Protest nauczycieli to sprawa bez precedensu. Jesteśmy rodzicami lub opiekunami uczniów. Jesteśmy pracownikami, którzy próbują zapewnić opiekę dzieciom. Albo pracodawcami, którzy muszą się w tej sytuacji odnaleźć. I tak życie mówi „sprawdzam” teoriom o work-life balance.
Dzień pierwszy. Strona akcji „Nie dla chaosu w szkole” skupiającej organizacje i stowarzyszenia krytyczne wobec ostatnich zmian w oświacie co chwila się zawiesza. Każdy chce sprawdzić na zamieszczonej tam mapie, które placówki przystąpiły do strajku. Bo oficjalnych informacji z MEN próżno jeszcze szukać. Zresztą resort działa innym rytmem. Na pytanie dziennikarza ogólnopolskiej rozgłośni, jakie aktywności planuje Anna Zalewska, rzeczniczka resortu odpowiada: „Dopiero idę do pracy, zobaczymy, spotkam się z panią minister, zaplanujemy dzień i dostaną państwo informację”.
Jest poniedziałek, 8.40. O tej porze większość dzieci powinna być w szkole, przedszkolu. A dorosłych – w pracy. Ale nic nie jest tak, jak zazwyczaj. Jako mistrzowie organizowania się w stanach wyższej konieczności wydzwaniamy znajomych, sąsiadów, przerzucamy się dziećmi na zasadzie: ty popilnujesz do południa, a ja wieczorem. Działamy, bo większość rodziców rozumie postulaty nauczycieli. Na chodnikach przed wejściem do szkół pojawiają się napisy: „Murem za nauczycielami”, „Popieramy strajkujących nauczycieli” (tak jest np. przed „69” czy „157” w Warszawie). Jedna z uczennic przyniosła upieczone przez mamę ciasto jogurtowe. „Dziękujemy za wsparcie. To bardzo miłe, bo wszyscy jesteśmy zestresowani tą sytuacją” – piszą na Facebooku nauczyciele z gimnazjum przy ul. Tynieckiej.
W poniedziałek o godz. 7.30 do budynku podstawówki przy ul. Iwaszkiewicza w Olsztynie wchodzą niemal wyłącznie nauczyciele. Przyszedł też jeden uczeń drugiej klasy, z piłką pod pachą. Rozpłakał się, gdy zobaczył, że nie ma nikogo z rówieśników. Wychowawczyni skontaktowała się telefonicznie z jego rodzicami i chłopiec wrócił do domu.
W gminie Ustrzyki Dolne strajkuje sześć szkół podstawowych i dwa przedszkola. Normalnie działają dwie placówki. Niektórzy pracownicy tamtejszego urzędu miejskiego przyszli więc do biura z dziećmi. W sali konferencyjnej zorganizowano im zajęcia.
W charakterze gorzkiej ironii do mediów społecznościowych trafiły zdjęcia pracowników resortu edukacji wędrujących do gmachu ministerstwa z dziećmi za rękę. Ale w gruncie rzeczy to tylko kolejny dowód na to, że problem dotyczy każdego. Bo oto po latach słuchania o zmianach w prawie mających ucywilizować relacje pracodawca – pracownik, całej gamie trudnych pojęć z zakresu CSR i społecznej odpowiedzialności biznesu, życie powiedziało krótko: sprawdzam.
Urlop kosztem wakacji
– Nie jestem obiektywny. Mój ojciec jest emerytowanym nauczycielem, moja bratowa pracuje w tym zawodzie – zastrzega Grzegorz Kuliś, prezes grupy Weegree, działającej w obszarach outsourcingu zatrudnienia i IT.
Jego firma na pierwsze dni strajku miała szczegółowy plan działania. I ludzi, którzy w godzinach otwarcia biura zajmą się dziećmi pracowników. Były więc gry, zabawy, był catering i nauka języka chińskiego. – Teraz borykamy się z tym samym problemem, co inni. Nie chodzi o pieniądze, bo w skali całej firmy koszt zatrudnienia opiekunki jest niewielki. Problemem jest organizacja. Strajk to sytuacja kryzysowa. W chwili, kiedy rozmawiamy, nie można powiedzieć ze stuprocentową pewnością, co dalej. Czy zamieszanie już się kończy, czy potrwa do świąt, do końca miesiąca... W biznesie liczy się przewidywanie, uprzedzanie pewnych zdarzeń. A tu? Nic nie wiadomo – ocenia Kuliś.
