Bangkok olśniewa, zachwyca, wciąga... Ale jego rozmiar, klimat, styl życia potrafi też zmęczyć. Co jednak zrobić, gdy nie masz dość czasu by wyrwać się na jedną z rajskich tajskich wysp, a masz ochotę na plażową odskocznię od miejskiego rozgardiaszu? Zrób to co robią rodowici mieszkańcy Bangkoku – pojedź do Hua Hin.

Ta nadmorska miejscowość leży nieco ponad 200 km drogi od „Miasta Aniołów” – nie ważne więc czy wsiądziesz w minibusa przy Victory Monumet BTS czy w autobus na Southern Bus Terminal, złapiesz transport prosto z lotniska czy postawisz na podróż pociągiem – za bilet nie zapłacisz więcej niż 300 Baht a w Hua Hin będziesz jakieś 3 godziny później (nieco dłużej, bo około 4 godzin trwa podróż pociągiem).

Nocny targ w Hua Hin / Inne / Thomas Bradford. Fot. iStock

To co zastaniesz na miejscu nie do końca przystaje do obrazu Tajlandii z folderów biur podróży. Zamiast palm rzucających cień na biały piasek pustych plaż twoim oczom ukaże się coś, co najlepiej opisuje słowo kurort. Niewielka odległość od Bangkoku robi swoje – Hua Hin to prężnie rozwijające się miasteczko pełne ekskluzywnych nadmorskich hoteli, ośrodków wczasowych, restauracji serwujących zachodnie dania i pól golfowych. Nie trafisz tu raczej na hordy imprezujących backpackerów możliwe zaś, że będziesz tu wypoczywał razem z członkami tajskiej rodziny królewskiej, która z Hua Hin uczyniła jedną ze swoich ulubionych baz wypoczynkowych. Z tą świadomością może łatwiej przyjdzie Ci wydawanie pieniędzy w licznych sklepikach z pamiątkami.

Jednak bez obaw – choć Hua Hin może na pierwszy rzut oka wydawać się dość ekskluzywną destynacją, wystarczy jednak krótki spacer by w jego bocznych uliczkach trafić na bardziej przyziemną Tajlandię. Raptem kilkaset metrów od nadmorskiego deptaka rozciąga się sieć wąskich zaułków (jeżeli zapuścisz się w te rejony wieczorem, możesz chcący lub niechcący trafić na dzielnicę czerwonych latarni) gdzie życie płynie jakby obok, powoli, nic nie robiąc sobie z turystycznego cyrku. Ktoś sortuje ryby po udanym połowie, z pralni buchają kłęby pary, koty drzemią na słońcu. Okazji do świetnych zdjęć nie zabraknie.

Biała Świątynia blisko Hua Hin / Inne / fot. iStock

Do plaży jest stąd niedaleko. Może nie dzikiej, pustej, białej jak śnieg, ale to nie szkodzi. Plaża w Hua Hin ma coś w sobie. Między tajskimi rodzinami biwakującymi na piasku przechadzają się sprzedawcy świeżych ananasów i papai, wzdłuż brzegów galopują konie i kucyki wożące oniemiałe z zachwytu lub przerażenia dzieci i spragnionych romantycznych wrażeń dorosłych, na obmywanych przez morską wodę formacjach skalnych (to od nich swą nazwę wzięło miasto – Hua Hin znaczy skalna głowa) do zdjęć pozują nastolatkowie. Jest na co popatrzeć i nawet jeśli należysz do tej części ludzkości, której nie bawi wielogodzinne leżakowanie na piachu – plażowaniem w Hua Hin szybko się nie znudzisz.

Prędzej czy później z ręcznika przegna cię jednak głód. Nie długo będzie cię on męczył. Jeżeli nie zasiądziesz w jednej z dziesiątków nadmorskich restauracji serwujących świeże ryby lub nie skusi cię menu którejś z knajp oferujących europejskie dania, za którymi być może zdążyłeś się już stęsknić, skieruj swoje kroki na nocny targ. Jeżeli trafiłeś do Hua Hin w weekend nie daj się onieśmielić dokazującym tu tłumom – śmiało ruszaj miedzy dziesiątki uginających się od towaru straganów. W jeden z tutejszych restauracji na pewno znajdzie się dla Ciebie stolik a w menu jedne z najlepszych i najtańszych owoców morza w Tajlandii. Zachowaj umiar a zmieścisz jeszcze deser w postaci mango z kleistym ryżem lub naleśnika z bananami.

Na drugi dzień nie musisz zrywać się z łóżka wczesnym rankiem – do Bangkoku jest przecież niedaleko, więc spokojnie zdążysz na wieczorny samolot do domu, pociąg do Chiang Mai czy wszystkie te miejsc, do których ci się spieszy. Wyśpij się, zjedz śniadanie na pobliskim targowisku (spróbuj lokalnego specjału – mleka sojowego z mini-pączkami) a potem zdecyduj co zrobić z resztą dnia. Wizyta na jednym z dwóch tutejszych pływających targów, odwiedziny w winnicy, a może kolejny dzień na plaży... Wybieraj rozważnie, nie musisz przecież robić wszystkiego naraz. Jest spora szansa, że Hua Hin zauroczy Cię na tyle, że kiedyś tu jeszcze wrócisz.

Maciej Klimowicz - Podróżnik, blogger, dziennikarz. Mieszka i pracuje w Bangkoku. O życiu w Tajlandii i podróżach po Azji pisze na blogu www.skokwbokblog.com

Artykuł powstał we współpracy z portalem rezerwacji hotelowych Agoda. Serwis oferuje między innymi hotele w Hua Hin oraz w całej Tajlandii.