Dobra lokalizacja placówki, ciekawa oferta zajęć sportowych i rekreacyjnych oraz dotarcie do jak najszerszej rzeszy klientów zwiększają szanse na sukces w szybko rosnącej branży fitness
Z roku na rok rośnie liczba użytkowników klubów fitnes. W 2006 r. sięgała zaledwie 210 tys. w 2013 r. była już czterokrotnie wyższa, a w ubiegłym roku, według statystyk branży z jej usług skorzystało 1 mln osób. Zdaniem ekspertów to dynamiczne tempo powinno utrzymać się również w kolejnych latach. Szacuje się nawet, że wart obecnie 1,5 mld zł rynek w ciągu najbliższych trzech lat ulegnie potrojeniu.
Przedsiębiorcy wyczuwają koniunkturę na tym rynku. W tym roku, według analizy Deloitte już ponad 80 proc. firm z branży spodziewa się wzrostu przychodów na poziomie przynajmniej 2,5 proc., w tym 36,4 proc. o ponad 7,5 proc. Dla porównania w 2014 r. większych przychodów oczekiwało 70 proc. przedsiębiorców, z których tylko 20 proc. liczyło na ich wzrost o 7,5 proc. Dobre perspektywy zachęcają kolejnych inwestorów. W 2006 r. w Polsce działało 700 klubów fitness. Dziś według Deloitte jest ich 2,5 tys.
Standard i budżet
Stale rosnąca konkurencja sprawia, że inwestycja musi być dobrze zaplanowana, by odniosła sukces. – Zagraniczna konkurencja, która napływa do Polski stawia przede wszystkim na niskobudżetowe projekty. Tego rodzaju klubów jest najwięcej. Dobrym rozwiązaniem jest pójście w placówki o wyższym standardzie – podpowiada Dominik Śliwowski, członek zarządu ITP, firmy specjalizującej się w dostawie rozwiązań z zakresu medycyny estetycznej i wellness. Wybór takiego wariantu musi być oczywiście wynikiem wnikliwej analizy lokalnego zapotrzebowania, tym bardziej że wiąże się z dużo większym nakładem na uruchomienie działalności.
Na wyposażenie klubu o powierzchni 1 tys. mkw. w wersji niskobudżetowej potrzeba 0,5 – 1 mln zł. Można zaoszczędzić, kupując urządzenia na rynku wtórnym, gdzie są tańsze nawet o 40–50 proc. W przypadku tych po renowacji, z gwarancją, cena będzie różniła się o 20–30 proc. w porównaniu z rynkiem pierwotnym. Do tego dochodzą jeszcze wydatki na adaptacje lokalu, w tym na urządzenie szatni, recepcji, wygłuszenie sal, zrobienie nagłośnienia.
– Wystarczy 2 tys. stałych użytkowników i zaoferowanie karnetów w cenie od 70 zł, by klub osiągnął po roku rentowność – dodaje Dominik Śliwowski.
Biznes za milion
W przypadku klubów z wyższej półki nie ma już mowy o posiłkowaniu się przy zakupie wyposażenia ofertą z rynku wtórnego. Dlatego na placówkę typu medium wydamy już przynajmniej 1 mln zł, a w wersji premium – nawet powyżej 2 mln zł.
– W przypadku pierwszej rentowność dadzą karnety po 100–200 zł od osoby i 1,2–1,5 tys. stałych użytkowników, a w przypadku premium karnet powinien kosztować ok. 240 zł, a stała liczba klientów sięgać ok. 1 tys. – wylicza Śliwowski.
Eksperci podpowiadają, że obecnie na rynku najmniej działa klubów w najwyższym standardzie. Wśród najlepszych sieci premium wymienia się HealthCity/Basic-Fit, Virgin Active czy David Lloyd Leisure. Jest to jednak propozycja tylko dla inwestorów z dużym zapleczem finansowym.
Nie oznacza to, że pozostali nie mają już czego szukać na tym rynku. Ciekawym rozwiązaniem będzie uruchomienie coraz modniejszego w ostatnim czasie studia treningu personalnego. Taki obiekt nie musi być duży, wystarczy, że będzie dysponował powierzchnią 100 mkw., co obniża nakłady. Wystarczy też, że na wyposażeniu znajdą się najprostsze urządzenia. Wystarczy więc na ich zakup kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Trzeba jednak zainwestować w dobrych trenerów, którzy poprowadzą zajęcia indywidualne z klientami. Przed zakupem urządzeń dobrze jest się z nimi skonsultować na temat tego, co powinno obowiązkowo znaleźć się na wyposażeniu. To oni bowiem będą układać plan ćwiczeń.
Klubu fitness i siłowni nie urządza się raz. Modernizację należy przeprowadzać co 5–7 lat. To okres, w którym zmieniają się też technologie. A obecnie dobrze jest podążać za nowymi rozwiązaniami.
Sposobem na zdobycie wiernych użytkowników, jest postawienie na niszę czy na specjalizację.
Wyróżnić się na rynku
Jak podpowiadają eksperci rozwiązaniem może być prowadzenie działalności przez 24 godziny przez 7 dni w tygodniu. – Nadal niewiele placówek ma przygotowaną ofertę dla osób w dojrzałym wieku. Dlatego warto zrobić pierwszy krok. Przykład można brać z krajów skandynawskich, gdzie seniorzy to już licząca się grupa odbiorców – podkreśla Mikołaj Nawacki, prezes zarządu Calypso Fitness.