Jego firma zatrudnia blisko tysiąc osób. W wydarzeniach przewidzianych na pierwsze dni strajku wzięło udział kilkanaścioro dzieci. Nie jest to miarodajna liczba, bo część maluchów bała się nowego miejsca i w ogóle nie przyszła. – Zresztą gdybyśmy kontynuowali gry i zabawy w tej formule, reszta zaczęłaby się nudzić – mówi. Pewnie w kolejnych dniach część osób przerzuci się na pracę w trybie home office (firma jest na to przygotowana). Inni myślą o wzięciu urlopu. On nie zamierza robić problemów, ale z zastrzeżeniem, że wpłynie to na całoroczne plany, z wakacjami włącznie. Bo choć rozumie rodziców i sam jest ojcem sześciolatka, to nie może pozwolić na to, by firma zaczęła przynosić straty. Dlatego, przyznaje, zamówił analizę prawną, co w takiej sytuacji może zrobić pracodawca i pracownik.
Dzieci na sądowych korytarzach
Joanna Torbe specjalizuje się w prawie pracy i ubezpieczeń społecznych. Współprowadzi kancelarię adwokacką. Jak sama określa: butikową. – Nam z pewnością jest łatwiej niż dużym przedsiębiorstwom. Część osób pracuje teraz z domu, część nieobecności została potraktowana jako usprawiedliwiona – mówi. Opowiada, że szczególnie w pierwszych dniach nauczycielskiego strajku na korytarzach sądowych spotkać można było niecodzienny widok. Dzieci. Czekały na zakończenie rozpraw, w których brali udział ich rodzice.
Anna Skuza, radca prawny Deloitte Legal, patrzy na statystyki. Według ZNP blisko trzy czwarte szkół strajkuje. Nie ma złudzeń, problem jest powszechny, bo odbija się na wszystkich: pracownikach, pracodawcach, na efektywności pracy, zyskach firmy. Jej zdaniem z perspektywy pracownika opcje trzy są. Artykuł 188 kodeksu pracy, art. 189 i urlop wypoczynkowy. Ten ostatni w ograniczonym zakresie, 20 do 26 dni z możliwością skorzystania z 4 dni jako urlopu na żądanie i koniec. Pracodawca musi też wyrazić na niego zgodę, a przy takiej skali problemu może być różnie. Ale po kolei.
– Pracownikowi wychowującemu przynajmniej jedno dziecko w wieku do 14 lat przysługuje w ciągu roku kalendarzowego zwolnienie od pracy na 2 dni, z zachowaniem prawa do wynagrodzenia (art. 188 kodeksu pracy). Jest to niezależne od liczby posiadanych dzieci. Trzeba pamiętać, że są to dni na opiekę nad dzieckiem zdrowym. Uprawnienie przysługuje łącznie obojgu rodzicom albo opiekunom. Jednak, ze względu na ograniczony w czasie okres zwolnienia, przepisy pozwalają na wykorzystanie powyższego prawa tylko jednej z uprawnionych osób. Aby skorzystać z tego rozwiązania, pracownik musi złożyć wniosek do pracodawcy. Otrzymuje w tym czasie 100 proc. wynagrodzenia – mówi Joanna Torbe. Zaraz jednak dodaje, że to opcja tylko dla pracowników zatrudnionych w oparciu o umowę o pracę. – Artykuł 188 kodeksu pracy daje też możliwość wykorzystania dwóch dni w przeliczeniu na godziny: łącznie 16. Taka opcja sprzyja elastycznemu ułożeniu relacji z szefem – dodaje Anna Skuza.
