Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej zapowiada, że przygotowuje drugą fazę programu „Zielony transport publiczny”. Pierwsza zakończyła się po kilkunastu dniach, bo wyczerpała się pula bezzwrotnej dotacji w wysokości 1,1 mld zł na zakup autobusów napędzanych prądem lub wodorem.

Część miast nie zdążyła nawet przygotować wniosków. Program okazał się sukcesem głównie ze względu na wysokość dofinansowania: 80 proc. i 90 proc. – Znaczenie miały też dość liberalne wymogi aplikacyjne. W niektórych innych konkursach zdecydowanie przesadzono z biurokracją niezbędną do złożenia wniosków – mówi Marcin Gromadzki z Public Transport Consulting.
Artur Lorkowski, wiceprezes NFOŚiGW, zapowiedział, że do realizacji następnej edycji fundusz we współpracy z Ministerstwem Klimatu i Środowiska chce uzyskać finansowanie z Krajowego Planu Odbudowy. – Kolejna faza, o ile mogłaby być finansowana z KPO, mogłaby być uruchamiana analogicznie jak faza pierwsza, czyli jesienią, mam nadzieję 2021 r. – dodał.
Marcin Gromadzki uważa, że w przyszłych naborach można się zastanowić nad znaczącym podbiciem wymaganego minimalnego rocznego przebiegu nabywanego autobusu. – W bieżącym konkursie oczekiwane 25 tys. km, przy 300 dniach eksploatacji rocznie, oznacza raptem 83 km dziennie, czyli tyle, ile pojazdy wykonują w ok. pięć godzin. Autobusy elektryczne powinny wozić pasażerów przynajmniej dwa razy tyle, a już najlepiej – trzy razy tyle – podkreśla.
Do funduszu wpłynęły wnioski z 33 miast z 14 województw, z czego 20 na zakup autobusów elektrycznych zdecydowało się pierwszy raz. W przewadze były to średniej wielkości miejscowości (20 miast poniżej 100 tys. mieszkańców). To m.in.: Chełm, Wejherowo, Grudziądz, Mińsk Mazowiecki, Olsztyn, Piotrków Trybunalski.
– W kontekście złożonych i planowanych do złożenia dużych, drogich wniosków przez duże miasta można się też zastanowić nad segmentacją dostępnej puli pomiędzy ośrodki różnej wielkości – uważa Marcin Gromadzki. Zaznacza jednak, że w przypadku aplikacji przewoźników i operatorów o przynależności segmentu decydowałaby siedziba firmy, a nie przeznaczony do obsługi obszar, co byłoby przekłamaniem.