Choć skala protestu wciąż nie jest duża, to pełnopłatne recepty dostaną dziś już nie tylko pacjenci prywatnych gabinetów, ale także niektórych przychodni na Pomorzu, które mają kontrakt z NFZ. Będą otrzymywać recepty z pieczątką lub nalepką o treści: refundacja do decyzji NFZ.

Wczoraj przystąpienie do protestu ogłosił Pomorski Związek Pracodawców Ochrony Zdrowia. Należy do niego ok. 200 przychodni, w których pracuje ponad 2 tys. lekarzy.To oznacza, że do aptek trafi więcej recept, za które chorzy nie otrzymają refundacji.

NFZ w całym kraju przygotował się na taki scenariusz. Zaoferował szpitalnym oddziałom ratunkowym (SOR) i punktom nocnej i świątecznej pomocy medycznej (w oddziałach NFZ są udostępniane ich wykazy) porozumienie. Dostaną 25 zł za każdą poradę udzieloną pacjentowi, który otrzymał od innego lekarza pełnopłatną receptę. Po przebadaniu chorego placówki mają wypisać mu tańsze leki, a o zdarzeniu poinformować fundusz.

Pomysł oburzył lekarzy. – To jest nic innego niż płatne donosicielstwo, nie zgodził się na to żaden podmiot z województwa pomorskiego. Na liście NFZ jest moja przychodnia, mimo że nie podpisaliśmy porozumienia – mówi Jan Tumasz, przewodniczący pomorskiego oddziału Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia i szef gdańskiej Przychodni Aksamitna. Współpracować z NFZ nie chcą także niektóre szpitale.

– Nie wyobrażam sobie, żeby lekarze z SOR, do których zgłosi się pacjent z pełnopłatną receptą, przepisywali im ten lek ze zniżką bez badań i dokumentacji medycznej chorego. NFZ za ich brak dotychczas karał, a teraz chce za to płacić – mówi Alina Bielawska-Sowa, zastępca dyrektora ds. medycznych w Szpitalu Specjalistycznym na gdańskiej Zaspie.

W innych województwach protest ogranicza się do prywatnych gabinetów lekarskich. Jego skala jest nieporównywalna do tej ze stycznia. – Recepty przepisywane w ramach protestu to kilka procent wszystkich realizowanych – mówi Piotr Brukiewicz, prezes Śląskiej Izby Aptekarskiej.

Innego zdania jest Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego (PZ). Jego zdaniem, choć protest nie jest tak spektakularny, jak ten styczniowy, to jego skala jest znaczna. Pieczątki „refundacja do decyzji NFZ” to tylko jedna z jego form. Inne to przepisywanie pacjentom leków spoza listy refundowanej lub wypełnianie recepty bez odpowiedniego kodu NFZ, co także pozbawia pacjenta prawa do refundacji.

– Takie recepty aptekarze realizują na 100 proc., nie informując o tym NFZ. Ten nie zna więc rzeczywistej skali protestu – twierdzi Krajewski.

Zdaniem NFZ nie jest ona niepokojąca. – Liczba sygnałów od pacjentów o nieprawidłowościach nie jest duża. Wszystkie są wyjaśniane – uspokaja Andrzej Troszyński, rzecznik prasowy NFZ.