Polska była przeciwna, ale musi implementować dyrektywę o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym.
Polska była przeciwna, ale musi implementować dyrektywę o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym.
Wczoraj w Strasburgu za nowymi regulacjami głosowało 348 posłów do Parlamentu Europejskiego. Przeciw było 274, a 36 się wstrzymało. Unijne państwa dostały 24 miesiące na uwzględnienie dyrektywy w swoim prawodawstwie.
Przyjęte przepisy umożliwią wydawcom, twórcom i dziennikarzom egzekwowanie praw autorskich do swoich utworów wykorzystywanych w sieci na takich samych zasadach, na jakich robią to w świecie realnym. Dotychczas nie było to możliwe, bo prawo nie nadążało za rozwojem technologii. Obecność treści na platformach internetowych nie przynosi twórcom żadnych korzyści lub są one minimalne. Dyrektywa to zmieni.
– Mimo że wypracowana w drodze licznych kompromisów, poprawi standardy ochrony praw autorskich, wzmocni prawa wydawców i polepszy sytuację finansową dziennikarzy – skomentował decyzję PE Bogusław Chrabota, prezes Izby Wydawców Prasy i redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”.
Duża część wydawców prasowych w Polsce przed głosowaniem w PE prowadziła kampanię na rzecz dyrektywy. W poniedziałek z tego powodu wiele gazet (w tym DGP) ukazało się z białymi pierwszymi stronami w ramach akcji „Puste jedynki”.
„Rozwiązania wypracowane przez instytucje unijne stanowią szansę na wzmocnienie pozycji twórców, stworzenie przejrzystych reguł dotyczących korzystania z cudzej twórczości i sprawiedliwy podział zysków z tytułu eksploatacji utworów w środowisku cyfrowym” – komentuje Stowarzyszenie Filmowców Polskich.
A unijny komisarz Günther Oettinger stwierdził po głosowaniu: – To historyczna decyzja dla zachowania różnorodności i jakości naszej kultury i mediów.
„Wbrew kłamliwej propagandzie przyjęte zapisy nie zakładają ani podatku od linków, ani nie nakładają cenzury w Internecie. Nie będzie blokady treści na Wikipedii, a nauczyciele bez obaw będą mogli wykorzystywać materiały z Internetu do celów edukacyjnych. Propozycje zapisów zawartych w dyrektywie nie naruszają wolności w Internecie” – napisało Stowarzyszenie Filmowców Polskich w komentarzu po uchwaleniu nowych przepisów przez Parlament Europejski.
Według twórców dyrektywy celem jest zobowiązanie wielkich platform internetowych i agregatorów treści – jak YouTube czy Google News – do płacenia twórcom należnego wynagrodzenia.
– Chodzi o pociągnięcie do odpowiedzialności takich gigantów jak Google, Facebook czy YouTube. Sytuacja ekonomiczna prasy jest katastrofalna, a wraz z prasą zagrożona jest demokracja. Planowana reforma to jedyna szansa na ochronę przyszłości twórców – powiedział telewizji ARD francuski europoseł Jean-Marie Cavada.
Platformy będą ponosiły odpowiedzialność prawną, jeśli udostępnią treści, za które nie zapłaciły ich twórcom. Osoby, których prace zostaną wykorzystane niezgodnie z prawem, będą mogły pozwać daną platformę. Dyrektywa nie określa jednak narzędzi do zapobiegania rozpowszechnianiu nieopłaconych materiałów – zostawia to w gestii firm internetowych.
„Jestem gotów bronić, także w dyskusji publicznej, zapisów tej ważnej i potrzebnej w Europie dyrektywy” – napisał na Twitterze europoseł Jerzy Buzek.
Przedstawiciele naszego rządu wypowiadali się o dyrektywie negatywnie jako o regulacji ograniczającej wolność słowa w sieci. W sumie przeciw dyrektywie opowiedziało się pięć państw Unii – oprócz Polski także Włochy, Finlandia, Holandia i Luksemburg.
– Dyrektywa obowiązuje – przyznaje wiceminister kultury Paweł Lewandowski. – Ale przy jej implementacji nieprecyzyjność pewnych zapisów daje nam pole do takiej interpretacji, żeby jak najbardziej zniwelować negatywne skutki dyrektywy dla społeczeństwa obywatelskiego i przepływu informacji w gospodarce – podkreśla.
Przeciwko nowej regulacji opowiedzieli się nie tylko europosłowie Prawa i Sprawiedliwości, lecz także wielu z Platformy Obywatelskiej. Michał Boni (PO) wyjaśnia, że głosował na „nie”, gdyż przepadła poprawka wykreślająca art. 13. – Dyrektywa wnosi wiele dobrego i jest potrzebna, ale art. 13 sprawia mnóstwo kłopotów – mówi europoseł. Przepis zobowiązuje duże serwisy internetowe do zapobiegania rozpowszechnianiu nieopłaconych treści. Część internautów widzi w nim narzędzie cenzury. Dlatego przeciwko dyrektywie organizowano w ostatnich dniach protesty na terenie całej UE.
„Mając pełną świadomość, że znakomita większość polskich eurodeputowanych głosowała przeciw, apelujemy, by wyłączyć temat dyrektywy z bieżącej debaty politycznej. Uchwalone lege artis przepisy stają się obowiązującym w naszym kraju prawem unijnym” – napisano w oświadczeniu Izby Wydawców Prasy.
To, że giganci internetowi będą musieli się podzielić z twórcami wpływami z dystrybucji ich treści w sieci, jest w dużej mierze skutkiem głosów europosłów niemieckiej partii rządzącej CDU. Ugrupowanie Angeli Merkel popierało dyrektywę mimo ostrej krytyki, a nawet obelg i pogróżek. Europosłowi Axelowi Vossowi grożono śmiercią.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama