Wyrok w sprawie Chomikuj.pl nakazuje serwisowi wyszukiwanie pirackich filmów – co do tego obie strony są zgodne. Dyskusyjne natomiast jest, jak to robić. Tym bardziej że przy blokowaniu bezprawnych treści bardzo łatwo zablokować też te w pełni legalne, np. zawierające cytat.

Wyrok Sądu Najwyższego w sprawie Chomikuj.pl (sygn. akt II CSKP 3/22), którego uzasadnienie niedawno opublikowano, jest przedstawiany jako precedensowy czy wręcz przełomowy. Co w nim jest takiego precedensowego?
Tomasz Targosz
Dr Tomasz Targosz adwokat w kancelarii Traple Konarski Podrecki i Wspólnicy reprezentującej Stowarzyszenie Filmowców Polskich / Materiały prasowe
W Polsce przez długi czas panowało przekonanie, że jeśli operator platformy pozwalającej na zamieszczanie plików przez użytkowników reaguje na konkretne zgłoszenie i usuwa piracki plik, to na tym jego obowiązki w zasadzie się kończą. I choć w serwisie pozostały setki czy tysiące innych pirackich plików z tym samym filmem, to za nie już nie odpowiada, bo nie były przedmiotem bezpośredniego zgłoszenia. Nie musi więc podejmować żadnych działań, które ograniczałyby skalę piractwa, stosować żadnych systemów filtrowania. Uprawnieni zaś muszą sami znajdować każdy taki plik i zgłaszać go platformie, aby ta go usunęła.
Wyrok SN przesądza, że można żądać, aby dany utwór, np. film, a nie tylko konkretny plik, przestał być w serwisie udostępniany. Mamy więc nie tylko obowiązek „take down”, ale również „stay down” - czyli dbanie o to, żeby chronione utwory nie pojawiały się więcej w serwisie. Przy czym oczywiście trudno zapewnić pełną skuteczność takich mechanizmów, niemniej portal musi wykazać się pewnym stopniem staranności w ograniczaniu skali piractwa.
Paweł Lipski
Paweł Lipski radca prawny z kancelarii Bird & Bird reprezentującej serwis Chomikuj.pl / Materiały prasowe
Wyrok skupia się na interpretacji konkretnego zawiadomienia o naruszeniu sprzed 10 lat. Kluczowe jest w nim stwierdzenie, że zawiadomienie nie musi wskazywać linku do pliku, może być ujęte bardziej ogólnie i wciąż prowadzić do odpowiedzialności serwisu. Wyrok potwierdza coś, co było oczywiste od dawna - serwis, który otrzyma wiarygodne zawiadomienie o naruszeniu praw autorskich, powinien na nie zareagować. Jednak nie wynika z niego, że wystarczy wskazać sam utwór, np. tytuł filmu, aby zobowiązać serwis do aktywnego poszukiwania i blokady wszystkich plików, które mogłyby ten utwór zawierać. Tak daleko idące wnioski nie są uzasadnione. Istota problemu sprowadza się do różnicy pomiędzy plikiem i utworem. Twórcy chcieliby, żeby serwisy reagowały na zgłoszenie utworu, czyli czegoś abstrakcyjnego, dla serwisów nieidentyfikowalnego. Serwisy zaś operują pojęciem danych, czyli czegoś konkretnego, co można zidentyfikować, odszukać na serwerach. Jeżeli serwis otrzymuje zgłoszenie dotyczące konkretnego pliku, to rzeczywiście może wyszukać wszystkie takie same pliki i je zablokować. Nie muszą one być zresztą dokładnie takie same, ale przynajmniej pod pewnymi względami podobne, możliwe do zlokalizowania. Jeśli zaś otrzyma zgłoszenie dotyczące samego utworu, to zwyczajnie nie ma technicznej możliwości ich odnalezienia, a tym samym zablokowania do nich dostępu. W tym kierunku idzie też orzecznictwo europejskie. W sprawie YouTube’a TSUE wyraźnie wskazał, że odpowiedzialność serwisu aktualizuje dopiero posiadanie wiadomości „o konkretnych bezprawnych działaniach ze strony użytkowników”.
Jak to możliwe, że z tego samego orzeczenia wyciągają panowie tak odmienne wnioski?
Tomasz Targosz
Cóż, to w pewnym sensie typowe dla prawników. Moja interpretacja jest oparta na lekturze uzasadnienia i na kontekście sprawy. W końcu SN utrzymał nałożone na Chomikuj.pl obowiązki, które moim zdaniem w sposób oczywisty należą do sfery stay down. Wyjaśniając, dlaczego strona pozwana nie korzysta ze zwolnienia odpowiedzialności dla usługodawców hostingu SN, najpierw wskazał, że - tu cytat - „strona pozwana nie podjęła żadnych działań mających na celu zapobieżenia dalszemu naruszaniu praw powodów, w sytuacji gdy istnieją techniczne instrumenty, za pomocą których jest możliwe wyeliminowanie inkryminowanych działań użytkowników platformy internetowej administrowanej przez pozwaną”, a dopiero potem zajął się kwestią wynagrodzenia.
