Przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Andrzej Jakubiak rozmawia z bankami na temat swojej propozycji rozwiązania problemu kredytów we frankach szwajcarskich. Według szefa KNF koszty takiej operacji poniosą banki i frankowicze i będzie to sprawiedliwe rozwiązanie. To prawda, ale tylko w przypadku niewymuszonej zgody banków. Gdyby do tego nie doszło, a raczej wątpię, by banki zgodziły się na takie koszty operacji, to koszty takiej restrukturyzacji zobowiązań frankowiczów ponieślibyśmy my wszyscy. Dlaczego?
Koszty dla banków z tytułu rozwiązania zaproponowanego przez Andrzeja Jakubiaka szacowane są na ok. 25–30 mld zł. Takie straty wpłyną pewnie negatywnie na rating banków w Polsce. Takich strat nie przemilczą też na pewno właściciele banków. Zagraniczne firmy matki naszych banków będą skarżyć Polskę za wdrożenie rozwiązań, które godzą w wolność rynku, naruszają stabilność prawa i zmieniają umowy zawarte zgodnie z obowiązującymi przepisami i zasadami wolnego rynku. Tym bardziej że większość dużych bankow już od 2009 r. proponowało klientom przewalutowanie kredytów z franków na złote na preferencyjnych warunkach i niewielu klientów decydowało się na takie rozwiązanie. Kary zapłaci Skarb Państwa – czyli my.
Ale kosztów dla polskiej gospodarki jest więcej.
Jeśli chodzi o klientów banków, to takie rozwiązanie spowoduje zrealizowanie straty kursowej przy jednym z najwyższych poziomów kursu. Tę stratę będą spłacać 20–30 lat. Nawet jeśli banki pokryją część z tej straty, to i tak nie jestem pewna, ilu klientów byłoby zadowolonych z takiego rozwiązania.
Propozycja przewodniczącego KNF ma też dodatkowy aspekt techniczny – to konieczność zerwania zobowiązań, które banki zaciągnęły we frankach szwajcarskich na rynkach międzynarodowych. Banki, aby sfinansować kredyty, same musiały pożyczyć franki z rynku. Były to często zobowiązania na 5–10 lat, które teraz trzeba by nagle zakończyć, a to dodatkowe koszty dla banków.
Przepisy zmieniające uregulowania wobec zawartych wcześniej umów, generujące straty dla banków, wprowadzone w sposób kontrowersyjny w punktu widzenia stabilności prawa i wolności rynkowej miałyby wpływ na postrzeganie Polski przez inwestorów zagranicznych. To będzie miało przełożenie na inwestycje w Polsce. Nierynkowe regulacje naruszające wolność rynku i destabilizujące system bankowy to zagrożenie dla inwestorów, którzy oczekują przewidywalności od rynku, na którym inwestują. Trudno zrozumieć, jak przedstawiciel nadzoru, który ma zapewnić stabilność systemu finansowego w Polsce, może w ogóle proponować rozwiązanie, które mogłoby zaszkodzić stabilności tego systemu, nie mówiąc o tym, że – gdyby musiało być wprowadzone odgórnie lub też wymuszone (np. pod groźbą zwiększenia wymogów kapitałowych w stosunku do banków), a tego należy się spodziewać – zaprzeczy zasadzie stabilności prawa w Polsce.
Dlaczego w przeszłości nadzór i inne organy administracji odpowiedzialne za dbanie o stabilność polskiego rynku finansowego i gospodarki pozwoliły na taki rozwój rynku kredytów hipotecznych we frankach? Pewnie dlatego, że wybraliśmy kiedyś gospodarkę wolnorynkową, a to oznacza, że jeśli klient chce zawrzeć transakcję spekulacyjną i jest świadom tego, co robi, to może się na to zdecydować. Jeśli klient zechce zagrać w ruletkę, to też może to zrobić. Nawet jeśli postawi cały swój majątek.
Oczywiście pamiętam, że nadzór co prawda przestrzegał przed ryzykiem, ale też pozwalał na zawieranie takich transakcji, a przecież co nie jest zabronione, to jest dozwolone. W efekcie dopiero już przy bardzo wysokim udziale w portfelu kredytów we frankach udzielanie takich kredytów zostało ograniczone, a całkowite ich wyeliminowanie z oferty banku nastąpiło zaledwie kilka lat temu.
Problem frankowiczów, według mnie bardzo rozdmuchany przez media, dotyczy tylko niewielkiej części klientów, głównie tych, którzy nie kwalifikowali się na kredyt w złotych. I, rzecz jasna, banków, które im kredytów udzieliły. Jednak zagrożenie nie jest aż tak duże, jak opisują to media. Kwestia możliwości spłaty rat nie powinna być wielkim problemem, bo banki deklarują restrukturyzację dla tych klientów, którzy będą jej potrzebować. Umowy będą wydłużane w taki sposób, aby wysokość raty w porównaniu z grudniem 2014 r. nie wzrosła. Co najważniejsze: propozycje Związku Banków Polskich i Ministerstwa Gospodarki pozostawiają rozwiązanie problemu podmiotom zainteresowanym – bankom i ich klientom. Pozostawiają także wszelkie konsekwencje decyzji po ich stronie. Propozycja szefa KNF to już niestety próba zdjęcia odpowiedzialności ze stron transakcji i obarczenie nas wszystkich konsekwencjami ich decyzji – dodam, w większości świadomych decyzji. Zdejmowanie odpowiedzialności za własne decyzje z gospodarstw domowych to krok do budowania roszczeniowego społeczeństwa i wielkimi zakusami na otrzymywanie wsparcia z pieniędzy publicznych w każdej niekorzystnej sytuacji.
Kredyty frankowe to problem zarówno banków, które walczyły o udział w rynku, jak i klientów, którzy świadomie podejmowali ryzyko kursowe, licząc na duże oszczędności. Niech więc te podmioty ponoszą konsekwencje swoich decyzji. Dlaczego wszyscy podatnicy mają płacić za frankowiczów i banki?
Kredyty frankowe to problem banków i klientów. Niech te podmioty ponoszą skutki swoich decyzji