Klauzule kursowe nie były najistotniejsze dla umów kredytu.

Łukasz Hejmej, adwokat, partner w Baker McKenzie
Małgorzata Przygodzka, adwokat, Senior Associate w Baker McKenzie
Obserwując przebieg tzw. sporów frankowych, można odnieść wrażenie, że kolejne wypowiedzi TSUE nie pomogły ujednolicić orzecznictwa polskich sądów powszechnych. Tymczasem jedno stanowisko trybunału konsekwentnie przebija się od niemal samego początku analizowania problematyki wyeliminowania klauzul abuzywnych na gruncie Dyrektywy 93/13. Mianowicie TSUE zawsze opowiadał się za zasadą prymatu utrzymania umowy w mocy.
Już w sprawie C-453/10 rzecznik TSUE przyznał, że dalsze obowiązywanie zawartych umów ma być regułą i nie powinno zależeć od możliwych do wystąpienia po stronie konsumenta korzyści. Jego zdaniem ofiarą systemu kategorycznie nakazującego unieważnianie umów dla wypełnienia interesów jednej ze stron byłaby zasada swobody umów. Uprzywilejowany konsument zostałby bowiem zwolniony z odpowiedzialności za dokładne wyważenie korzyści i ciężarów oraz rozsądne działanie przed zaciągnięciem zobowiązania umownego.
W podobnym duchu wypowiedział się również ostatnio TSUE w orzeczeniu z 2 września 2021 r. w sprawie JZ vs OTP Jelzalogbank (C-932/19). TSUE podtrzymał koronną zasadę rozwiązywania sporów frankowych przedstawioną w innym „węgierskim” wyroku – w sprawie Dunai (C-118/17), gdzie analizując zakwestionowane umowy, dokonał wyraźnego wyodrębnienia klauzuli ryzyka walutowego (wprowadzającej odniesienie kredytu do waluty obcej) oraz klauzuli kursowej (zwanej też klauzulą spreadową), która dotyczy wyłącznie odesłania do stosowanych przez bank kursów walutowych.
Po dokonaniu rozróżnienia pomiędzy klauzulą kursową i walutową, trybunał niejako uporządkował system roszczeń, z jakimi występują konsumenci na tle sporów frankowych. Pierwsza kategoria ich zarzutów wiąże się bowiem ze stosowaniem klauzul kursowych i zarzuty te nie korelują z oczekiwanym skutkiem w postaci zaniknięcia ryzyka walutowego. Druga kategoria roszczeń zidentyfikowanych przez trybunał dotyczy z kolei klauzul walutowych i samego kwestionowania zasadności ponoszenia przez konsumenta ryzyka walutowego rozumianego jako wpływ wahań waluty na wysokość raty i salda kredytu.
Zdaniem trybunału w sprawach węgierskich dyrektywa 93/13 co do zasady dopuszcza przepisy krajowe, które uniemożliwiają sądowi unieważnienie umowy kredytu na podstawie zarzutów kierowanych pod adresem klauzuli kursowej. W wyroku przedstawiono jednak dwa zastrzeżenia. Po pierwsze, stwierdzenie nieuczciwego charakteru takiego warunku umożliwia przywrócenie sytuacji pod względem prawnym i faktycznym, w jakiej znajdowałby się konsument w przypadku braku istnienia tego nieuczciwego warunku. Po drugie, taki przepis nie może być przeszkodą do unieważnienia umowy, gdy sąd dojdzie do przekonania o abuzywności klauzuli ryzyka walutowego.
Innymi słowy, jeśli konsument powołuje się na zarzuty tylko pod adresem klauzuli kursowej (spreadów), to ustawa uniemożliwiająca unieważnienie umowy nie narusza przepisów unijnych. Taka ustawa nie może jednak zamykać drogi do orzeczenia upadku umowy jako skutku stwierdzenia abuzywności klauzuli ryzyka walutowego. Tego typu rozwiązanie nie budzi wątpliwości trybunału. I słusznie. Zasada proporcjonalności wymaga bowiem, by istniała korelacja pomiędzy naruszeniem a narzędziami eliminowania i jego samego, i jego skutków. Obecnie zarzuty pod adresem spreadów najczęściej nie są rzeczywistym źródłem roszczeń kredytobiorców, niemniej konsument uzyskuje ciche przyzwolenie na korzystanie z tego argumentu jako pretekstu do domagania się unieważnienia umowy. Kwestia ta została dobitnie podkreślona w opinii UKNF sporządzonej na wniosek pełnego składu Izby Cywilnej Sądu Najwyższego rozpoznającego pytania prawne I prezes SN. Zostało to wręcz ujęte w kategoriach nadużycia prawa konsumenckiego.
