wierzycielami a dłużnikami, uderzającego w fundamenty stosunków zobowiązaniowych i różnicującego dłużników walutowych i złotowych.
Jednostronne, prokonsumenckie interpretacje faktów wprowadzają de facto nierównowagę między stronami, zamiast ją przywrócić, jeżeli faktycznie dochodziłoby do rażącego naruszenia interesu konsumenta. Podważają też wiarę w zasady etyczne leżące u podstaw umowy społecznej kreującej porządek prawny i gospodarczy. Jako ekonomista czuję się w obowiązku odnieść się do herezji ekonomicznych prezentowanych w uzasadnieniach znanych mi wyroków.
Ignorowanie zasad działania rynku
Kredytobiorcy walutowi - konsumenci najczęściej żądają w swoich powództwach (zresztą zmienianych podczas trwania procesu wielokrotnie) unieważnienia umowy kredytu walutowego z powodu zastosowania przez bank, jako przedsiębiorcę, postanowień odwołujących się do tabeli kursowej banku. Na tej podstawie budowana jest przekraczająca racjonalne granice argumentacja, że „sporne klauzule umowne dają bankowi uprawnienie do „dowolnego” i „jednostronnego” ustalania kursów”. Skoro bank rzekomo „jednostronnie kształtował kursy w swojej tabeli i tym samym wysokość spreadu, konsument nie miał na nie wpływu, co stanowi rażące naruszenie interesów konsumenta i jest sprzeczne z dobrymi obyczajami. Takie ukształtowanie umowy oznacza dysproporcję praw i obowiązków konsumenta i przedsiębiorcy”.
Taka argumentacja pokazuje, że niektóre sądy często w ogóle nie przeprowadzają żadnego dowodu w tym zakresie. Nie biorą pod uwagę faktu, że to rynek walutowy, a nie bank, kształtuje kursy walut. Co więcej, widać tu brak zrozumienia, jak i dlaczego zmieniają się spready.
Powtarzanie, że banki jednostronnie i arbitralnie ustalały kursy walut wskazane w tabelach, jest niczym nieuzasadnione, natomiast stanowi chwytliwe hasło wykorzystywane przez lobby, któremu udało się wprowadzić taką nieprawdziwą retorykę do przestrzeni publicznej. Określenia ustalanie/wyznaczanie nie oznacza samo w sobie „dowolnego”, „jednostronnego” wskazania wartości waluty w danej dacie czy godzinie. Wielki Słownik Języka Polskiego bez wątpliwości wskazuje, że „ustalać” oznacza “zdecydować o ostatecznej formie, postaci lub przebiegu czegoś”, „stwierdzić coś, wykazywać po uprzednim zbadaniu, dociekaniu; ustalić stan faktyczny, ustalanie winy, ustalanie autorstwa, faktów”.
Ignorowanie prawidłowej interpretacji terminów i taki sposób myślenia prowadzi do wniosków, że całe nasze otoczenie gospodarcze działa z naruszeniem interesu konsumenta (tj. jest abuzywne) To przecież zawsze sprzedawcy ustalają ceny towarów i usług, do tego przedstawiają klientom tabele ze swoimi produktami i cenami. W tym sensie abuzywne byłyby statystyki państwowe, takie jak ustalana przez GUS inflacja, średnia płaca, kurs Narodowego Banku Polskiego - określają instytucje i zapisują w swoich tabelach. Abuzywne musiałyby być zatem również ustalenia podatkowe urzędów skarbowych, czy ustalenia dotyczące przekroczenia szybkości. Sprowadzając sprawę do absurdu abuzywne są również badania lekarskie, ponieważ analityk ustala poziom białych lub czerwonych krwinek, poziom cukru czy ciśnienia. Tak byłoby, gdyby nie następowało to po uprzednim zbadaniu i odniesieniu się do obiektywnych faktów (jak wskazuje definicja słownikowa).
