- Komisarz ds. rolnictwa to dla państw członkowskich nadal intratna posada, bo dysponuje jedną trzecią unijnego budżetu - mówi Piotr Andrzejewski, Instytut Zachodni, Instytut Studiów Politycznych PAN

DGP: Jak ważny w unijnych rozgrywkach politycznych jest teraz sektor rolniczy?
ikona lupy />
Piotr Andrzejewski, Instytut Zachodni, Instytut Studiów Politycznych PAN / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe

Andrzejewski: Jeżeli spojrzeć na twarde dane gospodarcze, to nie jest istotny, bo odpowiada za niecałe 2 proc. PKB. Poziom zatrudnienia też jest niski; na stałe rolnictwem zajmuje się 8,5 mln mieszkańców Unii Europejskiej, a w okresie żniw ta liczba rośnie do 17 mln. Oczywiście są państwa, jak Polska czy Rumunia, dla których rolnictwo ma większe znaczenie, ale ogólnie dla Europy to nie jest sektor istotny gospodarczo. Rolnictwo ma natomiast znaczenie strategiczne, szczególnie teraz, gdy doświadczamy zawirowań geopolitycznych, więc bezpieczeństwo żywnościowe jest traktowane jako element autonomii UE. To również istotny obszar polityczny dla dużych krajów, jak Francja, Włochy czy Hiszpania, które otrzymują ogromne dotacje z budżetu UE na wspieranie gospodarstw rolnych. Nie można więc nie doceniać tego odcinka europejskiej polityki.

Ranga tego sektora wzrosła po głośnych, długotrwałych i wielokrajowych protestach farmerów?

Gospodarczo nie, politycznie tak. Rolnicy to dobrze zorganizowana i głośna grupa, która potrafi organizować silny lobbing. Tak szeroko zakrojone protesty europejskie były szokiem dla Komisji Europejskiej. Doszło do pewnego przełamania tabu, odwrócenia trendu prośrodowiskowego. Obecnie Unia odpowiada tylko za 7 proc. globalnej emisji i wskaźnik ten ciągle spada. Dociskanie kolejnych branż powoduje duże napięcia i kontrę poszczególnych grup społecznych. Przykładem jest Zielony Ład. Już nie tylko rolnicy, lecz także niezwiązani z tym sektorem obywatele są przeciwni tej polityce. Podobnie myśli coraz więcej europejskich decydentów. Manfred Weber, przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej, mówi, że jego pierwszym ruchem będzie odwołanie zakazu produkcji samochodów spalinowych. W Niemczech Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna chce ograniczać emisyjność poprzez promocję transportu drogowego napędzanego biopaliwem. To byłby dodatkowy plus dla rolników, bo zapewne pojawią się duże kwoty wspierające uprawy niektórych roślin. Rolnicy mogą być zadowoleni z efektów wielomiesięcznej kampanii lobbingowej i zakładam, że są na tyle uparci, że presja z ich strony na unijnych polityków się nie zmniejszy. Jest nowe otwarcie w KE i to jest najlepszy moment, by poszczególne grupy społeczne mogły przeciągać sprawy na swoją stronę. Należy spodziewać się dalszego silnego lobbingu i w gabinetach, i na ulicach Brukseli.

Posada unijnego komisarza ds. rolnictwa to teraz gorący kartofel czy prestiżowa funkcja?

Rolnictwu przysługuje 30 proc. unijnego budżetu, czyli ogromne pieniądze, które dają ogromny zakres władzy. Uważam, że to intratna pozycja w strukturach UE, plasująca się w hierarchii tylko nieco poniżej wysokiego przedstawiciela Unii ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa. Wiele krajów chciałoby mieć na tym stołku swojego przedstawiciela. Jednocześnie to też gorący kartofel, bo komisarzowi przyjdzie się mierzyć z przeformułowaniem czy wręcz zaprojektowaniem od nowa polityki rolnej UE na kolejne lata. Będzie pod ogromną presją medialną i społeczną, a jednocześnie będzie musiał się układać z innymi komisarzami.

Co dalej z Zielonym Ładem?

Wiele zależy od tego, kto obejmie funkcję przewodniczącego KE. Zielony Ład to najważniejsze polityczne dziecko Ursuli von der Leyen, która z pewnością będzie parła do utrzymania tego projektu w kształcie jak najbliższym pierwotnym założeniom. Jej najpoważniejszym kontrkandydatem jest Mario Draghi, który może mieć poparcie francusko-włosko-hiszpańskie, czyli krajów, w których nastroje rolników są mocno odczuwalne. Draghi będzie z pewnością modyfikował Zielony Ład; spodziewałbym się, że nowa ekipa zacznie od próby ugłaskiwania rolników, a więc dalszego luzowania przepisów. Tym bardziej że ugrupowania liberalne, socjaldemokraci, Zieloni i lewica będą w tej kadencji Parlamentu Europejskiego znacznie słabsi niż w dwóch poprzednich.

Nowi europosłowie i komisarz będą też odpowiedzialni za kształt kolejnej wspólnej polityki rolnej po 2027 r.

Krytyka mankamentów WPR jest stałą cechą polityki rolnej od jej zarania i nie zmienia się od 20 lat. Krytykuje się, że – zgodnie z zasadą Pareta – 80 proc. dopłat trafia do 20 proc. rolników. Od lat utrzymują się dysproporcje w wypłatach dla poszczególnych krajów. To nie zniknie. Nawet jeśli reformy WPR skupią się na podniesieniu dopłat, to nierównowaga w ich podziale pozostanie, bo to problem systemowy, którego od lat Bruksela nie potrafi rozwiązać. I w kolejnej perspektywie WPR też się to nie uda. ©℗

Rozmawiał Nikodem Chinowski