Przewodniczący Krajowej Rady Transplantacyjnej prof. Piotr Kaliciński zwrócił się do ministra zdrowia ws. braku na nowej liście leków refundowanych leku Valcyte - chroniącego pacjentów po transplantacji przed groźną dla nich chorobą cytomegalowirusową

Prof. Kaliciński, który jest kierownikiem kliniki chirurgii dziecięcej i transplantacji narządów Centrum Zdrowia Dziecka, jako "niezrozumiałe" określił niektóre zmiany na liście leków refundowanych, m.in. brak leku Valcyte.

We wtorek w rozmowie z PAP prof. Kaliciński podkreślił, że Valcyte "jest jedynym lekiem stosowanym u pacjentów po transplantacji w celu zapobiegania chorobie cytomegalowirusowej". Jak dodał, jest to bardzo popularny wirus, który uaktywnia się u pacjentów po przeszczepach, powodując zakażenie przeszczepionego narządu i zwiększa ryzyko odrzucenia przeszczepu; może też prowadzić do śmierci pacjenta.

"Zamiast zapobiegać, będziemy leczyć to schorzenie" - ocenił Kaliciński. Według niego "decyzja resortu zdrowia jest niezrozumiała, ponieważ podawanie tego leku i jego refundacja są bardziej opłacalne w porównaniu z kosztami leczenia pacjentów, u których dojdzie do infekcji".

Dodał, że środowisko transplantologów bardzo długo walczyło o wpisanie tego leku na listę leków refundowanych. "To absolutny standard na świecie" - podkreślił. Jak wyjaśnił, pacjenci powinni przyjmować ten lek od trzech do sześciu miesięcy po przeszczepie.

Prof. Kaliciński jako niezrozumiałe ocenił także niewpisanie na listę leków refundowanych jednego z leków immunosupresyjnych, czyli chroniącego przed odrzuceniem przeszczepu. "To chyba jakiś błąd, że skasowano z listy lek oryginalny, mimo że producent oferował niższą cenę niż za leki generyczne" - stwierdził Kaliciński.

Zmiana leków u pacjentów "zawsze powinna być ze wskazań medycznych, a nie cenowych"

Jak zaznaczył, zmiana leków u pacjentów "zawsze powinna być ze wskazań medycznych, a nie cenowych". Wyjaśnił, że zmiana leku u pacjenta nie może być robiona w sposób dowolny, ale wymaga czasem kilkutygodniowej kontroli poziomu stężenia leku we krwi i odpowiedniego ustawienia dawki. Dodał, że szczególnie w przypadku leków immunosupresyjnych zakres pomiędzy dawką leczniczą a toksyczną leku jest bardzo wąski, więc wymaga precyzyjnego ustawienia.

"Nie walczymy z lekami generycznymi, dajemy je nowym pacjentom, ale starzy pacjenci powinni być prowadzeni na lekach oryginalnych" - stwierdził.

Do ministra zdrowia w tej sprawie zwrócił się również producent tych leków - firma Roche. W informacji przesłanej PAP we wtorek czytamy, że firma jest "zaskoczona i ogromnie zaniepokojona brakiem refundacji" leku Valcyte oraz jednego z leków immunosupresyjnych i chce podjęcia rozmów "w celu zabezpieczenia zdrowia i życia pacjentów po transplantacji".

"Nie wiemy, czy to celowe działanie, czy błąd MZ"

Roche podkreśla, że na listę został wpisany droższy lek generyczny immunosupresyjny za 371,60 zł, podczas gdy lek oryginalny firma Roche oferowała za 370,47 zł. "Nie wiemy, czy to celowe działanie, czy błąd MZ" - czytamy w piśmie. Według firmy, produkowany przez nią lek immunosupresyjny, którego zabrakło na liście dotychczas przyjmowało ok. 6 tys. pacjentów.

Ministerstwo Zdrowia opublikowało w piątek nową listę leków refundowanych. 1 stycznia wejdzie w życie ustawa refundacyjna i zgodnie z jej przepisami także wtedy ma zacząć obowiązywać lista. Po raz pierwszy produkty te mają stałe ceny i marże, które MZ negocjowało z firmami farmaceutycznymi. Listę opublikowano w formie obwieszczenia - tak przewiduje ustawa refundacyjna. Zgodnie z nowymi przepisami lista ma być aktualizowana co dwa miesiące.

W połowie grudnia pacjenci po przeszczepach zaapelowali do ministra zdrowia o zastosowanie okresu przejściowego przy wprowadzaniu nowych przepisów dot. refundacji leków dla tej grupy pacjentów. Przedstawiciele stowarzyszenia "Życie po przeszczepie" zwracali uwagę, że od stycznia kilkanaście tysięcy osób po takich zabiegach będzie zmuszonych zmienić leki immunosupresyjne z oryginalnych na generyczne, ponieważ odpłatność za te pierwsze wzrośnie z kilku do kilkuset złotych.

Stowarzyszenie "Życie po przeszczepie" zwracało się w tej sprawie także m.in. do Rzecznika Praw Obywatelskich.