Według Krajowego Rejestru Długów sytuacja taksówkarzy jeszcze przed pandemią nie była najlepsza. W kwietniu 2019 r. zaległości branży, która jest mocno rozdrobniona i skupia głównie mikrofirmy, wynosiły 71,6 mln zł. Na koniec kwietnia br. zadłużenie wzrosło do 119,5 mln zł.
97 proc. wszystkich zaległości stanowi zadłużenie kierowców prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą - wynosi 115,9 mln zł. Pozostałe 3 proc. (3,7 mln zł) to faktury niezapłacone przez spółki akcyjne, spółki z o.o., spółdzielnie, spółki komandytowe, stowarzyszenia i zrzeszenia transportu. Spośród 4 tys. 631 dłużników widniejących w KRD, 2 tys. 365 to jednoosobowe działalności gospodarcze. Średnie zadłużenie takiej mikrofirmy wynosi 14,3 tys. zł.
Z danych KRD wynika, że najwięcej – 57,3 mln zł - taksówkarze są winni bankom, firmom leasingowym i faktoringowym. Kolejne 29 mln zł firmom zarządzającym wierzytelnościami, tj. firmom windykacyjnym i funduszom sekurytyzacyjnym, które przejęły należności od pierwotnych właścicieli. Muszą także oddać 6,3 mln zł operatorom komórkowym, 6,1 mln zł ubezpieczycielom oraz 2,8 mln zł za paliwowe karty flotowe.
Rekord zadłużenia należy do jednej z warszawskich spółek taksówkarskich, która ma 121 zobowiązań w sumie na 1,6 mln zł - najwięcej, 1 mln zł, powinna oddać firmie leasingowej, a 406 tys. zł - ubezpieczycielowi.
Najbardziej zadłużeni są taksówkarze z Mazowsza (12 mln zł). Drugie miejsce należy do województwa pomorskiego, gdzie uzbierało się 4 mln zł niezapłaconych faktur. Trzeci jest Śląsk - tam branża przewozów osobowych jest winna kontrahentom 3,7 mln zł.
Prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej Adam Łącki zwrócił uwagę, że taksówkarze nie mogą przenieść swojej działalności do internetu, jak robi podczas pandemii wiele firm. Wskazał też, że przewóz pasażerów zmalał o 70 proc.
"Przewóz to usługa fizyczna i nie da się jej wykonywać wirtualnie. Do tego taksówkarze konkurują z Uberem i wypożyczalniami aut na godziny, co sprawia, że na rynku przewozów osobowych jest naprawdę gęsto" - tłumaczył PAP. Zaznaczył, że obecna sytuacja mobilizuje do poszukiwania nieszablonowych pomysłów. "Taksówkarze nie poddają się, o czym świadczy zmiana profilu działalności, czyli przestawanie się na usługi parakurierskie. To znak, że zwłaszcza mikrofirmy będą w stanie podnieść się z zapaści" – ocenił.
Według ekspertów KRD zarobki taksówkarzy już przed pandemią były zróżnicowane. O ostatecznej wypłacie decydowała przede wszystkim liczba godzin spędzonych za kierownicą i obszar działania, np. kursy z i na lotnisko.
Zwrócili uwagę, że składka ZUS i opłaty wynikające z przynależności do danej korporacji pochłaniają znaczną część zarobków, a pozostaje jeszcze pokrycie kosztów eksploatacji auta. Jak zaznaczył Łącki, samo wejście do zawodu też wiąże się z niemałymi wydatkami. Kierowcy muszą mieć lub kupić samochód o określonych parametrach, wyrobić licencję, uzyskać zaświadczenie o znajomości topografii miasta, kupić taksometr, kasę fiskalną, terminal płatniczy, zapewnić obsługę aplikacji na smartfona i przejść badania medyczne. Według szacunków branżowych, jest to koszt ok. 10 tys. zł, nie licząc auta - wyjaśnił.
Jakub Kostecki, prezes firmy windykacyjnej Kaczmarski Inkasso, będącej partnerem KRD, zwrócił uwagę, że taksówkarze biorą kredyty operacyjne na rozruch działalności gospodarczej, bo nie każdy ma środki na wkład własny, a koszt wejścia do branży nie jest najniższy. Korzystają też z leasingu pojazdów, ale nie zawsze spłacają raty za samochód, który daje im pracę - wyjaśnił.