Tymczasem za każdym ustaleniem stoi proces albo analizy ekonomicznej, albo dane źródłowe, albo inne narzędzie lub fakty. Na wolnym rynku nie można mówić o abuzywności kursu walutowego, czy jakichkolwiek innych wolnych cen. Pytanie, na które sądy nierzadko nie odpowiadają, dotyczy tego, jak kurs waluty (jak każda inna cena) jest „ustalany”. Kursy walut nie są ustalane przez żaden bank indywidualnie, lecz przez efektywny, płynny, funkcjonujący 24 godziny 7 dni w tygodniu rynek. Abuzywne (w moim przekonaniu nadmiarowe i nieuzasadnione) interpretacje niektórych sędziów abstrahują kompletnie od tego faktu. Czy sąd może nie dostrzegać tego oczywistego faktu działania gospodarki rynkowej? Kursy walut wprowadzane do tabel kursowych banków nie są oparte na jednostronnej decyzji, ale wynikają z kursów notowanych obiektywnie na rynku. Banki, podobnie jak inne instytucje, w procesie ustalania kursu walutowego na podstawie informacji z rynku kierują się pragmatyką (a nie dowolnością) – ten proces opisują procedury, work-flow’y, regulaminy. Dlatego też, jeżeli sąd utrzymuje, że bankowa tabela ma charakter abuzywny, ponieważ w umowie „nie określa jednoznacznych i weryfikowalnych zasad określenia tego kursu” i niczym nie uzasadnia tego twierdzenia, świadczy jedynie o tym, że najprawdopodobniej brakuje zrozumienia, jak funkcjonuje rynek walutowy.
Na rynku globalnym nie ma jednoznacznego, jednego, średniego kursu walutowego. Co najwyżej mogą być średnie kursy różnych instytucji tego rynku jak Reuters, Bloomberg, brokerzy, banki. Ten rynek nie jest rynkiem zinstytucjonalizowanym, jak giełdy, ale nie ma wątpliwości, że wartości średnie z tych wszystkich źródeł mogą się różnić tylko nieistotnie mało[1]. W żadnym razie te nieistotnie małe różnice nie mogą rażąco naruszać interesów konsumentów. W kontekście takiego uzasadnienia twierdzenie, że „uprawnienie banku do określania wysokości kursu sprzedaży CHF nie jest w żaden sposób formalnie ograniczone, zwłaszcza nie przewiduje wymogu, aby wysokość kursu ustalonego przez Bank pozostawała w określonej relacji do średniego kursu NBP lub kursu ukształtowanego przez rynek walutowy” kłóci się z powszechnie stosowanymi w bankach procedurami i regulaminami dotyczącymi procesu ustalania tabel kursowych. Pytanie, czy sąd badał prowadząc postępowanie, jaka jest procedura tworzenia tabel oraz czy badano różnice średnich kursów NBP i banków. A wystarczy porównać relacje kursów średnich banków i NBP – ponieważ wszystkie te instytucje ustalają swoje kursy w oparciu o rynkowe kursy walut i te same lub podobne źródła informacji. To nie banki, a rynek ustala wartości kursów walut w danej chwili.
Dlatego dużym nieporozumieniem są twierdzenia sądów, że np.: „Kredytobiorca narażony został zatem na arbitralność decyzji banku, a równocześnie, wobec braku jakichkolwiek kryteriów, nie przysługują mu żadne środki, które pozwoliłyby chociażby na późniejszą weryfikację prawidłowości kursu ustalonego przez bank. Bez wątpienia stanowi to rażące naruszenie interesów konsumenta, narażając go na brak bezpieczeństwa i możliwości przewidzenia skutków umowy”. Jak widać, sąd uważa, że kursy walut nie wynikają z procesów rynkowych, tylko z abstrakcyjnej decyzji dealera (rzekoma arbitralność decyzji banku). I dalej, wbrew doświadczeniu i rzeczywistości, sąd uważa, że klient nie może zweryfikować kursu. Kursy rynkowe wystarczy sprawdzić w archiwalnych notowaniach w tabelach banków, w Internecie, w kantorach etc.
Nie jest zrozumiały zarzut, że klient nie zweryfikuje kursu - bo to klient dokonuje wyboru kursu, który mu jest znany w momencie decyzji, gdzie dokonuje zakupu waluty – w kantorze, w banku „swoim” lub innym, w fintechu internetowym. Kurs jest mu znany przy wyborze partnera transakcji – ex ante, a na rynku nie ma logicznego uzasanienia sprawdzanie, w jaki sposób doszło do ustalenia takiej, a nie innej wartości waluty. Czy ktoś bowiem sprawdza, jak ustalana jest cena jabłek, rzodkiewek, samochodu czy nieruchomości? Ceny tych produktów też wyznacza rynek. Na efektywnym rynku klient po prostu wybiera, u kogo kupi lub komu sprzeda dany towar kierując się ceną lub wygodą transakcji.
Abuzywna nie może być wysokość kursu czy cena rynkowa – to jest kompletny absurd. Naruszeniem dobrego obyczaju byłoby niestosowanie zasad pozwalających przenieść średni kurs rynkowy z rynku walutowego (jako referencji) do tabeli kursowej, lecz jego administracyjne narzucenie stronom transakcji. W warunkach konkurencyjnego rynku te kursy również podlegają presji rynku, nie pozwalając na żadną dowolność, która mogłaby godzić w interesy banków i klientów.
Sądy zdają się ignorować fakt, że kursów walut nie wyznacza bank, tylko rynek walutowy. Ten stojcyu w sprzeczności z rzeczywistością pogląd jest wielokrotnie w wielu orzeczeniach powtarzany, a konsekwencje uznania abuzywności postanowienia umownego odnoszącego się do tabel kursowych ma nieobliczalne skutki gospodarcze. Trzeba bowiem pamiętać, że mechanizm wymiany walutowej jest wpisany w bardzo wiele usług bankowych i nie wzbudzał oraz nie wzbudza, jako standardowy produkt finansowy, żadnych kontrowersji. I nie powinien, ponieważ swobodna wymiana waluty jest podstawowym elementem wolnej gospodarki rynkowej. Czy konsumenci podważają zmiany cen paliw – też zależnych od kursu waluty? Kwestionowanie tej swobody może doprowadzić do ograniczenia podaży usług świadczonych na rzecz konsumentów. Można mieć duże wątpliwości, czy będą z tego powodu zadowoleni.
Banki miały wiedzę tajemną?
Fundamentalnie błędną interpretacją prezentowaną przez sądy jest uznanie, że „klauzule przeliczeniowe, a także postanowienie umowy kredytu określające kwotę kredytu w walucie, wprowadzały nierównowagę kontraktową stron i w połączeniu z brakiem informacji o ryzykach były sprzeczne z dobrymi obyczajami, a abuzywność tych postanowień skutkuje brakiem możliwości utrzymania ważności umowy”
Sądy nie precyzują jednak, na czym polegała nierównowaga kontraktowa stron. Sądy, nie mając wiedzy na temat rynku walutowego uważają, że bank mógł mieć jakąś tajemną wiedzę na temat ryzyka kursowego, jakiej nie miał klient. Taka teza stoi w sprzeczności zarówno z teoriami rynków walutowych, jak i z praktyką rynkową. Sądy bezpodstawnie zakładają, że bank inaczej szacował kurs i ryzyko dla siebie, a inaczej dla klienta, czemu przeczą fakty. Z tego paralogizmu sądy dalej bezpodstawnie wywodzą, że bank działa sprzecznie z dobrymi obyczajami. Oczywiście w tym zakresie, nie ma żadnego dowodu, że jakiś obyczaj został naruszony lub bank wykazał złą wolę, czy nieuczciwość. Trzeba bowiem podkreślić, że do analizy ryzyka kredytowego bank przyjął dokładnie te same założenia dotyczące ryzyka kursowego, które przedstawił klientowi, czyli zachowana jest absolutna symetria założeń. Wiedza i kalkulacja ryzyka oczekiwanych zmian kursu walutowego może tylko wynikać z historycznych doświadczeń zmian kursów na dany moment w czasie. Oczywiście, te szacunki mogą się z czasem dynamicznie zmieniać pod wpływem nowych informacji i zmian sytuacji rynkowych lub politycznych – w kolejnych latach funkcjonowania umowy kredytowej.Z tego też powodu uważam za nieakceptowalne stwierdzenie, że bank nie wykonał obowiązku informacyjnego względem powodów w stopniu wystarczającym, tj. „nie przekazał w należyty sposób informacji o ryzyku zmiany kursu CHF oraz ryzyku związanym z samym zawarciem umowy”. Pomija się zupełnie fakt, iż to klienci wyrażali wolę zawarcia kredytów walutowych, ponieważ były znacznie tańsze, a raty niższe od kredytów w złotych rozliczanych wg stawki oprocentowania uzależnionej od stawki WIBOR – również zmiennej i również ustalanej. Oczywiście zarzutom sformułowanym przez sądy nie towarzyszy żadna interpretacja, co rozumie pod niezwykle pojemnym pojęciem „należyty”. Podejrzewam, że za tym ogólnym stwierdzeniem nie kryje się żadna konkretna metodyka wykonania obowiązku informacyjnego, której oczekiwałby sąd. A przecież bank przekazywał klientowi tę samą wiedzę, jaką w owym czasie sam dysponował.
Przewidywać nieprzewidywalne
Jednym z zarzutów eksponowanych przez niektóre sądy jest kwestia określenia ryzyka zmiany kursu walutowego w momencie udzielania kredytu w walucie. Samo to, że bank szacował zmianę kursu w symulacji rat na około 20% nie może być zinterpretowane, jak to robią sądy, jako zapewnienie, że kurs nie wzrośnie o więcej niż 20%. I Szacowane na podstawie historycznych zmian kursów ryzyko nie może być interpretowane, jako wartość pewna – bo z natury rzeczy ryzyko jest tylko oszacowaną na dany moment niepewnością. Ani bank, ani konsument nie mogą znać przyszłości, a taka estymacja wynikała w tamtym czasie z dostępnej informacji o średniej zmienności kursu pary walut CHF do PLN i była jak najbardziej profesjonalnie uzasadniona. Jest kardynalnym nadużyciem sądu, aby dokonaną kilkanaście lat wcześniej ocenę najbardziej prawdopodobnej zmiany kursu - obliczonej rzetelnie na podstawie danych – w tamtym okresie dostępnych – jako wartości pewnej i nie przekraczalnej, i w sposób niedozwolony (sprzecznie z nauką, wiedzą i praktyką) interpretować ją jako zdeterminowanej przez bank. Takie nadużycie interpretacyjne jest niedopuszczalne w odniesieniu do wszelkich zjawisk, których wartości są zmienne i niepewne. Ani w teorii, ani w praktyce nikt nie dysponuje szklaną kulą dającą wiedzę o nieznanej – często odległej przyszłości. Fakt oszacowania najbardziej prawdopodobnej zmiany kursu w ramach rozkładu prawdopodobieństwa nie oznacza - i nie może tak być interpretowane, że kursy nie mogą zmienić się w przyszłym czasie znacznie więcej – nawet jeżeli analizowane w danym czasie prawdopodobieństwo jest mniejsze lub nieistotnie małe (teoretycznie rozkład prawdopodobieństwa może zmieniać się od 0 do 1, a kurs walutowy od +- nieskończoności). Ale nawet bardzo małe prawdopodobieństwo wielkich zmian kursów nie oznacza, że takie zmiany nie zajdą i jest karygodnym nadużyciem w ocenie przypisywanie bankowi intencji wprowadzania klienta w błąd. Nie jest też możliwe przewidzenie prawdopodobnej oczekiwanej zmiany kursu walutowego pod wpływem zdarzeń, które nastąpią dopiero w przyszłości od momentu podjęcia decyzji kredytowej. Niedopuszczalne jest wnioskowanie, że kursy nie mogą się w ciągu następujących kilkunastu lat zmienić znacznie więcej.
Historyczna zmienność kursu walutowego CHF/PLN do lipca 2008 roku była relatywnie niska i nie przekraczała średnio 2,5%,(najwyższa wyniosła około 12,5%), a kurs CHF/PLN był relatywnie stabilny około 2,5 CHFPLN 2000-2002 2004 osiągnął wartość 3,1 CHFPLN, aby spaść do 2,1 w 2008. Podejście ahistoryczne do informacji płynącej z rynku i banków jest nieuczciwe i niedopuszczalne.
Umowa kredytowa to coś innego niż wypłata środków…
Kolejne nieporozumienie dotyczy kwestii wypłacania środków z udzielonego kredytu w CHF - w PLN na rzecz krajowych deweloperów. Sądy niestety zdają się nie dostrzegać (z wyjątkami, patrz: postanowienie Sądu Najwyższego V CSK 152/19 z dnia 18 września 2019r.), że dopuszczalne jest zaciągnięcie zobowiązania kredytowego w walucie obcej z równoczesnym zastrzeżeniem, iż wypłata i spłata kredytu będzie dokonywana w walucie krajowej, z tym że tego rodzaju zastrzeżenie dotyczy wyłącznie sposobu wykonania zobowiązania, a zatem nie powoduje zmiany waluty wierzytelności. Sądy nie dostrzegają różnicy pomiędzy walutą kontraktu i walutą płatności, co jest podstawą rozliczeń walutowych. Przyczyn wypłaty w walucie krajowej może być wiele – np. ustalenie z deweloperem zapłaty za mieszkanie w PLN lub np. brak u dewelopera rachunku walutowego etc. Czym innym jest bowiem umowa kredytowa, a czym innym sprzedaż tej waluty do banku w celu pozyskania niezbędnych do przelewu środków w PLN. Interpretacja, że kredyt taki ze względu na sposób wypłaty został udzielony w złotych jest jawnym nadużyciem. Aby taka transakcja mogła mieć miejsce klient musi zlecić bankowi wymianę waluty z CHF na PLN (w umowie lub odrębnie) w celu dokonania potrzebnego mu do nabycia nieruchomości przelewu zgodnie z umową zakupu nieruchomości z odbiorcą tego przelewu.
Mimo takiego stanu faktycznego jeden z sądów zastosował następujące rozumowanie: „(…) umowy te byłyby ważne, gdyby Bank przyjął w nich jeden z następujących modeli: (i) gdyby udostępniono (…) kwotę w CHF, albo (ii) gdyby kwota kredytu w CHF została wypłacona w PLN po kursie z góry przeliczonym i określonym.” Trudno powiedzieć, czym jest kurs „określony z góry”. Przelew na rachunek odbiorcy jest dokonywany na podstawie zlecenia klienta i w walucie wskazanej przez klienta. Jeśli przelew ten dokonywany ma być z rachunku prowadzonego w CHF, a trafić na rachunek wprowadzonych w PLN, siłą rzeczy musi zostać dokonana przez bank transakcja walutowa według obowiązującego w banku kursu. Kurs mógłby zostać ustalony na podstawie indywidualnie negocjowanej umowy (co zresztą nie było wyjątkiem), jednakże zawsze wymaga to poniesienia kosztu zabezpieczenia związanego z tym ryzyka. W przeciwnym razie bank dokonuje przewalutowania po wskazanym kursie, a ponieważ kursy zmieniają się w sposób ciągły w czasie to jedynie uczciwym rynkowo rozwiązaniem jest zastosowanie bieżącego kursu walutowego, który z natury rzeczy waha się w krótkim okresie relatywnie niewiele. Tymczasem bank dokonał szeregu transakcji na rzecz klienta w celu wykonania zawartej z nim umowy.
…a wpłaty w PLN to nie spłata kredytu złotowego
Dokładnie taką samą wadą dotknięta jest interpretacja, że wpłaty klienta w PLN do banku oznaczają spłatę kredytu złotowego. W tym przypadku ignoruje się fakt, że rozliczenie kredytu następuje dopiero po zakupie przez klienta waluty, która to kwota zaksięgowana na spłatę kredytu oznacza zmniejszenie walutowego zobowiązania kredytowego. Jest to szczególnie wyraźnie widoczne w sytuacji, w której klient dokonuje zakupu waluty poza bankiem i spłaca ratę bezpośrednio w walucie obcej kredytu. Gdyby klient spłacał w ten sposób tzw. „kredyt złotowy” top by bank musiał mu przewalutować wpłaconą ratę w walucie obcej na PLN, a tak się nie dzieje. Jest dużą nierzetelnością ze strony niektórych sędziów brak zbadania, jak przebiega proces transakcyjny i księgowy. Interpretacja łącząca dwie odrębne transakcje: zakupu waluty i spłaty zobowiązania w jedną transakcją jest kolejnym błędem prowadzącym do orzekania abuzywnych wyroków.Rzeczywisty cel podważania umowy kredytowej - próba uniknięcia przez klienta konieczności spłaty długu lub też jego umorzenie w znacznym stopniu kosztem banku (tj. stratą) wyjaśnia stanowisko klienta jednego z banków podczas prowadzenia postępowania sądowego: „powodowie wskazali, że w chwili podpisywania umowy jej postanowienia były dla nich zrozumiałe, a wątpliwości u nich pojawiły się, gdy wzrósł kurs franka szwajcarskiego”. Tak więc cały przewód sądowy nie ma na celu doszukania się prawdy i dochodzenia sprawiedliwości, naprawienia poniesionej szkody, a jedynie poprawę własnej sytuacji ekonomicznej kosztem banku. Jak widać klienci mieli czas na dokonanie oceny treści umów i ich treść akceptowali – jak długo warunki ekonomiczne sprzyjały ich interesowi.
Trzeba się zgodzić z sądem, że „Nie jest etyczne takie konstruowanie umów w obrocie z konsumentami, które zawierają postanowienia nie niosące ze sobą jednoznacznej treści, a przy tym pozostawiają pełną swobodę decyzyjną przedsiębiorcy w kwestiach niezmiernie istotnych, bo dotyczących kosztów kredytu.” Problem tylko polega na tym, że interpretacja „pełnej swobody”, stwarza wrażenie, że rzeczywisty świat funkcjonowania banków i rynków walutowych jest zastępowany przez fikcję interpretacyjną. W uzasadnieniach wyroków wydawanych przez sądy aż roi się od twierdzeń nieprawdziwych i nierealnych postulatów: „Powyższe klauzule umowne nie odwoływały się do ustalanego w sposób obiektywny kursu CHF, do obiektywnych wskaźników, na które żadna ze stron nie miała wpływu, lecz pozwalały w rzeczywistości pozwanemu kształtować ten kurs w sposób dowolny, wedle swej woli.”, czy też: „.Przyznanie sobie przez pozwanego prawa do jednostronnego regulowania wysokości rat kredytu indeksowanego kursem CHF poprzez wyznaczanie w tabelach kursowych kursu kupna oraz sprzedaży franka szwajcarskiego oraz wysokości tzw. spreadu walutowego (różnicy między kursem sprzedaży i zakupu waluty obcej) przy pozbawieniu powodów jakiegokolwiek wpływu na to, bez wątpienia narusza ich interesy i jest sprzeczne z dobrymi obyczajami.” Wydaje się, że sprzeczna z dobrymi obyczajami jest nierzetelna interpretacja nieudowodnionych faktów abstrahująca od panujących w danym momencie na rynku warunków gospodarczych.
Spread – zakup i sprzedaż walut przez bank
Wyjaśnienia wymaga również problem tzw. spreadu. Jeśli sąd w uzasadnieniu swojego wyroku stwierdza: „Między stronami nie dochodziło jednak do transakcji wymiany walut. Jak już wskazano, pobieranemu od powodów spreadowi nie odpowiadało żadne świadczenie banku.” Nie jest to prawda. Właśnie spread – różnica między kursem zakupu waluty i jej sprzedaży klientowi stanowi przychód (nie zysk) banku i jest de facto marżą mającą pokryć koszty transakcji zakupu i sprzedaży walut. Wbrew rzeczywistości i prawdzie sąd twierdzi, że nie dochodziło do transakcji wymiany walut. Pytanie brzmi, czy sąd zbadał, jakie księgowania dokonywane były w banku, czy transakcji spłaty kredytu nie towarzyszyła transakcja zakupu waluty lub ustalenia raty do spłaty. Aby takie transakcje realizować, bank pokrywa koszty pracowników, wymaganych narzędzi technologicznych, informatycznych, systemów informacyjnych, rachunkowych, ewidencyjnych, koszty finansowania, utrzymywania pogotowia kasowego w walutach obcych oraz koszty ryzyka przetrzymywania aktywów w walutach obcych. Trudno zrozumieć zarzut, że „W istocie była to prowizja na rzecz banku, której wysokości powodowie nie mogli oszacować.” Tu sąd sam sobie zaprzecza – ponieważ prowizja zawiera w sobie między innymi koszt świadczonej usługi. Powstaje też pytanie, dlaczego na efektywnym rynku walutowym klienci mieliby szacować koszty ponoszone przez bank, a zawarte w marży. Klient powinien mieć możliwość wyboru na efektywnym rynku kursu waluty, który mu najbardziej w określonych warunkach rynkowych odpowiada i jest dla niego konkurencyjny i wygodny.
W kontekście tych rozważań jest kompletnie niezrozumiałe jak sądy mogą twierdzić, że „(…) klauzule przeliczeniowe związane z wypłatą i spłatą kredytu są „niewątpliwie abuzywne”., czy też „Powyższe oznacza przyznanie sobie przez bank prawa do jednostronnego regulowania wysokości rat kredytu waloryzowanego kursem CHF” albo „Abuzywność postanowień przeliczeniowych należy rozważać w kontekście ryzyka zawarcia umowy kredytu – czy gdyby konsument miał pełną wiedzę o tym, jak kształtowane są kursy, to i tak zawarłby przedmiotową umowę.” Trudno zakładać, że dorosła osoba, żyjące w Polsce – kraju o płynnym kursie walutowym, o którym codziennie informują masowo media nie wie, co to jest kurs walutowy. Trzeba też zwrócić uwagę, że kredytobiorcami były często osoby, których stan wiedzy wskazywał, że dysponowały one pełną wiedzą o ryzyku walutowym związanym z kredytem w CHF. Wskazują na to często: treść zeznań, wykształcenie, doświadczenie zawodowe i funkcje pełnione w poszczególnych spółkach lub instytucjach.
Do chlubnych wyjątków należy stanowisko jednego z sądów, który rzetelnie i zgodnie z uczciwością ekonomiczną wskazał, że „(…) powodowie nie wykazali, aby tabela Banku była nierynkowa,” czyli domagał się przeprowadzenia dowodu nieuczciwego działania banku.
Abuzywne interpretacje
Podsumowując, nie jest prawdą, że banki oferujące kredyty walutowe ustalały kursy walut jednostronnie i w oderwaniu od rynku. Spread narzucony na kurs średni jest efektem wyliczeń kosztów i marży banku i musi być konkurencyjny w stosunku do innych uczestników rynku. W moim przekonaniu, nie można za abuzywne uznawać zapisów odwołujących się do kategorii ekonomicznych, a efektem takich procesów właśnie jest kurs walutowy. Sądy zbyt łatwo przyjęły narrację o jakoby jednostronnych i dowolnych decyzjach kursowych banków abstrahując od prawideł rynku walutowego. Trwanie w tych abuzywnych interpretacjach kłóci się z fundamentalną sprawiedliwością. To nie orzecznictwo TSUE jest problemem, ale stojące w sprzeczności z rzeczywistością ekonomiczną interpretacje implikujące wyroki sądów, jak również podobnie nieuzasadnione stwierdzenia Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów zawarte w publikowanych decyzjach i poglądach.
[1]Aleksandra Górska, Krzysztof Kalicki, Funkcjonowanie współczesnego rynku walutowego i jego wpływ na kształtowanie rynku kredytowego w Polsce w: Bezpieczny Bank, https://www.bfg.pl/wp-content/uploads/bb.3.19.4-1.pdf