Późnym wieczorem w piątek w Brukseli przedstawiciele krajów UE porozumieli się ws. kontrowersyjnych regulacji dot. prawa autorskiego. Dotyczy ona treści w internecie. Służby prasowe Rady UE ani prezydencji rumuńskiej nie poinformowały, jakie są szczegóły kompromisowej propozycji.
MKiDN poinformowało, że Polska zawiązała koalicję z 11 innymi krajami, które również sprzeciwiały się proponowanym zapisom dyrektywy. "Ostatecznie jednak część państw wycofała się ze sprzeciwu. Polska głosowała przeciwko dyrektywie w całości. Polski rząd nie akceptuje bowiem żadnych rozwiązań zmierzających do ograniczania wolności słowa w internecie" - podkreślono.
Dodano, że podobnie jak Polska głosowało siedem innych państw. Mimo to COREPER (Komitet Stałych Przedstawicieli) udzielił rumuńskiej prezydencji mandatu do trilogu.
"Przyjęcie mandatu przez kraje członkowskie oznacza, że w następnym kroku mogą rozpocząć się negocjacje z Parlamentem Europejskim nad ostatecznym kształtem nowych regulacji. Inicjatywa leży teraz po stronie PE" - wskazano w komunikacie resortu kultury.
Przypomniano, że nowa dyrektywa ma zmienić m.in. zasady publikowania i monitorowania treści w Internecie. "Sprzeciw Polski budzą w szczególności dwa artykuły projektu. Chodzi o art. 13, który wprowadza obowiązek filtrowania treści pod kątem praw autorskich, oraz art. 11, dotyczący tzw. praw pokrewnych dla wydawców prasowych. Stanowisko polskiego rządu jest od początku jednoznaczne. Prawa autorskie powinny być chronione, ale nie kosztem wolności w Internecie" - zaznaczono.
Ministerstwo kultury podało, że Polska sprzeciwia się również m.in. "nadmiernie restrykcyjnemu ograniczaniu udostępniania treści". Jak napisano, "takie rozwiązanie stawia w uprzywilejowanej pozycji międzynarodowe koncerny wydawnicze i może działać na szkodę małych i średnich wydawców, w tym wielu polskich wydawców".
Wiceminister kultury Paweł Lewandowski, cytowany w komunikacie MKiDN, powiedział, że "Polska stoi na stanowisku, że twórcom należy się godne wynagrodzenie". "Jednak mechanizmy, które mają to gwarantować nie powinny zagrażać wolności słowa. W ocenie rządu, o ile intencje wprowadzenia dyrektywy są słuszne, to sposób ich implementacji naraża nas na ryzyko ograniczania wolności słowa i stwarza niebezpieczny precedens automatycznego filtrowania treści, który może być w przyszłości wykorzystany niezgodnie z jego pierwotnym celem" - podkreślił.
Dodał, że teraz inicjatywa leży już wyłącznie w Parlamencie Europejskim. "Tylko europosłowie mogą jeszcze wpłynąć na ostateczny kształt dokumentu. Mam nadzieję, że będą się kierować odpowiedzialnością" - zaznaczył.
Przyjęcie mandatu przez kraje członkowskie oznacza, że w następnym kroku mogą rozpocząć się negocjacje z Parlamentem Europejskim nad ostatecznym kształtem nowych regulacji. Te negocjacje określane są właśnie jako trilog. Jeśli obie strony porozumieją się, wówczas przepisy będą mogły wejść w życie.
Parlament Europejski ma już mandat do negocjacji, po tym jak we wrześniu ub.r. poparł projekt dyrektywy o prawie autorskim. Za propozycją opowiedziało się wtedy 438 europosłów, przeciw było 226, a 39 wstrzymało się od głosu.
Nowa dyrektywa ma zmienić zasady publikowania i monitorowania treści w internecie. Przepisy wzbudzają sporo kontrowersji. Przeciwnicy tych regulacji ostrzegają przed cenzurą w internecie i końcem wolności w sieci, zwolennicy wskazują natomiast, że zmiana prawa jest konieczna, by chronić twórców i dostosować przepisy do rzeczywistości.
Szczególne spory budzą dwa artykuły projektu. Chodzi o art. 13, który wprowadza obowiązek filtrowania treści pod kątem praw autorskich, oraz art. 11, dotyczący tzw. praw pokrewnych dla wydawców prasowych. Proponowane przepisy przewidują, że giganci internetowi, np. platformy takie jak Facebook, będą musiały płacić, jeśli korzystają z pracy artystów i dziennikarzy.
PE podkreśla, że wiele wprowadzonych przez niego zmian ma na celu zagwarantowanie, że artyści, zwłaszcza muzycy, wykonawcy i autorzy scenariuszy, a także wydawcy wiadomości i dziennikarze, otrzymają wynagrodzenie za swoją pracę, gdy inni korzystają z niej za pośrednictwem takich platform jak YouTube lub Facebook oraz agregatorów wiadomości, takich jak Google News.
MKiDN zwróciło uwagę, że ostateczna wersja dyrektywy może stać się obowiązującym prawem po tym, jak zostanie poddana pod głosowanie w Parlamencie Europejskim, następnie musi zostać zaimplementowana w poszczególnych państwach członkowskich. Proces ten może zakończyć się nawet za 2-3 lata, o ile dyrektywa zostanie przyjęta jeszcze w obecnej kadencji Parlamentu.