Ten rok dla zorganizowanego wypoczynku dla dzieci był lepszy nie tylko od poprzedniego. Przebił też przedpandemiczny 2019 r.

Jeszcze w czerwcu nic nie zapowiadało tak dobrego sezonu branży imprez wakacyjnych dla dzieci. Przed wakacjami 4853 organizatorów przygotowało ofertę na lato dla 123 744 uczestników. Teraz z podsumowania MEiN, opracowanego na prośbę DGP, wynika, że ostatecznie z zorganizowanego wypoczynku skorzystało ponad 1 337 000 dzieci. Dla porównania rok temu w ten sposób wypoczywało ich 1 169 000. Tegoroczny wynik jest też lepszy od osiągniętego przed pandemią, w 2019 r. (1 310 000).
Eksperci zwracają jednak uwagę, że dane tylko na pierwszy rzut oka wyglądają dobrze. Wzrost został bowiem napędzony przede wszystkim półkoloniami, czyli zajęciami zorganizowanymi w pobliżu miejsca zamieszkania. Wypoczywało tak niemal 474 000 dzieci. Przed rokiem było to 383 000, a w 2019 r. – 397 000. Powodem jest oczywiście cena. W przypadku lata w mieście można było się zmieścić w 1000 zł za turnus. W przypadku obozów krajowych do tej kwoty należało dodać drugie tyle, a do zagranicznych jeszcze więcej.
Krzysztof Maziński z biura usług turystycznych Biuro BUT potwierdza, że liczba dzieci wypoczywających w te wakacje wróciła do stanu sprzed pandemii. I byłby to udany rok, gdyby nie rosnące koszty transportu i próba utrzymania cen z ofert na niezmienionym poziomie. – Owszem, ustawa o usługach turystycznych daje klientom gwarancję pewności finansowej, a nam pozwala na aneksowanie cen, jeśli wzrost jest związany z czynnikami od nas niezależnymi. Ale korzystanie z tych możliwości nie jest dobrze widziane przez kupujących – opisuje. – Po dwóch latach wstrzemięźliwości turystycznej ludzie zapragnęli w końcu zafundować dzieciom wakacje. Gdy je wykupywali, zwykle w kwietniu, inflacja nie była jeszcze mocno odczuwalna. Choć i wówczas, w porównaniu z poprzednim rokiem, były one droższe o ok. 20 proc.
– Inflacja zrobiła swoje, ceny poszły w górę średnio o 15 proc. – szacuje z kolei Mirosław Sikorski, prezes Almatura. – Dlatego choć liczyliśmy na dobry sezon, to taki ostatecznie nie był. Nie sprzedaliśmy całości zaplanowanej oferty. Dotyczy to zarówno wyjazdów krajowych, jak i zagranicznych. I choć zaproponowaliśmy np. po 10 turnusów do Albanii i Czarnogóry, to sprzedaliśmy ich po 5–6. W połowie sezonu wyhamował też popyt na obozy w Hiszpanii.
Jak mówią przedstawiciele touroperatorów, w zeszłym roku turystyka dziecięca była napędzana bonem turystycznym. – W tym roku miało to miejsce na znacznie mniejszą skalę – dodaje Mirosław Sikorski.
Barbara Czerwińska-Albin z biura podróży Czerwiński Travel opisuje, że był moment w tym roku, kiedy losy wakacji zawisły na włosku. – Sprzedaż stanęła, gdy wybuchła wojna w Ukrainie. Ostatecznie jednak, gdy nauczyliśmy się żyć w nowych realiach, zwyciężyła myśl, że dzieci potrzebują wypoczynku – opisuje. Jej biuro zrealizowało wyjazdy w 100 proc. Choć trzeba było dokonać zmian. – W poprzednich latach dużym zainteresowaniem cieszyły się obozy organizowane w Bieszczadach. W tym roku, ze względu na bliskość ukraińskiej granicy, nie było na nie chętnych. Przebojem okazały się natomiast wyjazdy do Bułgarii, bo to jeden z tańszych zagranicznych kierunków, z dobrą ofertą (baseny, dyskoteki, sklepy z pamiątkami) dla starszej młodzieży.
Czerwińska-Albin zastrzega, że gdyby sprzedaż odbywała się na tych samych warunkach co w 2019 r., to w branży strzelałyby teraz korki od szamana. Ale warunki się zmieniły. Podaje przykład: w zeszłym roku cena za 1 km 60-osobowego autokaru wynosiła 5,50 zł. Teraz 8 zł. Wzrosły też pensje dla wychowawców. W 2019 r. wynagrodzenie dla kierownika kolonii wynosiło 1,5 tys. zł netto, dziś to ok. 2,5 tys. – Dlatego ostateczny wynik finansowy dla branży może nie być najlepszy – podsumowuje.