Innym rozwiązaniem w sytuacji kryzysowej jest zasiłek opiekuńczy. Dotyczy, poza umową o pracę, także umów cywilnoprawnych i prowadzenia własnej działalności gospodarczej. Może z niego skorzystać rodzic opiekujący się dzieckiem, które nie ukończyło ośmiu lat, gdy m.in. doszło do nieprzewidzianego zamknięcia żłobka, przedszkola lub szkoły. Czyli kiedy? – Jeśli opiekun został o tym zawiadomiony w terminie krótszym niż 7 dni przed ich zamknięciem – dopowiada Joanna Torbe. – Artykuł (189), a konkretnie ustawa zasiłkowa, do której się odwołuje, wyraźnie mówi, że pretekstem do skorzystania z zasiłku jest nieprzewidziana wcześniej okoliczność. Rozmowy nauczycielskich central związkowych ciągnęły się z rządem do ostatniej chwili. Nie było wiadomo, które placówki ostatecznie wezmą udział w strajku. Krótko mówiąc: ta przesłanka moim zdaniem z pewnością tu zachodzi – wtóruje Anna Skuza.
Prawo do zasiłku mają na równi matka i ojciec dziecka, ale otrzymuje go tylko ten z rodziców, który wystąpi z wnioskiem o jego wypłatę. Co ważne, zasiłek opiekuńczy przysługuje, gdy nie ma innych członków rodziny, którzy mogą zapewnić opiekę (z wyjątkiem sytuacji, gdy chodzi o chore dziecko w wieku do lat dwóch). – Należy jednak pamiętać, że nasze wynagrodzenie będzie niższe, bo miesięczny zasiłek opiekuńczy to 80 proc. podstawy wymiaru zasiłku – przypomina Joanna Torbe.
Osoby zatrudnione na podstawie umowy o pracę mają jeszcze do dyspozycji urlop wypoczynkowy, w tym wersję „na żądanie”. Ta ostatnia to 4 dni w roku kalendarzowym. – Osoby współpracujące na podstawie umów cywilnoprawnych rozwiązania sytuacji powinny szukać w zawartych kontraktach. Choćby zapisie, że czas świadczenia usług dostosowany jest do dyspozycyjności danej osoby – mówi Joanna Torbe. – Warto na tę dyspozycyjność się powołać. To jedna z najważniejszych cech różnicujących umowę o świadczenie usług od umowy o pracę.
Co dalej? Pracodawca zatrudniający pracowników na podstawie umowę o pracę może potraktować ich nieobecności jako usprawiedliwioną i niepłatną, co pozwoli im zostać w domu bez korzystania z urlopów czy innych instytucji przewidzianych prawem pracy. W przypadku umów cywilnoprawnych strony mogą umówić się na przerwę w świadczeniu usług na zasadzie swobody umów. – To rozwiązanie dobre, zwłaszcza jeżeli sytuacja się przedłuża i wyczerpane zostaną opisane wcześniej możliwości – dodaje Torbe.
Strzał w kolano
Katarzyna Lorenc, prezes firmy konsultingowej 4 Business & People, widzi plusy sytuacji. – Podzieliliśmy nasze dorosłe życie na hermetyczne części: strefę pracy i strefę domu. Ta pierwsza stała się dla naszych dzieci mityczna. Firma, biuro, zakład to różne określenia miejsc, w których tata lub mama znikają na długie godziny. A co tam robią? Hm, na pewno jakieś „bardzo ważne rzeczy”. Czyli? Często na te pytania dzieci nie potrafią już odpowiedzieć, bo niewiele im opowiadamy – mówi. – Chcemy uczyć je etosu pracy, a zapominamy o podstawach. Na tej zasadzie działały kiedyś cechy rzemieślnicze, starsi uczyli młodszych, a przy zakładach kręciły się dzieci. To ostatnie lata przyniosły szklane, biurowe przestrzenie, do których młodsi dostali zakaz wstępu.
Strajk, który wywraca do góry nogami porządek dnia, to dla firmy sytuacja trudna. Życie gospodarcze musi jednak toczyć się dalej. – Jako pracodawca mogłabym powiedzieć ludziom, że nie obchodzi mnie, co zrobią z dziećmi, ale… strzeliłabym sobie w kolano. Jeśli wynajmą opiekunki albo prywatnych nauczycieli, to za chwilę zaczną domagać się podwyżki, bo w ich budżecie pojawi się nowy istotny wydatek – mówi Lorenc.
