Koniec maja miał być początkiem wielkich obniżek cen wycieczek zagranicznych. Nic takiego nie nastąpiło, bo padające biura podróży zmusiły rzeszę klientów do poszukiwania nowych ofert. Ale uwaga, w tym roku bardzo dokładnie należy sprawdzać touroperatorów, bo mogą mieć problemy z płynnością finansową.
Koniec maja miał być początkiem wielkich obniżek cen wycieczek zagranicznych. Nic takiego nie nastąpiło, bo padające biura podróży zmusiły rzeszę klientów do poszukiwania nowych ofert. Ale uwaga, w tym roku bardzo dokładnie należy sprawdzać touroperatorów, bo mogą mieć problemy z płynnością finansową.
Obecnie po okazyjnych cenach można kupić wakacje z terminem wylotu do końca maja. Faktycznie obniżki sięgają tu 30 – 50 proc. i tygodniowy urlop w Turcji w opcji all inclusive można kupić już za 799 zł od osoby.
Ale im bliżej ścisłego sezonu tym ceny rosną. Nawet w biurach, które kuszą w telewizji sięgającymi do 50 proc. upustami. Przykładem może być Rainbow Tours czy TUI. Okazuje się, że promocje dotyczą wybranych hoteli, a faktyczne obniżki zwykle nie przekraczają 300 zł od osoby. Jak w wyjeździe organizowanym przez TUI do Turcji od 27 sierpnia, który staniał z 3650 zł do 3603 zł.
Biura podróży twierdzą, że to efekt wydarzeń z ostatnich tygodni. Najpierw Triada ogłosiła upadłość, później Ecco Holiday zaczęło wypowiadać rezerwacje umów, a w ostatni weekend padł krakowski Excalibur Tours. Spowodowało to napływ na rynek kilku tysięcy klientów, którzy na gwałt poszukują wczasów. Większy ruch w interesie od razu podbił ceny. Branża uznała, że to idealny moment na zwiększenie przychodów i odrobienie strat z poprzednich miesięcy, kiedy były przestoje w sprzedaży zagranicznych wyjazdów. – Do tego niektóre biura zrobiły korektę swoich programów na ścisły sezon, likwidując znaczną część miejsc – tłumaczy Piotr Czorniej z Exim Tours. Eksperci szacują, że z rynku mogło wypaść 15 – 20 proc. oferty. W efekcie touroperatorzy liczą na to, że klienci będą kupowali wycieczki niezależnie od ceny. Jednak wydając pieniądze, dobrze sprawdzić, komu wkładamy je do kieszeni.
Jak wynika z nowych danych Krajowego Rejestru Długów, zadłużenie polskich biur wynosi już 6,2 mln zł. A jeszcze w połowie lutego lekko przekraczało 1 mln zł mniej. Co więcej, w gronie dłużników są dwa biura z krajowej czołówki. Informacja o tym, że biuro podróży trafiło do KRD jako dłużnik, powinna być dla każdego wyraźnym sygnałem ostrzegawczym. Nawet jeśli kwota jest niewielka.
– Trzeba pamiętać, że do nas nie trafiają wszystkie informacje o zadłużeniach, bo najczęściej z tej możliwości korzystają krajowi kontrahenci touroperatorów, a zagraniczni już nie – informuje Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów.
Przykładem może być upadłe kilka lat temu biuro podróży Kopernik. Jego zaległości za faktury wynosiły 50 tys. zł. Po jego bankructwie okazało się, że długi były znacznie większe.
Dlatego eksperci doradzają, by turyści sprawdzali biura również w Serwisie Ochrony Konsumenta, usłudze Krajowego Rejestru Długów adresowanej do konsumentów. Do tego wystarczy tylko znać NIP touroperatora.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama