Do tej pory duże podziały między unijnymi stolicami stały na drodze do osiągnięcia porozumienia w tej sprawie.
Przyjęty w środę mandat ustanawia nowy mechanizm cenowy, zgodnie z którym opłaty za połączenia, SMS-y, a także transmisje danych nie mogą być wyższe niż maksymalne stawki hurtowe płacone przez operatorów za wykorzystywanie sieci. O tym, ile jest to dokładnie, mówi unijne rozporządzenie z 2012 roku. Zgodnie z nim od 2014 r. minuta połączenia roamingowego w cenach hurtowych wynosi 5 eurocentów. Teraz stawka maksymalna za rozmowę to 20 eurocentów, obniżka zanosi się więc spora.
Spaść mają również ceny transmisji danych - do 5 eurocentów za 1 MB.
Jeśli PE i państwa członkowskie zdążyłyby z wprowadzeniem przepisów, do takich stawek spadłyby ceny zagranicznych połączeń od połowy przyszłego roku. W mandacie przyjętym przez państwa członkowskie przewiduje się, że nowe prawo będzie stosowane od 30 czerwca 2016 roku.
W oryginalnej propozycji KE przedstawionej w lutym 2014 r. roaming miał w ogóle zniknąć, i to już od początku przyszłego roku. Jednak zrealizowanie takiego postulatu jest na razie niemożliwe ze względu na różnice stanowisk poszczególnych państw członkowskich.
To z kolei nie podoba się Parlamentowi Europejskiemu, który swoją pozycję negocjacyjną do rozmów z państwami członkowskimi przyjął już 11 miesięcy temu. "To (co proponują w mandacie kraje UE - PAP) jest skrajnie rozczarowujące. Określić ten tekst jako nieambitny to za mało" - ocenił w środę szef liberałów w PE Guy Verhofstadt. Jego zdaniem jedynymi wygranymi takiego podejścia będą telekomy operujące w poszczególnych krajach.
Europosłowie chcieli całkowitego zniesienia opłat roamingowych od grudnia tego roku, a także przepisów zapewniających neutralność sieci wykorzystywanej przez operatorów.
Poprzednie działania KE ws. obniżenia opłat za wiadomości tekstowe i rozmowy za granicą przynosiły konkretne korzyści konsumentom. Dzięki ostatniej obniżce z lipca 2014 r. kolejny raz spadły ceny rozmów w roamingu, zniesiono też opłaty za przychodzące SMS-y. Ale to wciąż za mało, by mówić o wspólnym, faktycznie jednolitym rynku telekomunikacyjnym.
Państwa członkowskie Unii chcą, by Komisja Europejska przyjrzała się sprawie jeszcze raz w połowie 2018 roku. Jeśli uzna to za stosowne, może wówczas zaproponować kolejną rewizję przepisów i stopniowe wycofywanie opłat roamingowych.
W mandacie opisano też stanowiska stolic w kwestii neutralności sieci. Chodzi o to, by firmy oferując dostęp do własnej sieci nie dyskryminowały w żaden sposób użytkowników innych firm.
Ograniczona przepustowość sieci przesyłowej sprawia, że potrzebne jest zarządzanie ruchem. Operator może celowo opóźniać przesył danych czy ich nie składać w całość, np. w stosunku do usług konkurencyjnych wobec jego własnej oferty. Tak więc podmiot zapewniający dostęp do internetu może blokować i zakłócać usługi, by wymusić np. dodatkową opłatę od firm oferujących możliwość oglądania filmów i słuchania muzyki online.
Państwa członkowskie chcą, by blokowanie czy spowalnianie treści przez operatorów było zabronione, jednak z nielicznymi wyjątkami - np. gdyby klienci poprosili o zablokowanie spamu. Blokowanie ma być również możliwe w celu zapobiegania cyberatakom i rozprzestrzenianiu się złośliwego oprogramowania.
Parlament Europejski chciał, by lista wyjątków, która została zaproponowana przez KE, została skrócona. Podejście przyjęte przez państwa członkowskie, które mówi o "otwartym internecie", zostało uznane przez europosłów za mało ambitne. "Te propozycje są tak bardzo rozczarowujące, że aż obraźliwe. Mogą prowadzić do praktyk, które będą sprzeczne z interesami konsumentów" - oceniła Marietje Schaake z Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy.
Według urzędników, z którymi rozmawiała PAP, pierwsze negocjacje pomiędzy reprezentującą państwa członkowskie prezydencją łotewską a PE w sprawie tego pakietu zaczną się jeszcze w marcu.