Nie oznacza to jednak, że cały klub trzeba od razu dostosować do potrzeb seniorów. Choć jak zauważają eksperci, w przyszłości będzie to na pewno procentować. Na początek wystarczy zarezerwować dla nich kilka godzin w tygodniu. Dobrze jest też zatrudnić fachowca, który opracuje program dostosowany do potrzeb osób starszych, uwzględniający najczęstsze schorzenia jak osteoporoza, bóle kręgosłupa, choroby reumatyczne, zwyrodnieniowe czy choroby krążenia oraz go poprowadzi.
– Drugą grupą niszową są młode mamy, które w ćwiczeniach chętnie wezmą udział, ale ze swoimi dziećmi. Zainteresowanie z ich strony było tak ogromne, że już trzy razy w tygodniu organizujemy zajęcia wyłącznie dla nich. Na każdych jest 15–18 osób – wyjaśnia Joanna Grabowska z osiedlowego klubu fitness na warszawskim Mokotowie.
Dobrze jest też rozszerzyć ofertę o zajęcia, na które obecnie jest największy popyt. A do takich należy niewątpliwe crossfit, czyli zajęcia, których jedynym celem jest zmęczenie uczestnika w jak najkrótszym czasie. Przyszłość stanowi też joga dla mężczyzn.
– Warto wiedzieć, że nadchodzi koniec karnetów w jednej cenie dla wszystkich użytkowników. Coraz popularniejsze jest ich różnicowanie pod względem kosztów, czyli oferowanie taniej wejściówek w godzinach najmniej popularnych jak 10–16, czy dla osób, które przychodzą często i na długo – mówi Robert Kamiński, prezes zarządu Polskiego Związku Pracodawców Fitness.
Klienci od partnera
Sposobem na zwiększenie liczby klientów jest nawiązanie współpracy z jedną z działających na rynku firm oferujących pozapłacowe świadczenia pracownicze. Takich graczy, liczących się w skali kraju, jest trzech: Benefit Systems, Ok System i BeActive.
To o tyle dobry pomysł, że nowych klientów do klubów przyciąga się coraz trudniej. Dowodem na to są dane publikowane przez International Health, Racquet & Sportsclub Association. Wynika z nich, że średnia liczba użytkowników przypadających na jeden klub nie rośnie już tak szybko jak przed laty. W ostatnich latach zwiększa się o mniej niż 10 osób w skali roku. W latach 2007–2011 średnia liczba użytkowników zwiększała się natomiast o ok. 20. Poza tym, jak wynika z badania zrobionego przez firmę Sedlak & Sedlak benefity tego typu oferuje swoim załogom już trzy czwarte pracodawców.
W zasadzie wszystkie firmy oferują współpracę na podobnych warunkach. Z reguły nie wymagają wyłączności, co oznacza, że można zostać partnerem nie tylko jednej, a kilku firm jednocześnie.
Ok System deklaruje, że średnio w ciągu miesiąca zwiększa liczbę placówek o ponad 150.
– W naszym przypadku na nawiązanie współpracy mogą liczyć obiekty sportowo-rekreacyjne zarówno z dużych miast, jak i mniejszych miejscowości. Są to obiekty zarówno będące własnością prywatną, jak i publiczne – wymienia Wojciech Szwarc, dyrektor działu relacji partnerskich w Benefit Systems, która współpracuje już z 4 tys. obiektów sportowo-rekreacyjnych, z których połowa to kluby fitness. Dodaje, że istotne jest też, by takie kluby rozwijały się, modernizowały, wprowadzały nowe rozwiązania i usprawnienia.
Przy wyborze placówek firmy oferujące karnety kierują się też zapotrzebowaniem użytkowników, którzy wskazują, w jakich najchętniej klubach chcieliby ćwiczyć. Jest to w dużej mierze determinowane przez wygodny dojazd do klubu, najlepiej obok miejsca pracy lub zamieszkania, a także jakość oferowanych zajęć.
Jak wynika z badania TNS Polska najważniejszym motywem wyboru klubu jest bliskość miejsca zamieszkania (62 proc.), położenie na trasie praca-dom (51 proc.) oraz akceptacja kart sportowych (41 proc.). Dlatego dobrym rozwiązaniem jest nawiązanie przez właściciela danego klubu relacji w okolicznymi firmami i przedstawienie im swojej oferty.
– Zgłoszenie do nas można przesłać elektronicznie przez naszą stronę korporacyjną. Każde jest rozpatrywane indywidualnie, w zależności od aktualnych potrzeb naszych klientów. Kontaktujemy się tylko z wybranymi obiektami – tłumaczy Szwarc.
Umowa z firmą oferującą karty rabatowe do obiektów sportowo-rekreacyjnych jest najczęściej podpisywana na czas nieokreślony, z miesięcznym okresem wypowiedzenia. Warto jednak dokładnie sprawdzić, na jakich zasadach, każdej ze stron przysługuje jej zerwanie. Bywa bowiem, że niektóre firmy wymagają, iż jeszcze rok po rozwiązaniu umowy należy przyjmować przysyłanych przez nich klientów.
Eksperci doradzają też, by dokładnie skalkulować opłatę za każde wejście do klubu przez klientów zlecanych przez zewnętrzne firmy. Wiadomo, że suma musi być od kilku do nawet kilkudziesięciu procent niższa od ceny karnetu sprzedawanego użytkownikom pozyskanym na własną rękę.
– Nie ma jednej zasady. Cenę ustalamy zawsze indywidualnie z klubem. Rozliczamy się za każdą wizytę naszego klienta. Zawsze na koniec miesiąca. Ostatnio dla przyspieszenia procesu wprowadziliśmy elektroniczne faktury – wyjaśnia Wojciech Szwarc.
/>
/>