Polacy nie ufają nauczaniu zdalnemu, a przynajmniej niewiele ponad 20 proc. jest za edukacją tylko w tym trybie – wynika z sondażu United Survey przeprowadzonego na zlecenie DGP i RMF FM.
ikona lupy />
DGP
Od wczoraj uczniowie szkół średnich w czerwonych regionach są na zdalnym nauczaniu. W żółtych ‒ na hybrydowym.
Co ciekawe, za trybem stacjonarnym w szkołach podstawowych opowiada się 44 proc. badanych, którzy mają dzieci. Odsetek zwolenników nauczania w pełni zdalnego oraz tych, którzy są za hybrydowym, jest równy – po ok. 30 proc. na każdą z opcji. Za zdalnym nauczaniem w szkołach średnich opowiada się 35,3 proc. Polaków. W szkołach podstawowych już tylko 24,7 proc.
Jak się więc okazuje, zdalne nauczanie nie jest preferowaną formą nauki. Choć wiele szkół ruszyło online zgodnie z planem lekcji, to ‒ jak wynika z informacji ZNP ‒ w niektórych placówkach zajęcia w ogóle się nie odbyły. Dyrektorzy dali kadrze tzw. dyrektorskie, czyli na ogół trzy dni wolnego.
‒ I tym razem rząd dał szkołom zaledwie kilka dni na wdrożenie nowych wytycznych, nie były się w stanie do nich przygotować. Uważamy, że wiele placówek w Polsce nie jest gotowych do nauczania na odległość – zaznacza Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka prasowa ZNP, i przyznaje, że w poniedziałek od rana odbierała telefony od dyrektorów z informacją, że w ich szkołach zajęcia nie będą na razie miały miejsca. Jak mówi, także nie wszystkie szkoły średnie ‒ choć powinny ‒ przeszły na zdalną naukę.
Także zdaniem Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO) większość szkół w Polsce nie jest na nią gotowa. ‒ A był czas na przygotowanie latem. Dyrektorzy się mocno zaangażowali w pracę. Rząd w ogóle. Dlatego stan gotowości jest jaki jest, czyli niewystarczający. W każdej szkole to wygląda inaczej, bo wszystko zależy od tego, jak wiele pracy wykonała kadra na własną rękę – mówi Marek Pleśniar, dyrektor biura OSKKO. I dodaje, że chodzi o pracę wykonaną podczas wakacji, bo od września dyrektorzy mierzą się już z innymi problemami: brakiem kadry i dzwonieniem po sanepidach w celu uzyskania opinii, czy mogą wysłać uczniów i nauczycieli na kwarantannę.
MEN ogłosił, że da 50 mln zł na szkolenia dla nauczycieli z nauczania zdalnego. W ramach tej puli miało zostać przeszkolonych ponad 30 tys. pedagogów. Kłopot w tym, że szkolenia ruszą dopiero w listopadzie, choć miały być w wakacje. Powód? MEN podpisał projekt grantowy „Wsparcie placówek doskonalenia nauczycieli i bibliotek pedagogicznych w realizacji zadań związanych z przygotowaniem i wsparciem nauczycieli w prowadzeniu kształcenia na odległość” dopiero w ostatnich dniach sierpnia. Będzie realizowany do lipca przyszłego roku. Zajmuje się tym Ośrodek Rozwoju Edukacji w Warszawie, przy współpracy z Centrum Informatycznym Edukacji (CIE). Dlaczego to się tak przeciąga w czasie, nie wiadomo. Natomiast w kwestii szkoleń sprawdziły się samorządy, które na własną rękę organizowały kursy. Na przykład w Warszawie przeszkolono kilka tysięcy nauczycieli, miasto dało też pieniądze na zakup komputerów. Pomimo tego także w stolicy były placówki, które w poniedziałek nie prowadziły lekcji. Ponoć było to zależne od nauczycieli i ich gotowości do pracy online.
Kolejnym dobrym przykładem jest Gdynia, która już w wakacje zapewniała, że jej szkoły są gotowe. Samorząd już wiosną zdiagnozował potrzeby związane z brakiem sprzętu wśród uczniów, i ci, którzy nie mieli komputera czy tabletu, je dostali. Także Lublin przed nowym rokiem szkolnym zapewniał o gotowości.
‒ W dużym stopniu uzupełniliśmy sprzęt, pewną część otrzymaliśmy z programu rządowego, część od marszałka województwa. Kluczową była decyzja prezydenta Lublina, że szkoły mogą wypożyczać swoje komputery. Dyrektorzy zostali więc upoważnieni do bezpłatnego użyczenia nauczycielom, rodzicom oraz pełnoletnim uczniom sprzętu do realizacji zajęć w ramach nauki zdalnej – informuje UM w Lublinie. Z analizy wynikało, że w Lublinie zaraz po wprowadzeniu edukacji zdalnej w marcu ok. 1600 uczniów miało ograniczony dostęp do komputera, w tym ponad 800 nie miało w domu żadnego urządzenia. Miasto postarało się o ponad 400 laptopów i tabletów wartych ponad 500 tys. zł. Szkołom przy kompletowaniu sprzętu pomagały także różne organizacje pozarządowe, a nawet osoby prywatne. ‒ Obecnie w każdej rodzinie, gdzie są dzieci w wieku szkolnym, jest przynajmniej jeden komputer – słyszymy w UM Lublina. O pełnym dostępie uczniów do wyposażenia komputerowego zapewnia także Sopot.
Ale sprzęt to nie wszystko. Pojawiają się jeszcze inne problemy – chociażby spór, czy nauczyciele mogą uczyć z domu, czy powinni to robić ze szkoły.
Dyrektorzy wskazują też, że aby nauczanie było prowadzone z sukcesem, jego standard powinien być jednolity. A nie jest.
‒ Ciągle nie ma ogólnopolskiej platformy do nauki – zaznacza Magdalena Kaszulanis i przypuszcza, że to jedna z przyczyn, dla której część nauczycieli niechętnie podchodzi do nauki na odległość. ZNP wysłał w piątek list do rządu z apelem o szybkie zmiany w szkołach. Tydzień temu do rządzących pisało OSKKO, które z kolei domaga się większej autonomii dyrektorów w podejmowaniu decyzji o sposobie prowadzonego nauczania. Zdaniem OSKKO większość z nich woli tryb mieszany zamiast zdalnego.