Energia bez gazu
Nie, nie chodzi o gaz ziemny – ten jest w Tajlandii popularny i to bardzo. Smażą się na nim dania kuchni ulicznej, jeździ tysiące samochodów i wiele tuk tuków. Ale gdy zejdziesz z ulicy by schłodzić się w klimatyzowanym minimarkecie 7eleven i sięgniesz do lodówki po butelkę napoju energetycznego, nie licz na znajome „psssst” przy odkręcaniu zakrętki.
Tajskie „dopalacze” są niegazowane i to bez względu na markę – a jest tu ich co najmniej kilka. Z początku możesz mieć problem z zaakceptowaniem przypominającego syrop na kaszel smaku ale z czasem przywykniesz. W pokonaniu niechęci do egzotycznej wersji napojów energetyczny pomóc Ci może informacja, że to jednocześnie wersja…oryginalna. To w Tajlandii powstałą receptura słynnego napoju spod logo czerwonego byka, bąbelki trafiły doń dopiero za granicą.
Plastik Fantastik
Zostańmy na chwilę w sklepie, w którym kupowałeś napój energetyczny. Idziesz z powodzeniem mieszczącą się w dłoni butelką do kasy, stawiasz ją na blacie, szukasz w portfelu monety dzieisęciobathowej a ekspedientka…pakuje buteleczkę do reklamówki. Kupujesz paczkę gum do żucia – dostajesz reklamówkę, jogurt – reklamówka, litrowa butelka coli – dwie reklamówki. Dodatkowo, jeżeli kupujesz cokolwiek płynnego (wodę, sok, mleko) w zestawie będzie też rurka. Pojęcia takie jak ekologia, recycling i tym podobne zachodnie wymysły są w Tajlandii zupełnie nieobecne. Co nie znaczy, że musisz godzić się na takie destruktywne zachowania – najlepiej schowaj towar do swojej torby czy do kieszeni, zanim obsługa zapakuje go w plastikową torebkę.
Codzienność z prohibicją
Tajlandia = Impreza. To równanie zna każdy backpacker. Tyle, że jak na kraj o tak rozrywkowej sławie, obowiązuje tu bardzo restrykcyjne prawo antyalkoholowe. I nie mówię tu tylko o rosnących z roku na rok akcyzach i podatkach (ostatnia podwyżka miała miejsce w sierpniu 2012) czy cenzurze w TV, gdzie byle butelka z piwem lub papieros ukrywane są pod specjalną chmurką. Najbardziej uciążliwe są godziny, w których obowiązuje zakaz sprzedaży alkoholu – od 14 do 17 oraz do 24 do 11 rano. Możesz błagać i płakać ale sprzedawca w mini lub supermarkecie nie ulegnie i nie sprzeda Ci butelki schłodzonego piwa. Wyjść masz dwa – po pierwsze możesz iść do sklepu chińczyka na rogu, który sprzeda Ci wszystko i to każdej porze dnia i nocy. Zdaje się, że w Tajlandii nie ma takiej reguły, której nie dało by się obejść. Możesz też zrobić zakupy imprezowe w supermarkecie pod warunkiem, że napojów wyskokowych kupisz…dużo. O ile bowiem prohibicja dotyczy zgrzewki piwa czy butelki whisky to…10l alkoholu już nie. Na pytanie o to jaką logiką kierował się ustawodawca wymyślając te reguły odpowiedź może być tylko jedna – This is Thailand.
Permanentna inwigilacja
Tajlandii, odpukać, jak dotąd udało się uniknąć poważnego zamachu (niespokojnie bywa na południu, gdzie w wybuchowy sposób swoich prawo domaga się muzułmańska mniejszość). Szczęście? Sprawne służby wywiadowcze? A może wszechobecne wykrywacze metali? Wybierając się na zakupy w Bangkoku musisz liczyć się z tym, że twoja torba lub plecak będzie co najmniej kilka razy przeszukana przez ochronę różnych obiektów. Przed wejściem do niemal każdego centrum handlowego oraz do metra stoją wykrywacze metali i uzbrojeni w latarki strażnicy. Gdy bramka zapiszczy (a piszczy zawsze), zostaniesz poproszony o otwarcie torby, by umożliwić ochronie inspekcję jej zawartości. Czujesz się bezpieczniej? Nie tak prędko. Kontrola bagażu jest pobieżna, byle jaka i służy jedynie zachowaniu pozorów. Ostrzeżenia na tablicach informacyjnych przed galeriami handlowymi, że wszyscy klienci będą dokładnie przeszukiwani, można włożyć między bajki. Na szczęście.
Brzemię białego człowieka
Jesteś obcy? Płać! Tak w skrócie wygląda polityka cenowa w Tajlandii. I nie chodzi tu tylko o zawyżone ceny na targowiskach odwiedzanych przez turystów i horrendalne kwoty, których potrafią życzyć sobie od gości z zagranicy taksówkarze w stolicy. Mowa o oficjalnych cenach w oficjalnych zabytkach. Do wielkiego pałacu w Bangkoku Tajowie wchodzą za darmo, ty płacisz 400B, za bilet. Wstęp do pobliskiej świątyni Wat Pho, również darmowy dla lokalnej ludności kosztować cię będzie 100B, choćbyś był buddysta z krwi i kości. Wybierasz się do parku narodowego? Szykuj 400B ba bilet, chyba że masz tajskie rysy twarzy – wtedy zapłacisz 40B. Są tacy, którzy twierdzą, że to fair – w końcu Tajowie mają mniej pieniędzy niż my. Mi jednak segregowanie ludzi według koloru skóry i rysów twarzy nie najlepiej się kojarzy.
Ta lista może ciągnąc się w nieskończoność. Każdy dzień pobytu w Tajlandii przynieście nowe niespodzianki i zaskoczenia. Tu, by zostać odkrywcą, wystarczy szeroko otworzyć oczy i uważnie się rozglądać.
Tekst powstał we współpracy z portalem rezerwacji hotelowych Agoda, który oferuje szeroki wybór noclegów w Tajlandii i wygodny system bonusowy dla swoich klientów.