W czwartek, 18 września br., w „Dzienniku Gazecie Prawnej” pojawił się tekst „Taryfa progresywna – iluzoryczne oszczędności i mnóstwo kłopotów”, w którym autor poddaje krytyce propozycję wprowadzenia taryf progresywnych na wodę. Padają tam słowa o „iluzorycznych oszczędnościach” i „skomplikowaniu systemu”. Ale jeśli przyjrzymy się temu artykułowi uważniej, to można dojść do wniosku, że tekst przedstawia stanowisko tylko jednej strony – i nie są nią zwykli mieszkańcy.
Progresywna taryfa oznacza niskie ceny wody dla najbardziej potrzebujących
Obecnie, co do zasady, sytuacja wygląda tak, że rodzina mieszkająca w domu czy bloku płaci dokładnie tyle samo za metr sześcienny zużytej wody, co wielka galeria handlowa czy luksusowy hotel z basenem i SPA, jeśli tylko znajdują się w tej samej gminie. Naprawdę ktoś może uważać, że to jest sprawiedliwe? Mama, która codziennie gotuje obiad dla swoich dzieci, oraz właściciel ogromnego resortu zużywającego tysiące metrów sześciennych wody rocznie – mają płacić identycznie? W tym właśnie tkwi problem, którego krytycy nowych zasad najwidoczniej nie dostrzegają.
Według planowanych przepisów progresja w taryfie nie będzie narzucona z góry. To narzędzie, które gmina – poprzez uchwałę podjętą przez radnych – może zastosować, jeśli chce lepiej chronić interesy mieszkańców. W ten sposób urzeczywistniamy konstytucyjną zasadę sprawiedliwości społecznej – gwarantując tańszą wodę mieszkańcom w zakresie podstawowych potrzeb. W projektowanych przepisach chodzi przede wszystkim o to, by zapewnić każdemu dostęp do niedrogiego minimum wody – tej potrzebnej do picia, higieny czy przygotowania posiłków.
Tyle samo to nie zawsze sprawiedliwie
Pierwszy metr sześcienny na osobę każdego miesiąca będzie wtedy co najmniej o 30 proc. tańszy – to tzw. woda za złotówkę. Ma to być realna pomoc dla rodzin, osób starszych czy samotnych, którzy na co dzień liczą właśnie każdą złotówkę. To także gwarancja, że nikt nie zostanie pozbawiony dostępu do wody z powodu jej ceny. Czy można to naprawdę nazwać „iluzorycznymi oszczędnościami”? Dla kogoś, kto dba o budżet domowy, dla seniora z podstawową emeryturą, dla zaczynającego samodzielne życie dwudziestolatka czy dla rodziców trójki dzieci – to konkret, który ma znaczenie.
Znacznie ważniejsze jest jednak to, że system wreszcie stanie się bardziej sprawiedliwy. Jeżeli ktoś zużywa wodę powyżej rozsądnej normy – np. podlewając ogromne połacie trawy pitną wodą albo napełniając hotelowe jacuzzi – to powinien płacić więcej. Nie chodzi tu o karę, lecz o prostą, normalną sprawiedliwość.
W gospodarce odpadami też stosuje się takie rozwiązanie
Autor tekstu wspomina o biurokracji i komplikacjach. A przecież wcale nie wymyślamy niczego nowego. Wykorzystujemy mechanizm doskonale znany z gospodarki odpadami. Mamy wiele gmin, które stawkę za gospodarkę odpadami powiązały ze zużyciem wody. Tam mieszkańcy najszybciej odczują korzyść. Są też gminy stosujące deklarację liczby osób zamieszkujących. Projekt ustawy przewidującej taryfę progresywną też daje możliwość z ich korzystania.
Dziś miasta sygnalizują, że dane o osobach zamieszkałych przy deklaracjach odpadowych są przez niektórych właścicieli nieruchomości zaniżane, by za śmieci płacić mniej. W przypadku wody opłaca się jednak zgłosić rzeczywistą liczebność rodziny, by korzystać z tańszej, osłonowej stawki. To oznacza koniec kombinowania, bo wskazanie rzeczywistej liczby mieszkańców po prostu się opłaca i jednocześnie umożliwia gminom lepsze planowanie tego segmentu usług publicznych.
System jest prosty, przejrzysty i znany. Dlatego warto zapytać: dlaczego autor artykułu w swoich przykładach tak zaciekle broni jednolitej stawki dla korporacji? Czemu uważa za oczywiste, że wodociągi powinny pobierać od przeciętnej rodziny tyle samo, co od galerii handlowej czy luksusowego kurortu?
Woda nie jest luksusem
Woda nie może być towarem luksusowym dla zwykłych rodzin ani źródłem szybkich zysków dla wybranych. To dobro wspólne – i jako osoba współodpowiedzialna za politykę wodną w naszym kraju czuję się zobowiązany, by dać możliwość każdej polskiej rodzinie taniego dostępu do wody w ilości niezbędnej do życia. Natomiast ci, którzy używają wody na masową skalę w celach luksusowych i komercyjnych, powinni ponosić odpowiednio wyższe koszty. Jeśli tylko autor artykułu otworzyłby się na takie podejście, wtedy nie miałby problemu ze zbilansowaniem całego systemu. I właśnie o to chodzi w taryfie progresywnej. To nie jakieś teoretyczne rozważania – to praktyczne rozwiązanie pokazujące, po czyjej stronie stoimy.
Szanuję różne opinie i krytyczne spojrzenia — to ważne w debacie publicznej, choć trudno przeoczyć, że tutaj zabrakło odwołania do danych i przykładów z oceny skutków regulacji. Przez co tekst jest po prostu jednostronny. Ja w tym projekcie ustawy stoję po stronie interesów mieszkańców – zwykłych rodzin, młodych ludzi rozpoczynających dorosłe życie czy seniorów. To ich rachunki, ich bezpieczeństwo i ich codzienność są dla mnie najważniejsze, a nie interesy wielkich korporacji czy holdingów.