Edukacja potrzebuje ewolucji, a nie rewolucji - oceniła w rozmowie z PAP prezes Stowarzyszenia Rodzice w Edukacji Elżbieta Piotrowska-Gromniak. Jej zdaniem reforma systemu będzie się wiązać z ogromnymi wydatkami, wprowadzi chaos i pochłonie wiele energii nauczycieli.

Szefowa MEN Anna Zalewska zapowiedziała w poniedziałek reformę systemu edukacji polegającą na wprowadzeniu ośmioletniej szkoły powszechnej, w której wyodrębniona będzie edukacja wczesnoszkolna w klasach I-IV, oraz powrót do czteroletniego liceum ogólnokształcącego i pięcioletniego technikum. Gimnazja mają być wygaszane. Reforma ma ruszyć jesienią 2017 r.

Według Piotrowskiej-Gromniak przedstawione plany zmian są na zbyt ogólnym poziomie, by je oceniać. Jej zdaniem z zapowiedzi minister nie wynika, że gimnazja miałyby zostać całkowicie zlikwidowane. Zwróciła uwagę na fakt, że w ośmioletniej szkole podstawowej - według zapowiedzi szefowej MEN - ma być poziom podstawowy - w klasach I-IV i następnie poziom gimnazjalny - w klasach V-VIII.

"Wszystko zależy od tego, w jaki sposób te zamiany zostaną zrealizowane - przykładowo: czy w oparciu o jedną szkołę, czy z wykorzystaniem dotychczasowych gimnazjów, jakie koszty to spowoduje" - dodała. Zaznaczyła, że dorobek szkół gimnazjalnych jest duży i trudno uwierzyć w to, że miałyby one zostać całkowicie zlikwidowane.

"Przewracanie systemu do góry nogami będzie się wiązało z ogromnymi wydatkami finansowymi, wprowadzi na dłuższy czas chaos i pochłonie wiele energii nauczycieli - energii, która powinna być przeznaczona na coś zupełnie innego" - powiedziała.

Dopytywana m.in. o powrót do czteroletnich liceów, Piotrowska-Gromniak zaznaczyła, że to rozwiązanie może mieć zwolenników wśród rodziców, którzy wielokrotnie podkreślali, że obecne licea trwają tak naprawdę 2,5 roku - ze względu na konieczność wyrównania różnic w poziomie uczniów po gimnazjach oraz ze względu na okres przygotowań do matury. Zaznaczyła jednak, że wszystko zależy od sposobu przeprowadzenie tej zmiany. "Rodzice licealistów wiele już przeszli, gwałtowne zmiany mogą spowodować szkody w kształceniu ich dzieci" - powiedziała ekspertka.