Naukowcy przeanalizowali argumenty, którymi posługują się przeciwnicy szczepień.
Naukowcy przeanalizowali argumenty, którymi posługują się przeciwnicy szczepień.
/>
„Firmy trują ludzi, żeby później sprzedawać im leki”, „Takie działanie jest częścią planu na depopulację” – m.in. takie argumenty przedstawiają antyszczepionkowcy. Studenci medycyny przeanalizowali ich 18 tys. wpisów w mediach społecznościowych. Okazało się, że niemal 30 proc. zajmują sensacyjne i spiskowe teorie. Dopiero na trzecim miejscu pojawia się kwestia bezpieczeństwa i skuteczności szczepień (14,2 proc.).
Studenci z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego wzięli pod lupę wpisy na stronie STOP NOP, czyli organizacji walczącej o zniesienie obowiązku szczepień. Z 18 tys. tylko tysiąc było pozytywnych. Autorzy badania wzorowali się przy tym na amerykańskich analizach, ale dostosowując je do polskiej specyfiki. Okazało się, że w Polsce królują wspomniane teorie spiskowe i dezinformacja. – Chodzi o wpisy, w których autorzy powołują się na jakieś badania, bez wartości naukowej, czy na pseudoautorytety. Albo – co jest jeszcze gorsze – na renomowane badania, które źle interpretują. Koronnym dowodem bywa np. to, że szczepienia wywołują autyzm, co zostało obalone naukowo – opowiada Krzysztof Klimiuk, współautor badania.
Na trzecim miejscu pojawia się kwestia bezpieczeństwa – na przykład w mediach społecznościowych prowadzone są rozmowy dotyczące tego, że skutki uboczne mogą pojawić się po latach, bo wszystko zależy od tego, kiedy rtęć dotrze do mózgu albo że w niektórych szczepionkach są nawet drzazgi. – To wszystko nieprawdziwe informacje, ale wywołujące strach – dodaje Klimiuk.
Kolejnym silnym wątkiem są prawa obywatelskie. Przeciwnicy szczepień buntują się przeciw obowiązkowemu poddawaniu się szczepieniom. Taki argument pojawia się w ponad 13 proc. wpisów.
Ważną kategorią były osobiste doświadczenia (w 10 proc. wpisów typu „Moje dziecko dostało szczepionkę skojarzoną i ma autyzm” albo „Moja koleżanka zaszczepiła, i dziecko zmarło po 5 dniach”).
– Jest to o tyle zaskakujące, że z danych dotyczących odczynów niepożądanych (NOP) pojawiają się głównie podwyższona gorączka czy zaczerwieniona skóra – mówi Klimiuk. Z danych PZH wynika, że każdego roku rejestrowanych jest między 2 a 3 tys. NOP. Tym samym występują średnio raz na 10 tys. podawanych dawek szczepionki. Przy czym w zdecydowanej większości to bardzo lekkie powikłania, jak rumień po szczepieniu. Ciężkie NOP, do których zalicza się reakcje anafilaktyczne, są niezwykle rzadkie, stanowią około 0,1 proc. wszystkich odczynów. Jak informuje PZH, w ciągu ostatnich 20 lat nie zanotowano też zgonu związanego ze szczepieniem. Dr hab. Łukasz Balwicki z Zakładu Zdrowia Publicznego i Medycyny Społecznej z GUM, który nadzorował badania, zwraca uwagę, że internet sprzyja rozpowszechnianiu pojedynczych historii, które urastają do rangi powszechnych zjawisk.
Aktywni są też zwolennicy medycyny alternatywnej (lepiej podać zioła niż szczepić). Bardzo niewiele jest wątków dotyczących religii. W amerykańskich badaniach ten argument zajmował dość silną pozycję.
– Celem analiz było poznanie, jak myślą i czego się boją przeciwnicy szczepień i dostosowanie do tego akcji promujących szczepienia – tłumaczy Klimiuk. Jednym z głównych wniosków jest to, że nie ma zaufania do nauki i autorytetów. Dlatego jego zdaniem bardziej skuteczne mogą być przykłady, kiedy lekarze sami się publicznie szczepią. – Choć nawet to bywa podważane. Kiedy szczepił się minister zdrowia Łukasz Szumowski, we wpisach pojawiła się sugestia, że na pewno to była tylko sól fizjologiczna – dodaje Klimiuk. Rolę może też odgrywać dodawanie punktów za szczepienia przy przyjęciach do żłobków czy przedszkoli. Łukasz Balwicki dodaje, że ruch antyszczepionkowy żywi się alternatywnymi sposobami tłumaczenia rzeczywistości, wypełniając lukę niewiedzy i podejrzliwości. – Powszechność takich argumentów sugeruje niedobory komunikacyjne lekarzy i służb odpowiedzialnych za edukację zdrowotną – uważa Balwicki. Dlatego jego zdaniem równie ważne jest budowanie zaufania do personelu medycznego, który mając zdecydowanie większą wiedzę medyczną, nie zawsze ma czas i możliwości, by ją przekazać we właściwy sposób.
Pomorski inspektor sanitarny Tomasz Augustyniak podkreśla, że takie badania są bardzo cenne. – Chcielibyśmy wejść z autorami we współpracę, tak aby jeszcze poszerzyć analizy i spróbować na tej podstawie wypracować strategię działań – mówi Augustyniak.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama