Raz na jakiś czas z zamrażarki oczekiwań środowiska sędziowskiego wyciągana jest, niczym kotlety do odgrzania, koncepcja jednolitego urzędu sędziowskiego. Pokazuje się ją wtedy wszem wobec opinii publicznej, podgrzewając na wolnym ogniu, po czym znowu chowa do zamrażarki. Ileż to już razy mówiono o rezygnacji z nietransparentnej siatki awansowej i wprowadzeniu jednego urzędu sędziego sądu powszechnego, często łącząc tę koncepcję ze spłaszczeniem nadal niepotrzebnie skomplikowanej struktury sądów.
Jednolity urząd sędziowski zapobiegnie żonglowaniu awansami sędziów
Nigdy w istocie poważnie nie rozpoczęto prac analitycznych w tym kierunku, a przecież szczegółowych rozwiązań możliwych w ramach tej koncepcji jest wiele. Bez wątpienia to delikatny i wrażliwy obszar, w którym ogniskują się interesy polityków, chcących sterować awansami sędziowskimi, oraz tej części środowiska, która, korzystając z awansów, stara się utrzymać swe pozycje, odróżniające ich od pozostałych sędziów.
A przecież gdy spojrzy się na wciąż nierozwiązany kryzys praworządnościowy ostatnich lat, to widać jasno i wyraźnie, że jego swoistym kołem zamachowym był szturm istotnej grupy sędziów na awanse do sądów wyższych instancji, które, jak mówił klasyk, „po prostu im się należały”. Brak transparentnych i obiektywnych kryteriów awansowych i rozdawanie akcesów do wyższych instancji po uważaniu to jeden z podstawowych problemów sądowego wymiaru sprawiedliwości, który nabrzmiewał od dekad, od którego odwracano oczy, aż znaleźliśmy się nad przepaścią.
W wywiadzie udzielonym DGP („Plan B na wypadek weta”, DGP nr 178/2025) przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Ustroju Sądownictwa i Prokuratury, prof. Krystian Markiewicz, oświadczył, że właśnie powołano w łonie komisji zespół do spraw opracowania ustawy o jednolitym urzędzie sędziowskim. Miejmy tylko nadzieję, że wreszcie zrozumiano, iż jednolity urząd sędziowski to dzisiaj po prostu konieczność. Jednocześnie przewodniczący komisji oświadczył, że jest to jego inicjatywa.
Powstaje zatem już na wstępie zasadne w tym kontekście pytanie: czy dla omawianej koncepcji jest w ogóle zielone światło ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości. Przecież komisja ustrojowa nie stanowi bytu samoistnego. Została powołana przez ministra sprawiedliwości i działa na jego zlecenie. To szef resortu wyznacza jej zadania i rozlicza z ich realizacji. Druga sprawa to ewentualna wstępna akceptacja dla tego kierunku reformy przez czynnik polityczny władny przeforsować konkretne rozwiązanie w parlamencie.
Plany prezydenta pokazują, że jednolity urząd sędziowski jest niezbędny
Konieczność wprowadzenia jednolitego urzędu sędziowskiego jest dziś oczywista z jednego prostego powodu. Otóż w przemówieniu wygłoszonym po zaprzysiężeniu nowej głowy państwa prezydent powiedział: „Nie będę awansował ani nominował osób, które godzą w porządek konstytucyjny”. Tym samym pierwszy urzędnik w państwie oświadczył, iż wykonując swoją konstytucyjną prerogatywę, każdorazowo będzie analizował orzecznictwo danego sędziego pod kątem zgodności z konstytucją.
Oczywiście analiza ta z natury rzeczy będzie jednostronna, bo subiektywna i, rzecz jasna, poza procedurami weryfikacji orzeczeń sądowych określonymi w systemie prawa. Zapewne w kancelarii prezydenta powstanie zespół badający merytoryczną treść wyroków kandydata na wyższe stanowisko sędziowskie, a nawet być może zostaną stworzone swoiste listy proskrypcyjne sędziów, którzy nie sprostali wymaganiom prezydenta w tym względzie, oraz czyniących zadość wyobrażeniom głowy państwa o procesie stosowania prawa, czyli wydających wyroki, które on aprobuje.
Tym samym głowa państwa bodaj po raz pierwszy w historii publicznie przyznała, że decyzja o awansowaniu sędziego będzie decyzją na wskroś polityczną. W tej sytuacji jednolity urząd sędziowski jawi się jako jedyna możliwość uniknięcia całkowitego i bezwarunkowego upolitycznienia wymiaru sprawiedliwości. To konieczność.
Chyba już nikt dzisiaj nie ma wątpliwości, że swoistym pacjentem zero we wciąż rozwijającej się epidemii naruszenia praworządności była i wciąż jest neo-KRS. Bezprawny wybór jej sędziowskiej części doprowadził do zainfekowania systemu wymiaru sprawiedliwości wadliwymi neonominacjami.
Nie ma żadnych gwarancji, że nawet jeśli uda się wybrać następny skład KRS w sposób zgodny z konstytucją, w niedalekiej przyszłości nie nastąpi swoista recydywa w tym zakresie i kolejne składy tego gremium znów będą wybierane z naruszeniem ustawy zasadniczej. Wystarczy przecież, jak się okazało, zmienić ustawę, by skrócić konstytucyjną kadencję legalnej KRS i ustalić jej nowy skład wyłącznie z udziałem polityków. Jednolity urząd sędziowski skutecznie by powyższe uniemożliwił. Sędzia otrzymywałby bowiem nominację wyłącznie raz, na cały okres swej sędziowskiej służby.