A koszty wynajęcia opiekunki wzrosły w ostatnich dniach niemal o 100 proc. W Warszawie, we Wrocławiu czy w Poznaniu stawki dochodzą do 50 zł za godzinę. I nawet za takie pieniądze trudno jest znaleźć osobę, która zajęłaby się dziećmi.
Kilka dni temu Katarzyna Lorenc prowadziła dużą uroczystość, galę „Pracownik Roku” BCC. Jedna z jej pracownic przyszła z ośmioletnią córką. Wszystko było już zaplanowane, nie mogła wziąć wolnego. – A ja nie miałam z tym problemu – mówi. Także w kolejnych dniach w biurze pojawiały się dzieci pracowników. – Mamy sporą salę konferencyjną, w której mogły się bawić i rysować. Jeśli strajk potrwa dłużej, myślimy, by przydzielić im drobne zadania. Jasne, że efektywność pracy jest niższa, ale atmosfera pracy lepsza.
Jej firma to łącznie 10 osób, do tego grupa współpracowników działających poza biu rem. Nie ma nic przeciwko temu, by rodzice przeszli w najtrudniejszym momencie na system pracy zdalnej. Gdy chodzi o wykonanie zadania, liczy się efekt, a nie godziny za biurkiem. – W ciągu dnia dorośli spędzą czas z dzieckiem, wieczorem nadrobią zaległości. To trochę odwrócona kolejność, ale jako element zarządzania kryzysowego się sprawdza – mówi. Opowiada, że podczas gali dziękowała wraz z innymi pracodawcami pracownikom za zaangażowanie w pracę, chęć działania. Wraca do strajku nauczycieli. Szuka analogii. – Jako szefowa wiem, że gdy źle traktuję zatrudnione osoby, one źle potraktują naszych klientów. Ministerstwo Edukacji też powinno mieć tego świadomość. Rozumiem wyzwania finansowe, ograniczony budżet. Jednak nie zrozumiem złego traktowania nauczycieli i słownej nagonki. Godność osób i zawodu to podstawa, by ludzie mogli pracować z pasją i pewnością siebie. To kluczowe dla wyników niezależnie od sektora.
Zburzona Wenecja
Monika Gajewska-Pol pracuje w Państwowym Instytucie Badawczym NASK. Jej firma w ramach sytuacji kryzysowych ma przećwiczoną taktykę, kiedy „nie wiadomo, co zrobić z dzieckiem, a do biura przyjść trzeba”. – Dlatego widok starszej i młodszej młodzieży nikogo tu nie dziwi. Gdy groźba strajku nauczycieli stała się faktem, pracownicy dostali e-mail od działu HR, że na 8 i 9 kwietnia są przewidziane zajęcia i by wpisywać się na listę, podając wiek dziecka. – Moja córka ma sześć lat, została więc zakwalifikowana do młodszej grupy – mówi Monika. Była jeszcze druga: dla dzieci od ośmiu lat wzwyż.
Dzieci znalazły się pod opieką od godz. 8 do 16. Pierwszego dnia w sali konferencyjnej odbyły się warsztaty aktorskie dla najmłodszych pod profesjonalnym okiem aktorki Ewy Andruszkiewicz. Rodzice przychodzili w wyznaczonych przerwach i zabierali dzieci na drugie śniadanie czy obiad. Inną atrakcją było budowanie z drewnianych klocków. Tak powstała Wenecja, z kamienicami, mostami, kanałami. – Na koniec została zrównana z ziemią, co było chyba największą frajdą. W każdym razie tak to odebrałam z relacji córki – uśmiecha się.
W tym czasie starsza grupa miała zajęcia z programowania na bazie „inteligentnych” klocków. Drugiego dnia dla starszej grupy zorganizowano gry zręcznościowe, z kolei młodsi budowali z drewnianych klocków modele samolotów i okrętów podwodnych.
– Te dwa dni były kluczowe dla domowej logistyki. Wezwani dziadkowie zdążyli spokojnie dojechać i teraz ich pomoc jest nieoceniona – mówi Monika Gajewska-Pol. Ma też swoje obserwacje. – Poznałam kolegów z pracy od innej strony. Przynosili gry, książki. Kreatywność – 200 proc., byle tylko ich dzieci się nie nudziły. Przyznam się też do czegoś: podsłuchałam rozmowy córki z innymi dziećmi. A gdzie twoja mama pracuje? A tu! A czym się zajmuje? A tym.
Mówi o sobie: urodzona optymistka, dlatego woli nie wybiegać w przyszłość. Co będzie, kiedy strajk się skończy? Czy trzeba będzie nadrabiać zaległości? Czy sytuacja się powtórzy? – Jasne, Hania się dobrze bawiła. Pytała, kiedy znów wezmę ją ze sobą. Ale nie o to w tym chodzi. Szkoła moich dzieci (Hania ma też starsze rodzeństwo) jest na pewno miejscem pełnym pozytywnych ludzi. Jednak mam wrażenie, że rytm tego konfliktu wyznacza bezwzględna polityka. Ktoś gra na emocjach. Także mojego dziecka, które niedawno rozpoczęło szkolną zerówkę, potrzebuje stabilizacji, dobrej rutyny. A tego właśnie zostało pozbawione – ocenia.
Paragraf się nie znajdzie
To perspektywa rodzica. A co z pracodawcą, który w końcu zacznie odczuwać nieobecność pracowników? Teoretycznie istnieje odpowiedzialność odszkodowawcza Skarbu Państwa. Czy w tym przypadku są podstawy? Jeśli ludzi brakuje, a wydajność pracy spada? Które zastosować artykuły i paragrafy? Względy słuszności? Artykuł 417 kodeksu cywilnego? Mówi, że za szkodę wyrządzoną przez niezgodne z prawem działanie lub zaniechanie przy wykonywaniu władzy publicznej ponosi odpowiedzialność Skarb Państwa lub jednostka samorządu terytorialnego lub inna osoba prawna wykonująca tę władzę z mocy prawa. Ale w końcu przedstawiciele władzy centralnej siadali do rozmów z nauczycielami, a samorządy terytorialne robią wiele, by złagodzić skutki tej sytuacji.
– Jeśli któryś z pracodawców straci w najbliższych dniach kontrakt czy zamówienie, bo pracownicy siłą rzeczy muszą zajmować się dziećmi, to wątpię, by udało mu się skutecznie dochodzić racji przed sądem. Nasze prawo nie przewiduje takiej sytuacji – ocenia Skuza. Dlatego jest przekonana, że tolerancja pracodawców jest zależna od czasu trwania stanu wyjątkowego. Tego i każdego kolejnego, który naruszy ład w firmie.
/>
Kolejny dzień strajku. W bojowych nastrojach przerzucamy się uwagami: „Rząd chce wziąć protestujących na przeczekanie, jak kiedyś pielęgniarki”, „Nauczyciele zrobili z dzieci zakładników”, „ZNP uprawia brudną politykę”, „Nieprawda, to rząd pokazał, że wyżej ceni trzodę chlewną i bydło rogate”. Ale w myślenie wkrada się niepewność. Co przyniesie nowy tydzień? Rodzice, dyskutując między sobą, przyznają, że efekt świeżości tej sytuacji w pracy się kończy, a tolerancja szefa topnieje. Co z tego, że ZOO w stolicy jest za darmo, a miejskie biblioteki multimedialne i ośrodki kultury przyjmują dodatkowych chętnych na zajęcia. To nie rozwiązuje ich problemu. Pracują więc w trybie home office z dzieckiem w fotelu obok, nadrabiają zaległości po nocy, liczą na pomoc kolegów z biura i wyrabiają wielki dług wdzięczności u dziadków w roli opiekunów. Psycholog Leszek Mellibruda postawił publicznie diagnozę, że przegrana nauczycieli osłabi morale wszystkich. Bo takie upokorzenie coś w człowieku zabija, a nie tego byśmy dla nauczycieli naszych dzieci chcieli. Pewne jest, że mimo zamkniętych szkół odebraliśmy lekcję. O systemie edukacji, tolerancji i słuchaniu się nawzajem. Egzamin z tych przedmiotów dopiero przed nami.