- Jestem zdeterminowany, by zwołać podkomisję. Będziemy procedować i ta ustawa frankowa zostanie przyjęta w takiej czy innej formie - wyjaśnia Tadeusz Cymański, wiceszef klubu PiS.
Czy afera KNF wpłynie na prace nad ustawą frankową?
Mam nadzieję, że nie. Nie chciałbym, żeby wpływały na tę ustawę jakieś sprawy związane z wydarzeniami, nawet ekstremalnymi, ale obciążonymi też ogromnym ładunkiem polityki, emocji, także negatywnych. Natomiast również w nagraniach istnieje wątek frankowy. Od razu wspominam moją rozmowę z panem Markiem Ch., wtedy będącym przewodniczącym KNF. Chciałem poznać stanowisko wszystkich stron. Są frankowicze, banki i cały aparat, który też ma coś do powiedzenia: Bankowy Fundusz Gwarancyjny, NBP itd. Myślę, że ta rozmowa z nim nie powinna wpłynąć negatywnie na prace nad ustawą. Najbardziej kontrowersyjny jest problem tego, jakie skutki mogą mieć dla systemu bankowego, dla niektórych banków zapisy w tej ustawie dotyczące restrukturyzacji, które nakładają na banki obciążenia.
Ustawa tworzy Fundusz Restrukturyzacyjny, na który mają się złożyć banki.
Tak. Bez względu na to, jaki mają portfel kredytów walutowych, dobry czy zły. Bo są banki, które – w cudzysłowie – nabroiły, udzielały kredytów w sposób lekki, i są takie, które w ogóle tego nie robiły lub działały ostrożnie i one nie mają problemów. Zasada, która mi przyświeca i w pracy, i w życiu: ile grzechu, tyle pokuty…
Tu byłaby ona trudna do wdrożenia. Fundusz Restrukturyzacyjny zakłada, że wszystkie banki płacą po równo w proporcji do portfela kredytów, jakie mają. Z tych pieniędzy najpierw korzystają klienci tych banków, a jeśli nie skorzystają – to klienci innych banków
To jest istota sprawy. Cierpliwość frankowiczów wystawiona jest na próbę. Jestem zdeterminowany, żeby jeszcze teraz – w grudniu są dwa posiedzenia Sejmu – zwołać podkomisję, bo uważam, że prace nad ustawą nawet w takim kształcie, w jakim ona jest, mają sens. Gdyby nawet nie przyjąć części B – mówię o restrukturyzacji – to nie traćmy czasu i przyjmijmy resztę.
Czyli drugi fundusz, który gwarantuje pomoc w spłacie kredytu.
Uważam, że tam można by wystąpić z korektami, żeby jeszcze podnieść pułap tej pomocy. Uważam, że dla banków to nie jest cios, dlatego że tak naprawdę ma to charakter pożyczki z umorzonymi – w przypadku regularnych spłat – ostatnimi 44 ratami. To jest ogromna zmiana w porównaniu z tym, co jest dzisiaj. Obecna pomoc jest rachityczna i mało kto z niej korzysta . Ta część pomocowa w spłacie jest adresowana ze swej istoty i natury do tych, którzy mają trudną sytuację, którzy brali niższe kredyty na mieszkanie. W międzyczasie ukazał się raport NIK, a Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów na początku listopada ujawnił tzw. istotny pogląd. Wynikają z tego dla banków wnioski, że zwłaszcza w przypadku spreadów walutowych praktyki były niedopuszczalne. To jest wiatr w żagle dla naszej ustawy. I dlatego będziemy procedować i ta ustawa zostanie przyjęta w takiej czy innej formie.
Jakie są koszty przyjęcia tej ustawy, głównie dla sektora bankowego?
W stenogramie padła kwota kilkuset milionów dla jednego banku, więc koszty globalne są spore. Ale nie są to kwoty, które położą system i będą stanowiły dla niego zagrożenie. Banki jednak bardzo skorzystały, przez całe lata kształtując wysokość kursu w sposób abuzywny. Wydaje mi się, że nie tylko chłodne, racjonalne argumenty, ale również etyczne, moralne przemawiają za tym, by tę ustawę przyjąć.
Czyli jak by wyglądał teraz ten główny mechanizm pomocy dla kredytobiorców w ciężkich sytuacjach? Już nie tyle mogliby liczyć na dopłaty do rat, ale na darowanie części spłat?
W części pomocowej jest 12 lat razy 12 miesięcy, czyli 144 raty. Jeżeli kredytobiorca będzie sukcesywnie spłacał, to po spłaceniu 100 rat ostatnie 44 są mu umarzane.
Wszyscy frankowicze mieliby darowane 44 raty?
Ci, którzy skorzystają z mechanizmu pomocy w spłacie. Ale żeby z tego mechanizmu skorzystać, trzeba mieć określoną sytuację finansową. Wskaźniki są w ustawie. Czyli wielkość spłacanej raty musi przekraczać 50 proc. dochodów. To jest istotna różnica w porównaniu do tego, co jest dziś, czyli 60 proc. Kwotę pomocy zwiększono trzykrotnie, z 27 na 81 tys. zł. Pojawił się też postulat, że istotnym problemem są ludzie, w stosunku do których banki wszczęły postępowanie egzekucyjne – wypowiedziały kredyt i przystąpiły do egzekucji. To ludzie w skrajnych sytuacjach. Oni proponują powrót do dyskusji nad bankowym tytułem egzekucyjnym. Jest orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie. Chodziłoby o to, by wprowadzić poprawkę do kodeksu postępowania cywilnego. Bo banki czasami bardzo agresywnie, bezdusznie korzystają ze swoich przywilejów. Sytuacja powoli dojrzewa – szkoda, że to tak powoli idzie, jestem rozczarowany i muszę w swoim, i nie tylko swoim, imieniu przeprosić. Ale komisja się zbierze w piątek, 14 grudnia lub w kolejnych dniach i będę procedował.
Wróćmy do afery KNF. Jak pan wtedy odbierał rozmowę z przewodniczącym? Czy pan się spodziewał, że to może być fragment szerszej układanki, jakiejś większej gry?
Trudno przejrzeć, co jest głęboko schowane w człowieku. Ja miałem pozytywne wrażenie. Dzisiaj po tych deklaracjach można mieć wątpliwości, ale nikomu nie zależy, żeby niszczyć albo podejmować działania, które naruszą cały system bankowy albo doprowadzą do upadłości bank. Bo upadłość jest nieszczęściem. Ja ze spokojem oczekuję na pełne informacje o taśmach tych i innych. Myślę, że ten się boi, kto i broi.
Tam dwukrotnie pojawia się stwierdzenie, że w radzie Funduszu Restrukturyzacyjnego KNF będzie mieć swojego człowieka. On będzie decydował, które banki i ile będą płaciły w ramach składki. Jak pan to odbiera?
Zapisy ustawy nie dają nikomu superwładzy w radzie. Jeżeli mówimy o ciałach kolegialnych, nie wiem, czy tu trochę nie przeszarżował. Nie mnie oceniać skryte intencje. Ja uważam, że osoby, które w takiej radzie się znajdą, będą postępować kolegialnie i transparentnie.
Obecność przedstawiciela KNF w tego typu radzie jest naturalna?
Oczywiście. Jeżeli mamy do czynienia z ludźmi nieuczciwymi, hochsztaplerami, złodziejami to na to nie ma recepty. Ale ustawa jest dobra.