Bangkok – to słowo wzbudza emocje. Niestety, nie zawsze pozytywne. W stolicy Tajlandii poza złotymi buddami, genialną kuchnią i zakupowym szaleństwem czeka na turystów też kilka pułapek. Oto jak się ich ustrzec.

Na lotnisku

Bangkok. Fot. iStock / Inne

Pokonanie przeszło ośmiu tysięcy kilometrów dzielących Polskę od Tajlandii to pestka. 25 km z bangkockiego lotniska Suvarnabhumi do centrum miasta to jednak zupełnie inna historia i bez właściwego przygotowania może okazać się wyzwaniem. Zwłaszcza jeśli zdecydujesz się na opcję podróży taksówką. Bangkoccy taksówkarze znani są ze skłonności do naciągania turystów, a zmęczony wielogodzinnym lotem i zmianą podróżny to ofiara doskonała. Wystarczy jedna prosta zasada, by uniknąć kłopotów – w Bangkoku taksówki jeżdżą według licznika – koniec, kropka. Nie zgadzaj się na żadną z góry ustaloną kwotę, nie wdawaj się w negocjacje, żądaj uruchomienia taksometru („Meter, please”). Jest to metalowe pudełko, które przy uruchomieniu wydaje charakterystyczny pisk i wyświetla wyjściową stawkę – 35B. Cała podróż do centrum Bangkoku nie powinna kosztować więcej niż 300B, łącznie z opłatą za drogę ekspresową, która pokrywasz ty.

Tuk tukiem po mieście

Przejażdżkę tajską autorikszą, tzw. tuk tukiem po prostu trzeba zaliczyć. Ale żeby przejażdżka zakończyła się w wybranym przez ciebie punkcie musisz wykazać się ostrożnością. Przy przekrętach, na jakie kierowcy tuk tuków próbują nabrać turystów bledną nawet wspomniani taksówkarze. Zaczyna się od rzeczy zupełnie błahych czyli kilkakrotnie zawyżonych stawek. Tu niestety niewiele możesz zrobić, bo oficjalny cennik nie istnieje. Pozostaje ćwiczyć sztukę negocjacji. Ale nawet jeśli utargowałeś akceptowalną stawkę i siedzisz już „wygodnie” na skajowej kanapie tuk tuka, wcale nie jest powiedziane, że pojedziesz tam dokąd chcesz. Istnieje ryzyko, że twój kierowca będzie próbował po drodze zawieźć cię do jakiegoś sklepu. Tam niechybnie padniesz ofiarą nieziemsko skutecznego sprzedawcy, a tuk tukarz zgarnie swoją nagrodę w postaci procentu od transakcji lub bonu na paliwo. Możesz być pewny, że zamiast do celu pojedziesz do sklepu, gdy dasz się nabrać na „specjalną promocję”. Na rogach bangkockich ulic czają się tuk tukarze przekonujący turystów, że w tym jednym wyjątkowym dniu autorikszą można jeździć za darmo lub że za 10 Batów zawiozą cię do wszystkich najważniejszych atrakcji. Może i zawiozą, ale pod warunkiem, że w międzyczasie poddasz się poraniu mózgu w kilku punktach handlowych.

Wskazówka: Jeśli masz trochę czasu i jesteś odporny na perswazję, taka propozycja darmowego lub niedrogiego zwiedzania Bangkoku tuk tukiem może okazać się całkiem korzystna. Najpierw daj się obwieźć po kilku atrakcjach, a następnie uprzejmie wysłuchaj sprzedawcy w sklepie i podąż dalej swoją drogą.

Bangkok. Fot. iStock / Inne / Giorgio Fochesato

Nieczynne

Ci sami kierowcy tuk tuków, którzy będą przekonywali cię, że Bangkok można zwiedzać za darmo, będą próbowali ci wmówić, że akurat w dniu, w którym jesteś w stolicy Tajlandii, nieczynna jest jakaś świątynia lub pałac, którego zwiedzanie zaplanowałeś. Jako alternatywę zaproponują ci rzecz jasna podwózkę do innego „równie ciekawego” miejsca. Nie wierz nikomu, kto próbuje ci wmówić podobną bujdę. Wszystkie świątynie Bangkoku są czynne 365 dni w roku, 7 dni w tygodniu. To samo tyczy się pałacu królewskiego. Ta próba oszustwa zdarza się najczęściej, gdy pytasz o drogę do wybranego miejsca, dlatego czasami za przewodnika lepiej niż koniec języka służy mapa i kompas.

Wskazówka: Pałac królewski zwiedzać można tylko w odpowiednim stroju (długie nogawki). Zignoruj czyhających przy wejściu oszustów, oferujących wynajem długich spodni za opłatą – zaraz za bramą zwiedzający mogą wypożyczyć stroje zupełnie za darmo.

Na zakupy

W tym punkcie będzie mowa nie tyle o oszustwie co o próbie żerowania na twojej naiwności. Wybierając się w Bangkoku na zakupy unikaj najbardziej popularnych chodników i skrzyżowań. Bluzka zakupiona przy Siam Square będzie niemal na pewno kilkakrotnie droższa niż ten sam ciuch kupiony dwie przecznice dalej, na targowisku Pratunam. Za uliczny masaż stóp w turystycznym getcie Khao San Road zapłacisz 2-3 razy więcej niż pierwszym lepszym salonie masażu w innej dzielnicy miasta. (150B za godzinę to uczciwa stawka). Zaś Pad Thai kupione z kursującego po Khao San Road wózka ma z klasykiem tajskiej kuchni tyle wspólnego, co sprzedawany na wrocławskim dworu PKS „Scypek” z prawdziwym Oscypkiem. Aby znaleźć w Bangkoku towary autentyczne i tanie musisz zejść z turystycznego szlaku i poszukać w bocznych uliczkach.

Wskazówka: Spróbuj wybrać się na zakupy zaraz po otwarciu targowiska . Tajowie to przesądny naród i pierwszego klienta w danym dniu traktują jak dobry omen. Będąc nim zyskujesz większą szansę na utargowanie korzystnej ceny. Nie dziw się, gdy po zakończonej transakcji sprzedawca dotyka otrzymanym od ciebie pękiem banknotów wszystkich towarów w swoim sklepie – to na szczęście.

To tylko wybór z całej palety funkcjonujących w Bangkoku i w Tajlandii przekrętów. Wszak są jeszcze szemrani sprzedawcy drogocennych kamieni, skubiące turystów wypożyczalnie skuterów, zastępy skorumpowanych policjantów... Ale nie wpadaj w panikę. Wystarczą szeroko otwarte oczy i głowa na karku. Na swojej drodze spotkasz Tajów życzliwych, serdecznych i szczerze uśmiechniętych – jest ich tu znacznie więcej niż oszustów.

Maciej Klimowicz - Podróżnik, blogger, dziennikarz. Mieszka i pracuje w Bangkoku. O życiu w Tajlandii i podróżach po Azji pisze na blogu www.skokwbokblog.com

Tekst powstał we współpracy z portalem rezerwacji hotelowych Agoda oferującym najszerszy wybór noclegów w Tajlandii oraz innych krajach Azji i Pacyfiku.