"W ciemności" Agnieszki Holland jest polskim kandydatem do oscarowej nominacji dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Ma na nią spore szanse – akademicy lubią poruszające do głębi historie oparte na faktach. Można chyba nawet pokusić się o teorię, że to film realizowany zmyślą o międzynarodowym uznaniu, choć artystki miary Holland o cynizm nie posądzam.

Tym bardziej że oparty na książce „W kanałach Lwowa” i wątkach autobiografii Krystyny Chiger „Dziewczynka w zielonym sweterku”film naprawdę ociera się o wielkość. Głównie dzięki wybitnej roli Roberta Więckiewicza. Gra on Leopolda Sochę, lwowskiego kanalarza, cwaniaczka i złodziejaszka, który niemiecką okupację wykorzystuje dla własnych celów. Rabuje porzucone przez uciekających ludzi mieszkania, przemyca trudno dostępne towary. I gdy decyduje się ukryć w kanałach grupę uciekających przed hitlerowcami Żydów, także robi to dla pieniędzy. Dostarcza im żywność i ubrania, co miesiąc ściągając srogi haracz. Ale wraz z upływem czasu, gdy coraz bardziej przerażony obserwuje zbrodnie Niemców i Ukraińców we Lwowie, postanawia ocalić uciekinierów za wszelką cenę.

Więckiewicz ma za sobą doskonały rok: świetnie zagrał w „Wymyku”, w„Baby są jakieś inne”, ale występ u Holland jest być może najważniejszą i najdoskonalszą z jego dotychczasowych ról. W wywiadach przyznawał, że musiał długo ją odreagowywać. Socha wcale nie jest sympatycznym bohaterem, na początku trudno go polubić. Jego przemiana jest jednak w pełni wiarygodna. Więckiewicz już nie gra Sochy, a po prostu się w niego zmienia. W finałowej scenie wyprowadza nieszczęsnych uciekinierów z kanałów, do patrzących z mieszaniną zdziwienia i pogardy Polaków krzyczy histerycznie: „To są moje żydki”. Gburowaty, pazerny, wymazany błotem i gównem Socha staje się w tej chwili jednym z najpiękniejszych bohaterów w historii polskiego kina.