Klub PO przedstawił 8 lipca projekt ustawy zakładającej pomoc klientom banków, którzy mają kredyt hipoteczny denominowany we frankach szwajcarskich. Nowa ustawa ma dać możliwość przewalutowania kredytów po kursie bieżącym NBP, koszty tego miałyby zostać rozłożone między banki a kredytobiorców (to znaczy połowę umorzyłby bank, a połowa rozłożona ma być na raty w złotych oprocentowane według referencyjnej stopy NBP). I klienci, i banki mieliby dostać wsparcie od państwa wsparcie postaci ulg podatkowych. Rozwiązania zawarte w ustawie miałyby być skierowane najpierw do tych, których kredyt to minimum 120 procent wartości mieszkania, w następnym roku 100-120 procent, a w kolejnym 80-100 proc. Wielkość mieszkania nie może przekraczać 75 metrów kwadratowych, a domu 100 metrów kwadratowych, chyba że rodzina "frankowicza" ma minimum trójkę dzieci. Mieszkanie czy dom muszą być użytkowane, kupione dla siebie, a nie na przykład na wynajem. Program miałby obowiązywać do 2020 roku. Sejm zajmie się projektem w czwartek wieczorem.
"W mojej ocenie projekt tej ustawy to polityczny happening. Propozycja jest niezgodna z oczekiwaniami frankowiczów. Co do kosztów dla budżetu państwa i banków, pojawiają się różne liczby, ale dziś nie da się ocenić, na ile są realistyczne, bo jeśli ustawa zostanie uchwalona, to z tych rozwiązań będzie mogło skorzystać w najlepszym przypadku ok. 20 procent frankowiczów, a realnie skorzysta pewnie dużo mniej. Ponadto, frankowicze od samego początku zwracają uwagę, że nie chcą rozwiązań, które uszczuplą w najmniejszym stopniu finanse publiczne, a ta propozycja zakłada chociażby zwolnienia od podatku" - powiedział PAP dr Mariusz Andrzejewski z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. "Ta propozycja jest bardziej pomocna raczej dla systemu bankowego, a nie dla klientów banków posiadających kredyt hipoteczny denominowany we frankach szwajcarskich. Trzeba było poszukać rozwiązania, w którym przy pomocy instytucji państwowych, w drodze negocjacji, doszłoby do porozumienia pomiędzy stronami. I przy takim porozumieniu nie powinno się rozważać uszczuplania finansów publicznych" - dodał.
"Chcę też zwrócić uwagę, że jeżeli w jakiś sposób uda się, w drodze ustawy, +przymusić+ banki do zgody na jakieś straty, to w przyszłości może to być podstawą do wypłacania odszkodowań przez państwo polskie. Obecnie jest negocjowana umowa o strefie wolnego handlu między Unią Europejską a USA (TTIP). Jeśli wejdzie ona w życie w dziś dyskutowanym kształcie, to pozycja prawna wielkich korporacji, w tym banków, może jeszcze bardziej wzrosnąć. Będą mogły pozywać państwa przed międzynarodowy arbitraż" - wskazał ekonomista. "Ciągle poszukiwałbym zatem rozwiązania, na które zgodziłyby się wszystkie strony, a więc banki, kredytobiorcy, ale także i rząd oraz KNF. Rozwiązanie takie niekoniecznie musi zostać wprowadzone w formie ustawy. Za najlepiej dzielące ryzyko udzielonych kredytów hipotecznych denominowanych we frankach szwajcarskich pomiędzy banki i kredytodawców uznaję, zgłoszoną na początku roku przez przewodniczącego KNF Andrzeja Jakubiaka propozycję, w której mówił on o możliwości przewalutowania tych kredytów po kursie, przy jakim kredyt był wzięty, przy jednoczesnym wyliczeniu różnicy w kosztach (oprocentowanie + marża + inne koszty) i rozbiciu kwot wynikających z tych różnic na raty, jako dodatkowa opłata w pozostałych latach spłaty danego kredytu. Ale na to potrzebna jest zgoda wszystkich stron, a do tej zgody potrzebny jest stół negocjacyjny i to, żeby strony zechciały do niego usiąść i przeliczyć warianty takiego rozwiązania. Jak dotąd, moim zdaniem, nie było żadnych prawdziwych negocjacji między zainteresowanymi stronami" - mówił.
"A problem jest palący, jest przecież zagrożenie, że kurs franka pójdzie znowu, tym razem na długo, wysoko do góry, na przykład do 5 złotych. Oceniam, że około 30 procent kredytobiorców nie będzie w takiej sytuacji w stanie w ogóle spłacać kredytów. A to już stanowić może poważny problem dla całej gospodarki i będzie to problem społeczny. Ta ustawa na pewno tego problemu nie rozwiązuje" - dodał dr Andrzejewski.
"Dziś na przykład na polskim rynku nie ma produktów finansowych pozwalających na zabezpieczenie się klientów indywidualnych przed ryzykiem zmiany kursu. Takie produkty są kojarzone w Polsce z tzw. toksycznymi opcjami walutowymi, które mają złą opinię, i które prawie zniknęły z polskiego rynku kapitałowego, a poza tym są i tak dostępne jedynie dla instytucji finansowych i przedsiębiorstw. Nie są dostępne dla osób fizycznych. Moim zdaniem, skoro banki nie oferują dziś zabezpieczeń przed ryzykiem osłabienia złotego wobec franka szwajcarskiego, to można to odczytywać tak, jakby przewidywały, że w najbliższych latach kurs franka będzie się umacniał w stosunku do złotego. Państwo ma jednak pewne narzędzia czy też instytucje, które powinny starać się pomóc w wypracowaniu rynkowych form zabezpieczenia się przez ryzykiem walutowym dla osób fizycznych. Przyznaję, że jest to jednak zadanie bardzo trudne. Taka opcja walutowa oczywiście byłaby dość droga dla klienta, ale w wielu przypadkach jej posiadanie i tak opłacałoby się frankowiczom w przypadku dużego osłabienia złotego. Warto podkreślić, że wprowadzenie takiej możliwości byłoby nie tylko realną pomocą dla frankowiczów, ale też byłoby zgodne z regułami wolnego rynku, więc banki nie mogłyby tego zaskarżyć" - powiedział.
"Na Węgrzech rząd zaangażował się i miał udział w wynegocjowaniu między bankami a klientami kursu, po jakim będą spłacane kredyty frankowe. W przeliczeniu na złote jest to ok, 3,4 zł. To było rozwiązanie także w duchu wolnego rynku. Rząd nie musiał nawet banków do niego przymuszać, wystarczyło by przedstawił pełną informację, co się stanie w przypadku, gdy nastąpi załamanie kursu forinta, i jakie w tej sytuacji będzie musiał przyjąć ustawy, odnoszące się do sektora finansowego, by ratować gospodarkę i zaradzić problemom społecznym. A zatem wyeksponował skutki ryzyka politycznego, które banki również są zobowiązane brać pod uwagę w swojej działalności. W Polsce również banki, albo ogólnie mówiąc – rynek finansowy, zaczął uwzględniać ewentualny wpływ ryzyka politycznego, w związku z niedawnymi wyborami prezydenckimi, a przede wszystkim w związku ze zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi. I to jest element, który powinien być argumentem do utworzenia stołu negocjacyjnego przy którym usiądą: strona bankowa, frankowicze, a mediatorem tych negocjacji powinien być rząd lub KNF lub ewentualnie otoczenie prezydenta-elekta, gdyż także z tego ośrodka politycznego mamy wyraźną chęć przedłożenia stosownego projektu ustawy, która powinna pomóc w rozwiązaniu tego, systemowego dla naszej gospodarki, problemu" - powiedział Mariusz Andrzejewski.
"Jestem też przeciwko dzieleniu posiadaczy kredytów na różne grupy i podgrupy frankowiczów albo na frankowiczów i złotówkowiczów. Do problemu trzeba podchodzić całościowo. Dziś kredyty w złotych wyglądają dobrze, bo oprocentowanie jest niskie, ale nie wiemy, co się stanie, jeśli oprocentowanie wzrośnie. Rząd czy KNF już powinny analizować tę sytuację. Mogliśmy ostatnio przeczytać w jednym z dzienników, że pojawił się problem u tych klientów, którzy skorzystali parę lat temu, przy zaciąganiu kredytu w złotych, z dobrego, moim zdaniem, programu +Rodzina na Swoim+. Program jednak już się kończy (prawo dopłaty do kosztów odsetek przysługiwało chyba przez 8 pierwszych lat) i raty płacone obecnie znacząco wzrosły, i to z dnia na dzień. Jeżeli skala tego problemu będzie znacząca, to rząd i KNF także będzie musiał zmierzyć się z ewentualnym znalezieniem systemowego rozwiązania dla tego problemu. Politycy popełniają grzech zaniechania, nie pracując nad rozwiązaniem problemu, który jest dla naszej gospodarki realnym zagrożeniem dla jej stabilnego rozwoju w długim okresie" - podsumował dr Mariusz Andrzejewski.