Pieniędzy na kontach bankowych przybywa. Ale na takich, z których w każdej chwili można dokonać wypłaty
Kto może, zbiera gotówkę, by chronić się przed konsekwencjami kryzysu. Taki wniosek nasuwa się z analizy opublikowanych w poniedziałek kwietniowych danych Narodowego Banku Polskiego na temat podaży i popytu na pieniądz.
Gospodarstwa domowe w ubiegłym miesiącu zwiększyły swoje zasoby w bankach o prawie 9,9 mld zł. Trzeci raz z rzędu zanotowano przyrost w takiej skali. W ubiegłym roku napływ depozytów klientów indywidualnych nie przekraczał średnio 6,3 mld zł miesięcznie.
Na kontach firmowych przybyło prawie 4,3 mld zł. To o niemal 80 proc. więcej, niż wynosiła ubiegłoroczna miesięczna średnia, ale też o niespełna 8 proc. więcej niż w kwietniu ub.r. O ponad 16 mld zł zwiększyły depozyty pozostałe instytucje finansowe.
Gromadzeniu środków towarzyszy też oddłużanie – choć na podstawie statystyk NBP nie da się stwierdzić, czy jego powodem jest niechęć do brania na siebie zobowiązań przez gospodarstwa domowe i firmy, czy zakręcenie kurka z kredytami przez banki. O mniejszej sprzedaży kredytów w kwietniu było już wiadomo na podstawie danych Biura Informacji Kredytowej.
W ubiegłym miesiącu bankowe zadłużenie klientów indywidualnych skurczyło się o 1,7 mld zł. Wyniosło 782,6 mld zł. Spadek był więc symboliczny, ale taka sytuacja w odniesieniu do kredytów branych przez Kowalskich zdarza się niezwykle rzadko. W przeszłości dochodziło do takiej sytuacji po dużych debiutach giełdowych, w których inwestorzy indywidualni zadłużali się, by móc zgłosić chęć kupna większej liczby akcji i ograniczyć w ten sposób efekt redukcji zapisów. W przypadku kredytów dla firm spadek wyniósł 2,6 mld zł.
Dane NBP pokazują, jaki efekt przyniosły dwie obniżki stóp procentowych dokonane w marcu i kwietniu przez Radę Polityki Pieniężnej. Główna stopa wynosi obecnie 0,5 proc. Banki zareagowały na to cięciem oprocentowania depozytów. W niektórych zwykłe lokaty terminowe mają dziś stawki rzędu 0,01–0,05 proc. Skutek: klienci rezygnują z lokat terminowych. Jeśli już trzymają pieniądze w bankach, to na depozytach bieżących.
Na rachunki bieżące klientów indywidualnych napłynęła w kwietniu rekordowa kwota ponad 22 mld zł. Towarzyszył temu najwyższy w historii odpływ środków z depozytów terminowych – niemal 12,5 mld zł.
– Jak popatrzymy na rozkład oprocentowania w horyzoncie dwóch lat, to jest ono bliskie zeru. Ale wycofywanie środków z lokat terminowych to też klasyczny efekt zwiększonej preferencji płynności. Wiele gospodarstw domowych chciało mieć więcej płynnych środków. Może nawet zrywali lokaty, bo sytuacja była dynamiczna – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska. – Osoby z większymi zasobami będą aktywnie szukały możliwości ulokowania oszczędności przy wyżej oczekiwanej stopie zwrotu, nawet przy wyższym ryzyku. Widać tę tendencję po dużym wzroście liczby rachunków maklerskich. On częściowo wynika także z przekonania, że skoro giełda amerykańska się dość szybko odbiła, to podobnie może być i u nas – analizuje Borowski.
W marcu mieliśmy wzrost wartości gotówki w obiegu o ponad 26 mld zł. W kolejnym miesiącu przyrost był niewiele mniejszy – rzędu 20 mld zł. W sumie w ciągu ostatnich dwóch miesięcy do portfeli i materacy Polaków trafiło tyle, ile przez poprzednie 2,5 roku.
Statystyki banku centralnego pokazują też zapasy płynności w instytucjach rządowych. Ich depozyty w bankach (w tym w NBP) wynosiły w końcu kwietnia niemal 137,5 mld zł, prawie dwa razy więcej niż w grudniu ub.r. Zobowiązania wobec sektora bankowego urosły w ciągu czterech pierwszych miesięcy tego roku o ponad 120 mld zł, do 505,6 mld zł.