W połowie września Komisja Europejska przedstawiła projekt modernizacji ochrony praw autorskich w UE. Jedną z kluczowych zmian jest wprowadzenie nowego prawa, tzw. prawa pokrewnego (ancillary copyright) dla wydawców prasowych, którzy po raz pierwszy zostali prawnie uznani za podmioty prawa autorskiego.
Zdaniem Komisji zapewni to wydawcom lepszą pozycję przy negocjacjach w sprawie korzystania z ich treści, m.in. przedruku lub dystrybucji publikacji przez serwisy internetowe, i przyczyni się do zwalczania piractwa (treści np. nie będą w niekontrolowany sposób krążyły po sieci).
Zdaniem przeciwników regulacji nowe prawo da przede wszystkim wydawcom możliwość ściągania dodatkowych opłat za publikowanie nawet krótkich fragmentów tekstu w internecie, np. przez wyszukiwarki lub tzw. agregatory wiadomości, czyli witryny zbierające i udostepniające nagłówki artykułów (jak m.in. Google News). Projekt został już nawet ochrzczony mianem „podatku od linków”.
„Nowoczesne media społecznościowe, takie jak Twitter czy Facebook, automatycznie załączają do linków podgląd artykułu. Zwykle jest to miniaturka załączonego do materiału zdjęcia lub dołączonych kilka linijek tekstu. Wydawcy nierzadko wręcz współpracują z platformami społecznościowymi, żeby zoptymalizować wygląd linków odsyłających do ich treści – wiadomo, że więcej osób kliknie w link, który zawiera zdjęcie lub fragment artykułu, więc jest to korzystne dla obu stron” – mówi PAP niemiecka europosłanka Julia Reda z Partii Piratów.
To jednak ma się zmienić. I mimo że komisarz UE ds. gospodarki cyfrowej i społeczeństwa cyfrowego Guenther Oettinger niejednokrotnie zapewniał, że „nowe przepisy nie zabiorą internautom możliwości linkowania do tekstów”, to zdaniem ekspertów tylko część prawdy.
"Rozporządzenie Komisji to bezpośredni atak na hiperlinki. Komisarz mówiąc o tym, że nowe rozporządzenie nie zakaże hiperlinków, ma na myśli to, że owszem, będzie można zamieszczać linki w sieci. Pod warunkiem, że adres URL strony nie będzie zawierał żadnej informacji o artykule, do którego odsyła. I dopiero takie „ogołocone” linki, pozbawione tytułów, a nawet pojedynczych wyrazów, które mogłyby wskazywać na treść, będą dopuszczalne. W przeciwnym razie opublikowanie nawet fragmentu treści bez zgody wydawcy będzie naruszeniem przepisów autorskich” – mówi PAP europosłanka Reda.
Według Redy, nowe przepisy mogą szybko obrócić się przeciwko wydawcom. Pozbawione zdjęć i treści linki staną się mniej atrakcyjne, a przez to mniej użyteczne, a wydawcy szybko zdadzą sobie sprawę z odpływu czytelników trafiających do nich przez media społecznościowe.
Nowe prawo ma dotyczyć wszystkich artykułów prasowych publikowanych na przestrzeni ostatnich 20 lat.
„Proszę sobie wyobrazić prywatną stronę internetową, gdzie ktoś zbiera artykuły o śmierci księżnej Diany w 1997 r. Jeśli teraz linki zawierać będą nagłówki tekstów, do których odsyłają, a tak zazwyczaj jest, to ta strona będzie nielegalna” – dodaje Reda.
Prawnicy uspokajają jednak, że przeciętni internauci nie ponosiliby kar za zamieszczanie np. na Facebooku linków w „starej formie”, zawierających nagłówki.
„Wydawcy mogą się jednak upomnieć o podlinkowane treści i nakazać użytkownikowi usunięcie linków ze strony” – mówi PAP jeden z prawników.
Nowe prawo może jednak utrudnić funkcjonowanie wielu inicjatyw internetowych.
„Przede wszystkim zostanie zachwiana podstawa funkcjonowania internetu, którą jest linkowanie. Przykładowo, jeśli bloger wstawi na swoim blogu linka, z którego pobierze się jakaś publikacja, to przy obowiązywaniu prawa pokrewnego dla wydawców i braku odpowiedniej płatnej licencji wynegocjowanej z wydawcą, jego działanie nie będzie już legalne. Zaciągnięty przez system link do tekstu podający źródło publikacji, autora itd. już nie wystarczy, trzeba będzie mieć zgodę i opłatę na rzecz +wydawcy+, czyli tego, kto umieścił ten artykuł w sieci. Wprowadzenie prawa pokrewnego wydawców utrudni funkcjonowanie wielu inicjatyw, jak chociażby popularnej Wikipedii” – tłumaczy na swojej stronie Startup Poland platforma zrzeszająca polskie startupy, czyli młode, innowacyjne firmy.
Europosłanka Reda alarmuje ponadto, że jeśli forsowane przez Komisję przepisy wejdą w życie, to zaburzy to swobodę komunikacji w internecie.