Paweł Lipski
Opieram się na treści uzasadnienia. Jedyne odniesienie do „notice and stay down” pojawia się w cytacie z orzeczenia YouTube i nie mówi o odpowiedzialności odszkodowawczej platform, a tylko o możliwości uzyskania wobec nich nakazu usunięcia treści. W odniesieniu do serwisu Sąd Najwyższy stwierdza jedynie, że serwis nie zapobiegł naruszeniu praw powodów, mimo że miał ku temu możliwości, i w związku z tym może ponosić odpowiedzialność za dalsze udostępnianie w serwisie plików zawierających ten utwór. Jednak ta odpowiedzialność może dotyczyć jedynie konkretnych plików, które serwis mógł zidentyfikować na podstawie zgłoszenia. Jeżeli wnioski z wyroku miałyby iść dalej, to żaden serwis na świecie nie uniknąłby odpowiedzialności. Nie ma bowiem technologii, która pozwala zablokować dostęp do wszystkich kopii danego utworu.
Co istotne, ta kwestia jest dla sprawy poboczna. Serwis już w chwili wniesienia pozwu stosował zaawansowaną technologię filtrowania treści, która uniemożliwiała dalsze naruszenia.
Zgodnie z wyrokiem SN portal internetowy, na którym zamieszczono pirackie pliki, ponosi odpowiedzialność nie tylko za pomocnictwo, ale i współsprawstwo bezpośrednie w naruszeniu praw autorskich. Na czym polega różnica?
Tomasz Targosz
Dotychczas przyjmowano, że taki serwis jak Chomikuj.pl sam nie dokonuje naruszenia praw autorskich i może ponosić odpowiedzialność jedynie na zasadach pomocnictwa w naruszeniu czy podżegania do niego. Inaczej mówiąc, można mu przypisać jedynie wtórną odpowiedzialność, bo tę bezpośrednią ponosi wyłącznie użytkownik zamieszczający w serwisie pirackie pliki. Wyrok SN zmienił to podejście i przyjął, że serwis Chomikuj.pl sam udostępniał czy też rozpowszechniał dane utwory. Dlatego odpowiada bezpośrednio za naruszenie prawa autorskich - nie tylko pomaga komuś innemu, ale sam jest współsprawcą.
Paweł Lipski
W tej sprawie różnica sprowadza się do wysokości dostępnego odszkodowania. Możliwość ponoszenia przez serwisy bezpośredniej odpowiedzialności została już przesądzona w orzecznictwie TSUE. W ściśle określonych sytuacjach serwis może odpowiadać bezpośrednio, w szczególności jeżeli nie zareaguje na zawiadomienie. Sąd Najwyższy opiera się właśnie na przesłance braku reakcji jako podstawie odpowiedzialności serwisu. Na marginesie, choć Sąd Najwyższy zacytował pogląd sądu apelacyjnego o powiązaniu odpowiedzialności z faktem pobierania opłat, to moim zdaniem nie uczynił go podstawą rozstrzygnięcia. Inne podejście byłoby wprost sprzeczne z wyrokiem TSUE w sprawie YouTube’a, w którym jednoznacznie przesądzono, że czerpanie zysku z reklam czy abonamentu w żaden sposób nie przesądza o odpowiedzialności za naruszenie praw autorskich.
Serwis YouTube zablokował ostatnio materiał Ośrodka Studiów Wschodnich, uznawszy, że naruszył on prawa autorskie rosyjskiego propagandzisty poprzez wykorzystanie fragmentu jego programu. To pokazuje, że platformy nie są w stanie rozróżnić bezprawnego korzystania z treści od w pełni legalnego, chociażby na zasadzie prawa cytatu czy pastiszu. Nie macie panowie obaw, że obowiązek filtrowania treści odbije się na użytkownikach i dostępie do informacji?
Tomasz Targosz
Jakkolwiek takie przypadki się zdarzają, to trzeba pamiętać o skali. To absolutny margines, pewnie jakieś 99,9 proc. usuwanych plików to sytuacje, w których mamy do czynienia z ewidentnym piractwem. Oczywiście nie usprawiedliwia to blokowania legalnych treści. Sama dyrektywa wymaga zresztą, by w spornej sytuacji użytkownik miał prawo odwołać się, a ponowna ocena musi zostać dokonana z udziałem człowieka. Możliwe jest wdrożenie systemów sankcjonujących nieprawidłowe zgłoszenia - jeśli okazuje się, że wiele zawiadomień jakiegoś podmiotu jest nieuzasadnionych, to kolejne nie będą już respektowane. Możliwe jest również stworzenie listy zaufanych zgłaszających, których zawiadomienia będą z automatu uwzględniane. Koniec końców jestem przekonany, że uda się wypracować procedury, które pozwolą na wyeliminowanie czy też maksymalne ograniczenie sytuacji, gdy plik jest usuwany, choć nie narusza prawa.
Paweł Lipski
Obawiam się, że takie sytuacje będą coraz częstsze, także w świetle sprawy Chomikuj.pl. Jeden z orzekających w niej sądów stwierdził wprost, że jeśli w 7 na 10 przypadków usuwane są pliki rzeczywiście naruszające prawo, to proporcja taka jest dla niego do zaakceptowania. Tymczasem Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie z polskiej skargi dotyczącej nowej dyrektywy autorskoprawnej uznał, że stosowana technologia nie może prowadzić do blokowania legalnych treści. Mamy więc rozbieżność, z którą serwisy będą musiały sobie poradzić. Inną sprawą jest, że prawo powinno pomagać serwisom internetowym w ocenie legalności. Dlatego też np. w Niemczech próbuje się prawnie określić, jaki procent utworu może stanowić inny utwór, by uznać, że mieści się w granicach cytatu. Może nie jest to idealne rozwiązanie, ale zmniejsza niepewność platform, które będą musiały odnaleźć się w nowej rzeczywistości. To one będą bowiem stawiane w roli sądów decydujących o tym, co jest legalne, a co nie.©℗
Rozmawiał Sławomir Wikariak