Rezygnujemy z komputerów i telefonów stacjonarnych. Sześć lat temu peceta miało ponad 50 proc. gospodarstw. Obecnie tylko 39 proc. – wynika z Diagnozy Społecznej.
Statystycznie rzecz ujmując, obecnie mamy w domach tyle samo stacjonarnych komputerów, ile w roku 2005. O ile jednak 10 lat temu po prostu nie było nas stać na taki sprzęt, to obecnie nie chcemy go mieć – zaledwie 12 proc. ankietowanych przyznaje, że nie ma peceta ze względów finansowych.
Dzisiejsi konsumenci wolą komputery przenośne. Nie tylko z powodu wygody, ale i zmiany charakteru pracy. W dobie, gdy coraz częściej jest ona wykonywana zdalnie, są komputerem pierwszego wyboru. Posiada je obecnie już blisko 60 proc. rodzin. Dla porónania w roku 2000 laptopa miało go tylko 3 proc. pytanych w ramach Diagnozy Społecznej, badania, które DGP objęło patronatem.
Jak tłumaczą eksperci, powodem zachodzących zmian jest też większa dostępność do przenośnych urządzeń elektronicznych, a także bogacenie się Polaków. Prof. Janusz Czapiński, autor Diagnozy, wskazuje, że zarobki gospodarstw wzrosły aż o 10 proc. w stosunku do poprzedniego badania: obecnie średni dochód na rodzinę wynosi 3,4 tys. zł, podczas gdy w 2013 r. było to 3,1 tys. zł. Efekt: przybywa osób, które stać na zakup rzeczy spoza koszyka produktów pierwszej potrzeby. Świadczą o tym jeszcze inne dane: w tym roku 12,5 proc. badanych deklarowało, że starcza im na wszystko i jeszcze oszczędzają na przyszłość. W 2013 r. było ich 10 proc.
– Jednocześnie na przestrzeni ostatniej dekady ceny notebooków spadły tak bardzo, że dziś są tańsze od komputerów stacjonarnych, co przekłada się na ich popularność. Jeszcze dziesięć lat temu za laptopa zapłacić trzeba było 5–6 tys. zł. Pięć lat temu, gdy na rynek weszli azjatyccy producenci, tacy jak Asus czy Acer, pękła bariera 3 tys. zł. Dziś cena komputerów przenośnych wynosi średnio 1–2 tys. zł – komentuje Jarek Smulski z firmy analitycznej IDC.
Wraz z pecetami do lamusa odchodzi telefon stacjonarny. Według danych z Diagnozy posiada go rekordowo mało Polaków: jest w zaledwie 39 proc. domów. Jeszcze pięć lat temu był w ponaddwukrotnie większej grupie – miało go 79 proc. gospodarstw. Ten trend potwierdza też ostatni raport UKE, według którego tylko w ciągu ostatniego roku liczba jego użytkowników spadła o 8 proc. Eksperci UKE tłumaczą, że z telefonu stacjonarnego korzystają w tej chwili głównie osoby starsze, czyli w wieku 60 lat i więcej. Młodzi zamienili go na komórki, do czego przyczyniło się zwiększenie zasięgu ich działania, polepszenie jakości połączeń czy pojawienie się w ofercie aparatów najnowszej generacji w przystępnych cenach. Nie bez znaczenia jest też obniżenie na przestrzeni lat ceny połączeń. Dziś, jak zauważa Piotr Mazurkiewicz, członek zarządu easyCALL.pl, należą one do najniższych w Europie. Na koniec czerwca według danych GUS działało w Polsce 58,443 mln kart SIM. Oznacza to wzrost ich liczby o 1,592 mln. W efekcie penetrację telefonii komórkowej GUS szacuje obecnie na 151,97 proc. Dla porównania średnia unijna to nieco ponad 130 proc.
Ale nie tylko łatwiejszy i tańszy dostęp do telefonów komórkowych decyduje o ich rosnącej popularności. Powodem jest także zmiana formy komunikacji. Telefon coraz rzadziej służy do rozmów. Jak opowiadał jeden z ekspertów, kiedy wraz z pracownikami analizowali ekran komórki amerykańskiego 13-latka, w oczy rzucała się jedna rzecz: brak symbolu zielonej słuchawki na głównym pulpicie. Były na nim za to gry oraz aplikacje, przede wszystkim do portali społecznościowych. Znika też użyteczność SMS-ów. Komunikacja prowadzona jest przez portale – choćby przez facebookowego Messengera. Tutaj bonus jest taki, że da się rozmawiać z całą grupą znajomych. Zmianę widać także w reklamach – ostatnio jedna z nowych komórek reklamowana jest hasłem „30 godzin grania”.