ZAiKS istnieje od 1918 roku. Od początku działa jako stowarzyszenie i stoi na straży praw polskich twórców. Zrzeszenie zbiera od różnych podmiotów opłaty za korzystanie z utworów autorów, których chroni. Opłaty muszą więc odprowadzać nie tylko właściciele stacji radiowych i telewizyjnych, restauratorzy, właściciele punktów usługowych, ale także organizatorzy szkolnych zabaw, młode pary i nauczyciele angielskiego chcący odtwarzać piosenkę „Happy Birthday”.
Wesele prywatne, ale z zyskiem
Teoretycznie jeśli odtwarzamy utwory w gronie najbliższych krewnych, nie jest konieczne płacenie ZAiKS-owi. Jednak stowarzyszenie nieco inaczej interpretuje ten zapis w kwestii wesela.
Jeśli odbywa się ono w wynajętej sali bądź restauracji, to obiekt ten z tytułu odtwarzanych piosenek czerpie zysk. Dlatego ZAiKS-owi należy odprwadzić tantiemy i to pomimo tego, że wesela najczęściej odbywają się w restauracjach, które i tak mają już wykupioną licencję na odtwarzanie muzyki. ZAiKS inkasuje więc pieniądze dwukrotnie, a nawet – trzykrotnie doliczając do tego pieniądze, które zawarte są w cenie płyt, z których korzystają osoby obsługujące wesele.
Aby ułatwić sprawę „legalizacji” wesela w ZAiKS-ie, na stronie internetowej Zrzeszenia są opublikowane wzory umów, które należy dostarczyć do jego siedziby. Znajduje się w nich m.in. deklaracja o cenach kawy i alkoholi w lokalu. W ten sposób ZAiKS ustali, czy jest to lokal o podwyższonym standardzie i narzuci wyższą opłatę.
Zespół, który będzie grał podczas wesela, nie zawsze wie, jakie dokładnie piosenki będzie wykonywał. Opłata nie jest jednak uzależniona od ilości granych piosenek artystów, których reprezentuje ZAiKS, ale m.in. od ilości gości. Niezależnie więc, czy będzie to jedna, czy 30 piosenek – zapłacimy tyle samo. Należy przy tym pamiętać, że stowarzyszeń działających w Polsce i reprezentujących artystów jest kilka i w zasadzie powinno się powtarzać tę procedurę kilkukrotnie.
Opłatę za wykorzystanie utworu należy uiścić także, jeśli po imprezie okolicznościowej planuje się zmontowanie filmu i dołożenie do niego podkładu muzycznego.
Kontrola na ślubie? To możliwe
Niewielu osobom przyszłoby także do głowy, że za wykonywanie pieśni podczas ceremonii religijnych, w tym także ślubu, należy zapłacić ZAiKS. „W tym kontekście nawet ceremonie religijne w tym ślub kościelny, przy okazji których osiągane są pośrednio lub bezpośrednio korzyści majątkowe, lub artyści wykonawcy otrzymują wynagrodzenie (np. organista w kościele – przyp. red.), nie są zwolnione z obowiązku uzyskania zezwolenia na ich organizację i zapłaty wynagrodzeń autorskich. (…) Twórcy muzyki kościelnej posiadają pełnię praw autorskich, majątkowych i osobistych, a korzystanie z utworów wymaga jego zezwolenia i zapłaty wynagrodzenia, bez względu na to, kto i gdzie korzysta. Tylko w ustawą przewidzianych przypadkach dozwolonego użytku prywatnego i publicznego, tak jak wszystkich innych utworów, takie zezwolenie nie jest wymagane. W ramach praw osobistych twórca ma prawo domagać się wymieniania swego imienia i nazwiska, nawet przy wykonaniach podczas mszy. Może jednak pozostawać anonimowym” – czytamy na stronie internetowej ZAiKS-u.
Nie dotyczy to oczywiście utworów klasycznych, co do których ustały już prawa autorskie – np. kolęd.
Podobna sytuacja dotyczy popularnej piosenki „Happy Birthday to You". Prawa autorskie do tego utworu wygasną dopiero w 2016 r. Do tego czasu szkoły, które zdecydują się podczas lekcji angielskiego odtwarzać tę piosenkę, powinny zapłacić ZAiKS-owi. Bogusław Wieczorek, prawnik i autor bloga Własność intelektualna w praktyce spytał przedstawicieli ZAiKS o to, czy opłaty za wykonania Happy Birthday to You powinni wnosić np. nauczyciele angielskiego, wykonujący piosenkę w ramach lekcji. „Stanowisko ZAiKS jest jednoznaczne. „Happy Birthday to You podlega ochronie przez Stowarzyszenie i każdy, kto używa tej piosenki w swojej działalności, powinien uiścić odpowiednie opłaty z tytułu tantiem autorskich” – potwierdził w rozmowie z prawnikiem Damian Popielarz, Kierownik Wydziału Inkasa Terenowego ZAiKS.
Jak się okazuje, problemem może okazać się także głośne odtwarzanie muzyki np. w telefonie: „Publiczne odtwarzanie muzyki to udostępnianie utworu szerszej publiczności, a także publiczne udostępnianie utworu w taki sposób, aby każdy mógł mieć do niego dostęp w miejscu i w czasie przez siebie wybranym, czyli w sieci. Jest to jedno z pól eksploatacji. W mojej ocenie we wszystkich wyżej wskazanych przykładach uprawniony z tytułu autorskich praw majątkowych mógłby teoretycznie wystąpić z roszczeniem o naruszenie tych praw. Zgoda uprawnionego potrzebna jest w przypadku każdego publicznego odtwarzania, byleby do niego doszło. Nawet w przypadku głośnej muzyki w słuchawkach, jeżeli muzyka dociera do bliżej nieokreślonej liczby osób, będziemy mieli do czynienia z publicznym odtwarzaniem. W praktyce do wystąpienia z roszczeniami w tego rodzaju skrajnych sytuacjach oczywiście nie dochodzi”– czytamy na blogu ipblog.
Tymczasem producenci telefonów już w cenie uwzględniają opłaty, jakie muszą uiścić OZZ (Organizacji Zbiorowego Zarządzania) z tytułu możliwości ściągnięcia przez właściciela komórki udostępnianych przez operatora sieci nagrań muzycznych czy filmowych.
Jak jest na świecie?
Okazuje się, że nie tylko Polacy mają problem ze stowarzyszeniem reprezentującym interesy twórców.
W połowie lutego cały świat obserwował niesamowite nagrania meteorytu, który eksplodował nad Czelabińskiem.
Nagrania zjawiska na portalu YouTube są jednak niedostępne dla osób przebywających w Niemczech. Niemiecki odpowiednik ZAiKS-u – organizacja GEMA, stwierdziła, że w większości nagrania te pochodzą z kamer zamontowanych wewnątrz pojazdów, przez co w tle słychać radio, więc aby móc rozpowszechniać film, należy uiścić opłatę. Od każdego wyświetlenia filmu powinno to być 0.00375 euro.
Z kolei w Wielkiej Brytanii głośny był przypadek kobiety, która przez 20 lat uspokajała swoje konie przy pomocy muzyki klasycznej, musiała zrezygnować z tej metody, kiedy dowiedziała się, że będzie musiała uiszczać doroczną opłatę licencyjną za publiczne puszczanie radia.