Niektórzy nauczyciele, którzy mieli otrzymać rekompensatę za strajk, są zdani na łaskę samorządów i swoich dyrektorów.
Niektórzy nauczyciele, którzy mieli otrzymać rekompensatę za strajk, są zdani na łaskę samorządów i swoich dyrektorów.
Każdy dzień strajku oznacza dniówkę mniej. Po dwóch tygodniach nauczyciel może stracić połowę pensji. Część samorządów, w których rządzą politycy z obozu opozycyjnego, obiecała, że to pedagogom wynagrodzi. Z sondy DGP wynika, że może być to obietnica bez pokrycia. Przede wszystkim decyzje ostatecznie podejmie dyrektor, nawet jeżeli otrzyma zielone światło od samorządu. A dyrektorzy też są podzieleni.
– Chciałbym wypłacić nauczycielom pieniądze, które pozwoliłyby zrekompensować udział w strajku. Szczególnie że trwa już od tygodnia i nie widać jego końca. Więc uczestnictwo w nim będzie odczuwalne w wypłacanej na maj pensji – mówi dyrektor jednej z warszawskich szkół. Dodaje, że ma coraz więcej pytań od nauczycieli o możliwą wypłatę. – Są one uzasadnione, gdyż przed protestem władze miasta obiecały pomóc finansowo strajkującym – dodaje.
Joanna Gospodarczyk, dyrektor departamentu edukacji warszawskiego ratusza, przyznaje, że owszem, prezydent obiecał, że pieniądze „zaoszczędzone” na dniach strajkowych nie będą zabierane i mogą wrócić do nauczycieli. Problemem jest brak odpowiednich przepisów, które by na to pozwalały. W stolicy pojawił się pomysł, żeby przyznawać dodatki motywacyjne w wysokości utraconego wynagrodzenia. Taki ruch miałaby umożliwić uchwała podjęta przez miasto.
Olsztyn również deklaruje, że nie zabierze żadnych pieniędzy z budżetów jednostek. – Środki, które miały być przeznaczone na wypłaty, wciąż tam są i nie planujemy wydawać ich na nic innego – mówi Marta Bartoszewicz, rzeczniczka prasowa urzędu miasta w Olsztynie. W Sopocie, jak się dowiedzieliśmy, możliwe jest podjęcie uchwały, zgodnie z którą dyrektorzy będą mogli podnieść jednorazowo pensję zasadniczą swoim nauczycielom.
– Mam związane ręce, nie mogę nic zrobić bez decyzji samorządu. Czekam na stosowne uchwały, a wówczas ruszy wypłacanie pieniędzy. Wiem już jednak jedno, że kwoty przeznaczone na wynagrodzenia, a niewypłacone z tytułu strajku nauczycielom, nie zostaną mi odebrane. Zostaną w budżecie – mówi Katarzyna Kupiec, dyrektor szkoły podstawowej nr 63 im. Zawiszy Czarnego w Warszawie. Problemem jest także czas. Pensje nauczycielom są wypłacane z góry. Czyli za kwiecień już poszła. Teraz będzie majowa.
Nie wszyscy dyrektorzy chcą przekazywać pieniądze strajkującym. – Byłoby dziwne, gdybym dała dodatek motywacyjny grupie osób, które protestowały. To spowoduje poczucie niesprawiedliwości u tych, którzy zdecydowali się pracować – mówi dyrektorka jednej z warszawskich szkół. Z kolei np. w Piotrkowie Trybunalskim, którego prezydent jest związany z PiS, pieniędzy w ogóle nie będzie. Jak przekonują urzędnicy, byłoby to bezprawne.
Kraków wybrał jeszcze inne rozwiązanie – tutaj środki, które zostaną, pójdą na wypłatę wynagrodzeń dla osób, które w czasie protestu zajmowały się dziećmi. – Dyrektorzy szkół i przedszkoli, którzy mają obowiązek zapewnienia takiej opieki uczniom i przedszkolakom, będą musieli zatrudnić dodatkowe osoby lub wypłacić nadgodziny nauczycielom, którzy nie wezmą udziału w strajku – wyjaśnia Dariusz Nowak, kierownik biura prasowego w UM Kraków.
Z ratunkiem dla nauczycieli ruszyli również Polacy, prowadząc zbiórkę publiczną. Do soboty zebrano już 3 mln zł. To kwota bardzo duża, ale biorąc pod uwagę, że w strajku bierze udział 600 tys. nauczycieli i zakładając, że ok. 100 zł dziennie powinni dostać, by zrekompensować ich udział w strajku, to kropla w morzu potrzeb: za jeden dzień potrzeba 60 mln zł.
Kolejnym sprawdzianem jest egzamin ósmoklasisty. Wszystko wskazuje jednak na to, że w większości placówek, odbędzie się on zgodnie z planem. Ale związkowcy już straszą, że zagrożone są matury. Bo nauczyciele nie wezmą udziału w radach klasyfikacyjnych, które zatwierdzają oceny i dają promocje m.in. absolwentom liceów i techników. Bez tego nie ma możliwości przystąpienia do egzaminów dojrzałości, które rozpoczynają się 6 maja. MEN nie chce do tego dopuścić i być może zmieni przepisy.
Pojawiają się też szkoły, które zawieszają swój strajk (i mało kto wierzy, że zostanie on odwieszony). ZNP i FZZ wciąż mówią jednym głosem, że on trwa. Nieoficjalnie są przekonane, że wszyscy się nie wykruszą. Ale też do końca nie mają pomysłu, jak go podgrzewać i wyjść z niego z twarzą.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama