Mimo wcześniejszych obietnic Ministerstwa Finansów niebankowi pożyczkodawcy mogą nie zostać objęci kuratelą Komisji Nadzoru Finansowego
Rynek zobowiązań / Dziennik Gazeta Prawna
Resort finansów pracuje nad projektem ustawy, który ma wdrożyć dyrektywę hipoteczną UE. Czasu ma bardzo mało: przepisy powinny wejść w życie do 21 marca tego roku. Zgodnie z wymogami UE wszyscy, którzy sprzedają lub pośredniczą w sprzedaży kredytów zabezpieczonych hipotekami, powinni spełniać specjalne wymagania, m.in. zostać objęci nadzorem i mieć specjalnie przeszkolony personel.
Działalność firm pożyczkowych miała być uregulowana niejako przy okazji. Co prawda pożyczki zabezpieczane hipoteką nie są standardową ofertą takich firm, ale nie można wykluczyć, że taki produkt się sporadycznie pojawia lub będzie się pojawiał. Żeby uniknąć ryzyka arbitrażu regulacyjnego (część firm z tej samej branży musiałaby podlegać regulacjom, a część nie), zdecydowano, by sektor pożyczek potraktować całościowo. W praktyce miało to oznaczać przede wszystkim objęcie sektora nadzorem Komisji Nadzoru Finansowego i wprowadzenie wymogów kapitałowych (minimum kapitału zakładowego na poziomie 1 mln zł). Poza tym poprzedni rząd zadeklarował, że załatwi sprawę nadzoru nad firmami pożyczkowymi właśnie przy okazji dyrektywy hipotecznej (bo nie udało się tego zrobić w czasie prac nad ustawą antylichwiarską).
Ale teraz MF zastanawia się, czy przy tak szerokim zakresie projektu zdąży na czas z implementacją dyrektywy. Resort chce uniknąć ryzyka opóźnienia i kar ze strony Unii i jeśli uzna, że jest ono zbyt duże, to ograniczy projekt do niezbędnego minimum. Projekt ma zostać przesłany do konsultacji w najbliższych dniach. Biuro prasowe MF stwierdza, że „w przypadku istotnego ryzyka wydłużenia procesu implementacyjnego rozważana będzie rezygnacja z rozwiązań przewidzianych w projekcie założeń, które wykraczałyby poza zagadnienia przewidziane w dyrektywie”. To oznacza, że pożyczkodawcy zostaną bez nadzoru.
– Jeżeli nadzór nie zostanie stworzony, to będziemy rozczarowani – mówi Jarosław Ryba, prezes Związku Firm Pożyczkowych. ZFP zrzesza firmy udzielające krótkoterminowych pożyczek, głównie przez internet. Od dawna opowiada się za utworzeniem przynajmniej oficjalnego rejestru firm pożyczkowych.
– Dążymy do tego, żeby firmy pożyczkowe stały się elementem rynku finansowego, który jest nadzorowany. Dla nas jest oczywiste, że ta regulacja powinna pójść o krok dalej, żeby postawić jasną tamę między podmiotami, które spełniają warunki, a tymi, które działają na granicy szarej strefy. Z takimi nie chcemy być mieszani – uważa.
Co miałby dać nadzór KNF? Komisja mogłaby np. badać źródło pochodzenia kapitału firmy, sprawdzać, czy nie mamy do czynienia choćby z praniem brudnych pieniędzy przy działalności pożyczkowej. Mogłaby też weryfikować, czy na pewno pożyczki pochodzą ze środków własnych (w tym przypadku KNF ma już doświadczenie, bo prowadzi listę ostrzeżeń przed podmiotami, które prowadzą działalność bankową bez licencji), prowadziłaby też audyty kompetencyjne wobec zarządów i dyrektorów zarządzających ryzykiem kredytowym.
ZFP liczy na to, że sprawa nadzoru zostanie rozwiązana w osobnym projekcie. Za wprowadzeniem tego rozwiązania opowiada się też lider rynku pożyczek ratalnych, czyli Provident. Roman Jamiołkowski, rzecznik firmy, przypomina, że już dwa lata temu Provident popierał projekt Konfederacji Lewiatan o licencjonowaniu sektora pożyczkowego. Dodaje jednak, że nie warto teraz kruszyć kopii o nadzór – jest on potrzebny, ale branża niebawem doczeka się swoich regulacji.
Jak zauważa Roman Jamiołkowski, już 11 marca zacznie obowiązywać ustawa o nadzorze nad rynkiem finansowym regulująca sektor pożyczek pozabankowych. Dzięki niej wzrośnie bezpieczeństwo konsumentów, a firmy, których funkcjonowanie opiera się na wciąganiu klientów w pętlę zadłużenia albo wpędzaniu ich w dodatkowe koszty związane z windykacją i przedłużaniem okresu spłaty pożyczek, znikną z polskiego rynku.