Uziemione MAX-y wznowią loty najwcześniej zimą. W Europie wrócą zapewne kilka miesięcy później, bo nadzór lotniczy chce wykonać własne testy
Na powrót uziemionych od marca boeingów 737 MAX czeka m.in. LOT. Nasz narodowy przewoźnik do końca roku powinien mieć w swojej flocie 12 takich maszyn. Na regularne loty najpewniej poczekamy jeszcze długo. Amerykańska Federalna Agencja Lotnictwa musi przeprowadzić nową certyfikację maszyny. Boeing zakładał niedawno, że w połowie października uda się przeprowadzić lot testowy, który potwierdzi, że samolot jest bezpieczny.
Nie ma jednak szans na dotrzymanie tego terminu. Szef Federalnej Agencji Lotnictwa Stephen Dickson powiedział, że jeszcze nie ma co certyfikować, bo Boeing nie dostarczył listy zmian, które zostały wprowadzone do oprogramowania. Przypomnijmy: MAX-y zostały uziemione po katastrofie w Etiopii – był to drugi w ciągu pięciu miesięcy wypadek takiej maszyny. Łącznie w obu zdarzeniach zginęło 346 osób. Według ekspertów przyczyniło się do nich wadliwe działanie systemu MCAS, który ma automatycznie zapobiegać utracie siły nośnej samolotu. Po zamontowaniu większych silników niż w poprzednich wersjach boeinga 737 maszyna miała tendencję do zadzierania nosa. System miał go obniżać, ale okazało się, że w tych tragicznych przypadkach mocno przedobrzył, a piloci w porę nie wyłączyli wspomagania.
Boeing w ostatnich tygodniach zakładał, że MAX-y ponownie zaczną latać w czwartym kwartale tego roku. Ale to też nierealne. Stephen Dickson przyznał, że sposób certyfikacji samolotu ma jeszcze zaakceptować Komisja Transportu Kongresu Stanów Zjednoczonych. Po zatwierdzeniu przez Federalną Agencję Lotnictwa nowego oprogramowania i wydaniu nowych certyfikatów dla maszyny trzeba będzie przeszkolić setki pilotów. Szef linii Ryanair Michael O’Leary ocenił, że boeing 737 MAX znowu zacznie latać w lutym lub w marcu 2020 r. Tyle że na początek maszyny wystartują w USA. W innych krajach, w tym także w Polsce, może do tego dojść dopiero kilka miesięcy później. Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA) nie ufa bowiem swojemu odpowiednikowi w USA. Już zapowiedziała, że po przeprowadzeniu certyfikacji przez Amerykanów chce wykonać własne, dokładne testy samolotu. To nowa praktyka, bo zwykle agencje nadzoru lotnictwa akceptują certyfikaty wydane przez kraj producenta samolotu. Szef EASA Patrick Ky przyznał niedawno, że wiarygodność amerykańskiej agencji nadzorującej bezpieczeństwo ruchu lotniczego została mocno nadwyrężona. Okazało się bowiem, że nie brała ona udziału w certyfikowaniu systemu MCAS (odpowiadał za dwie katastrofy MAX-ów), tylko scedowała to na Boeinga.
Możliwe, że EASA po przeprowadzeniu testów zażąda wprowadzenia nowych zmian w systemach bezpieczeństwa. Nasz Urząd Lotnictwa Cywilnego jako członek EASA zapewnia, że w kwestii MAX-ów ściśle współpracuje z europejską agencją. Już pojawiają się opinie, że taka ostra postawa agencji ze Starego Kontynentu wynika ze sprzyjania Airbusowi, który ma główne fabryki we Francji, w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Hiszpanii. – Nie można tego wykluczyć. Między Airbusem i Boeingiem toczy się wielka walka konkurencyjna. Trudno jednak dyskutować, jeśli podnoszone są argumenty dotyczące bezpieczeństwa – mówi Bartosz Baca, ekspert lotniczy z firmy BBSG.
Boeing ponosi gigantyczne koszty uziemienia maszyn. Według danych z początku września stracił z tego tytułu 8 mld dol. Ogromne straty ponoszą także linie lotnicze. LOT nie chce podawać dokładnej kwoty, którą musiał wydać na wynajęcie zastępczych maszyn. Według szacunków sięgnęły już kilkudziesięciu milionów złotych. Szef LOT-u Rafał Milczarski przyznał niedawno w rozmowie z DGP, że przez uziemienie MAX-ów przewoźnik uzyska w 2019 r. wynik operacyjny znacznie niższy od zakładanego, który był szacowany na 250 mln zł. I dodał, że LOT będzie się domagać rekompensaty od Boeinga.
Także obsługująca loty czarterowe polska linia Enter Air zapowiada walkę o odszkodowanie. Spółka zamówiła sześć takich maszyn, a na razie dostała dwie. – W branży chodzą różne plotki, że samoloty wrócą dopiero w lipcu, sierpniu 2020 r. Mamy nadzieję, że dojdzie do tego najpóźniej w marcu, czyli przed kolejnym sezonem letnim – mówi wiceprezes Entera Andrzej Kobielski.