Awansowanie sędziów powoduje patologię systemu
Kiedy uczciwie spojrzy się na koncepcję jednolitego urzędu sędziowskiego, zaiste trudno dopatrzyć się w niej wadliwości, która poddawałaby w wątpliwość jej istotę. Ścieżka zawodowa sędziego animowana jest od dekad na modłę korporacyjnej hierarchiczności, objawiającej się drabinką awansową. Nikogo nie powinno zatem dziwić, że imperatyw wspinania się po jej szczebelkach u wielu sędziów okazał się dominującym źródłem ich aktywności zawodowej.
Oto bowiem znalazło się ponad 1,2 tys. sędziów, którzy uznali, że awans zawodowy należy im się nawet za cenę wątpliwości co do jego zgodności z konstytucją oraz obowiązującym prawem międzynarodowym i europejskim. Postawa tej części orzeczników jest też w pewien sposób potwierdzeniem tezy, że z awansami sędziowskimi przed 2018 r. również był problem.
Ze względu na specyfikę podejmowanych czynności zawodowych nie jest realnie możliwe wypracowanie obiektywnych kryteriów oceny pracy sędziego, tak w aspekcie ilościowym, jak i jakościowym. By awansować w hierarchii, sędzia musi poddać się ocenie. Widziałem wiele opinii wizytatorów w procesie awansowym.
Wiem jedno. Otóż niewymierny aspekt pracy sędziego pozwala na jej dowolną ocenę. Decydują tu bowiem jakże często względy pozamerytoryczne, takie jak np. ogólna sympatia dla kandydata, czyli jego umiejętność „bycia miłym” zwłaszcza dla prezesów i wizytatorów, czy choćby przynależność do szeroko rozumianych grupek koleżeńskich, których spoiwem jest dzielenie tych samych zainteresowań brydżowych bądź narciarskich.
Jednakże najbardziej wyrazistym i bezdyskusyjnym przykładem patologii awansowych istniejących od dekad są tzw. awanse zza biurka. Dotyczy to głównie sędziów delegowanych do Ministerstwa Sprawiedliwości, którzy uzyskiwali awanse na wyższe stanowiska sędziowskie, nie wydając przez długie lata żadnych wyroków. Podobnie jest z automatycznymi awansami prezesów sądów tuż po zakończeniu kadencji. I tu wizytatorom, kolegiom, zgromadzeniom i KRS udawało się zawsze owe awanse skutecznie uzasadnić, tak przed 2018 r., jak i po tej dacie. Jednolity urząd sędziowski skutecznie wyeliminowałby całe opisane spektrum patologii.
Ponowne nominacje sędziowskie dla wszystkich
Do wymienionej palety argumentów za wprowadzeniem omawianej koncepcji można dorzucić jeszcze jeden. Przedstawił go przewodniczący komisji ustrojowej w cytowanym wyżej wywiadzie. Otóż jednolity urząd sędziowski może być również sposobem na rozwiązanie problemu neonominacji sędziowskich, choć nie wszystkich.
Wprowadzenie w życie tego rozwiązania wymagałoby bowiem, jak się wydaje, ponownego wręczenia wszystkim sędziom nowych nominacji. Oczywiście może to budzić pewne kontrowersje związane z tym, że cały proces mógłby przekształcić się w swoistą formę weryfikacji sędziów, która kończyłaby się wręczeniem nominacji tylko selektywnie wybranym.
Dlatego wprowadzenie w życie koncepcji jednolitego urzędu sędziowskiego winno być, w mojej ocenie, połączone ze spłaszczeniem struktury sądownictwa. Ten drugi proces polegałby na zredukowaniu organizacji sądów wyłącznie do dwóch szczebli, bez sztucznego i nieczytelnego dla obywateli podziału na sądy rejonowe, okręgowe i apelacyjne. Zmiana ustroju sądów powodowałaby zaś uruchomienie wobec sędziów mechanizmu gwarancyjnego z art. 180 ust. 5 konstytucji.
Należy bezwzględnie wykorzystać aktualne uwarunkowania do wprowadzenia jednolitego urzędu sędziowskiego. Sędzia powinien być powoływany tylko raz. Jego warunki pracy i płacy winny być różnicowane jedynie w oparciu o staż i doświadczenie, a nie usytuowanie na drabince hierarchicznego awansu. Konstytucja nie dzieli sędziów według rodzaju sądów, w których orzekają.
Nic w niej nie ma o sędziowskich awansach. Te ostatnie zostały wymyślone przez polityków, przy aprobacie tzw. salonu sędziowskiego, któremu marzy się całkowita kontrola fluktuacji personalnych w systemie sądowniczym. Również różnicowanie sędziów w zakresie pobieranego uposażenia oraz późniejszego stanu spoczynku, według innych kryteriów niż staż pracy, zawsze będzie źródłem kontrowersji i zarzewiem konfliktów, a przede wszystkim pokusą do uzyskania awansu nawet za cenę jego zgodności z prawem i deontologią. Jednolity urząd sędziowski skutecznie by tę pokusę wyeliminował.
Przeprowadzenie rzeczonej reformy z pewnością niosłoby ze sobą swoistą rewolucję. W moim przekonaniu warto jednak podjąć się jej przeprowadzenia po to, by uchronić sądowy wymiar sprawiedliwości od recydywy systemowego bezprawia, u którego podstaw leżał pielęgnowany resentyment części środowiska sędziowskiego, uznającej, iż była niesłusznie pomijana przy awansach. ©℗