Rozstrzygając sprawy Dunai i OTP Jelzalogbank, TSUE zaaprobował rozwiązanie prawne przewidziane w węgierskich ustawach nr XXXVIII i LXXVII z 2014 r. Na ich mocy tzw. klauzule kursowe zastąpiono ze skutkiem wstecznym klauzulami stosującymi oficjalny kurs banku narodowego przy jednoczesnym potwierdzeniu ich ważności. Rozważania wymaga, czy polski ustawodawca nie przyjął również regulacji prawnych zmierzających do osiągnięcia zbieżnego skutku z regulacją węgierską? W tym kontekście pod rozwagę warto poddać art. 69 ust. 3 ustawy – prawo bankowe (wprowadzony tzw. ustawą antyspreadową z 2011 r.) i art. 358 par. 2 k.c. (dodany do kodeksu w 2009 r.).
Na mocy art. 69 ust. 3 prawa bankowego przesądzono ważność kredytów indeksowanych (denominowanych) przy przyjęciu, że ich obsługa jest możliwa bezpośrednio w walucie, a więc z pominięciem klauzul kursowych. Ten sam skutek realizowany jest w przypadku obsługi kredytu w złotych polskich przeliczanych na walutę indeksacji według średniego kursu NBP zgodnie z art. 358 par. 2 k.c. Tym samym, skoro w dacie rozstrzygania sporu istnieją przepisy art. 69 ust. 3 prawa bankowego i art. 358 par. 2 k.c., nie sposób przyjąć, by zakwestionowane umowy były niewykonalne. Zobowiązanie może być bowiem spełnione tak w walucie obcej, jak i w złotym polskim przy zastosowaniu średniego kursu NBP. Rozpoczynając prace nad ustawą antyspreadową, polski ustawodawca zmierzał do stworzenia zbieżnego z rozwiązaniem węgierskim narzędzia prawnego. W uzasadnieniu druku sejmowego nr 4381 za wzorcowy przykład wskazano właśnie węgierską ustawę, wyjaśniając jednocześnie, że objęcie dotychczasowych stosunków umownych projektem ustawy ma na celu realizację konstytucyjnej zasady sprawiedliwości społecznej oraz ochrony konsumentów. Zdaniem ustawodawcy projektowana nowelizacja miała na celu wyeliminowanie prawnej i faktycznej nierówności stron w umowach kredytowych.
Polskie rozwiązania prawne, podobnie jak węgierskie, przywracają operatywność umów, z których wyeliminowano klauzule kursowe. Tego typu klauzule nie mają bowiem charakteru przedmiotowo istotnego dla umowy kredytu. Wobec tego można wyobrazić sobie sytuację, w której strony umowy, wprowadzając do niej klauzulę ryzyka walutowego, nie precyzują, według jakiego kursu będą odbywały się przeliczenia w ramach przepływu środków z tytułu jej realizacji. Taka umowa na gruncie prawa polskiego byłaby skutecznie zawarta i ważna, a jedynie wynikająca z niej pełna treść stosunku prawnego musiałaby zostać dookreślona w drodze wykładni oświadczeń woli złożonych przez strony. Nie ulega wątpliwości, że zasada stosowania średniego kursu NBP do rozliczeń walutowych w Polsce przed nowelizacją art. 358 par. 2 k.c. miała charakter powszechnie obowiązujący. Co więcej, na niejako retroaktywne stosowanie przepisów prawnych uchwalonych w trakcie obowiązywania umów o charakterze ciągłym wyraził również aprobatę TSUE, m.in. w wyroku w sprawie Santos (C-70/17).
W konsekwencji, podążając za wytycznymi wskazanymi przez trybunał w sprawach C-118/17 i C-932/19, trudno jest znaleźć jakiekolwiek podstawy do orzekania upadku umów kredytowych odniesionych do waluty obcej po dacie wejścia w życie tzw. ustawy antyspreadowej. Celem przyjętej regulacji było bowiem przywrócenie równowagi kontraktowej stron, a w następstwie zastosowania przewidzianych w niej narzędzi prawnych sytuacja konsumenta jest zbieżna z hipotetyczną sytuacją, w której w umowie od samego początku nie funkcjonowałyby klauzule kursowe. Utrzymanie w mocy „umów frankowych” przy przyjęciu rozwiązania z ustawy antyspreadowej i art. 358 par. 2 k.c. pozostaje również zbieżne z tzw. domniemaniem racjonalności ustawodawcy z art. 1 ust. 2 dyrektywy 93/13 i nie zamyka konsumentom drogi do ewentualnego kwestionowania indeksacji per se.
Kancelaria Baker McKenzie reprezentuje banki w sporach sądowych