Jarosław Kaczyński spełnia swoje marzenie. Chce, by PiS stał się partią ludową jak bawarska Unia Chrześcijańsko -Społeczna (CSU). Stanie się to możliwe, jeśli w wyborach samorządowych pokona PSL. Docelowo pozwoli to PiS-owi zdobyć drugą kadencję w parlamencie.
Najsłynniejsza napoleońska maksyma mówi, że aby pokonać przeciwnika, należy skoncentrować ogień w najsłabszym punkcie jego linii, tam uczynić wyłom i przeprowadzić natarcie. Jeśli potraktować wybory samorządowe jako bitwę, to widać, że PiS jako punkt słabości w liniach opozycji zdefiniował PSL. Tylko że nie chodzi o jedną bitwę. Strategia PiS zakłada, że pokonanie PSL to droga do wygrania politycznej wojny, czyli zapewnienia sobie większości rządowej w kolejnej kadencji. Rachuby PiS opierają się na tym, że jeśli ludowcy zostaną pokonani w tych wyborach, to nie będą w stanie przekroczyć progu w kolejnych. – Tę tendencję widać w propagandzie rządowej, zwłaszcza jak się śledzi „Wiadomości”. Dominującym motywem są nieustanne ataki na PSL – mówi politolog Antoni Dudek. Ten atak widzą też ludowcy. – Czołgają nas, a jednak jesteśmy. Janek Bury nie wychodzi z „Wiadomości”. Jeszcze niedawno mieliśmy pretensje, że nas nie ma w „Wiadomościach”, a teraz jesteśmy w każdych – ironizuje Piotr Zgorzelski z PSL. W te ataki włącza się góra PiS. Krytyczne słowa płyną i z ust prezesa ugrupowania, i premiera. To krytyka wszechstronna, począwszy od genezy ugrupowania, które chętnie nawiązuje do PSL Stanisława Mikołajczyka. – To nie jest tamten PSL. PSL powstał z ZSL, a ZSL powstał w 1949 r. ze zmiażdżonego Stronnictwa Ludowego i tego prokomunistycznego, które służyło obcemu mocarstwu – mówił ostatnio Morawiecki.
Atakom na ludowców towarzyszą awanse czynione przez PiS wiejskiemu elektoratowi. Świetnie pokazuje to także aktywność głównych polityków partii rządzącej. Sam premier dwoi się i troi. Dopiero co spotkał się w Sejnach z przedstawicielkami kół gospodyń wiejskich, dla których zresztą wcześniej rząd przygotował specjalną ustawę. Wcześniej, w szczerym polu, uczestniczył w otwarciu lokalnej drogi. W mediach społecznościowych stało się to przedmiotem drwin. Pisano, że w innych krajach szefowie rządu otwierają autostrady, a u nas polne drogi. Tyle że dla większej części wsi ważniejsze są właśnie te ostanie, a sam premier miał okazję przypomnieć ustawę o funduszu dróg samorządowych.
Wobec ataków PiS i zalotów tej partii do wiejskiego elektoratu, PSL nie pozostaje dłużny. Dla ludowców partia Kaczyńskiego to fałszywy obrońca polskiej wsi. PSL założył nawet specjalną stronę z licznikiem kłamstw premiera, gdzie stara się go punktować. – Ludzie są coraz bardziej wkurzeni, i to na terenach, gdzie PiS w 2015 r. zyskiwał. W powiecie Biała Podlaska już 2 tys. gospodarstw zlikwidowali przez ASF. Ludzie są zrozpaczeni. Do tego dochodzą podwyżki cen energii dla instytucji i firm. Mamy informacje od starostów o wzroście cen energii o 50–70 proc. To samo jest w Kolejach Mazowieckich – wylicza Władysław Kosiniak-Kamysz.

Pierwszy punkt: opanować wieś

Czemu dla PiS-u głównym przeciwnikiem w tej kampanii jest PSL? Z dwóch powodów. Po pierwsze, zaplecze obu ugrupowań to szeroko pojęta prowincja, a zwłaszcza wieś. PiS nie zdobędzie silnych pozycji w dużych miastach. W niektórych, jak w Warszawie, Gdańsku czy ostatnio w Łodzi, liczy na niespodzianki. Zasadą pozostaje jednak to, że w dużych miastach chce nie tyle wygrać, ile zrobić dobry wynik, by zwiększyć grupę wyborców, która będzie w stanie zagłosować na niego za rok.
To na tym terenie trzeba się ścierać z wieloma przeciwnikami: Platformą i Nowoczesną, lewicą czy ruchami miejskimi. – O ile w wielkich miastach PiS będzie słabszym graczem, o tyle ich bastionem jest wieś i małe miasta. Tam został już tylko PSL. Jak wyeliminują PSL z samorządów, to utrudnią tej partii przekroczenie wyborczego progu w kolejnych wyborach i zdominują elektorat – mówi Antoni Dudek. Na wsi wielkomiejskie partie nie mają żadnego zaplecza i w zasadzie jest trzech graczy: PiS, PSL i lokalne komitety, które często „przytulają się” do któregoś z większych graczy. Dziś często do PSL. To ludowcy współrządzą w większości sejmików, a to z kolei sejmiki decydują o dystrybucji unijnych pieniędzy z programów regionalnych. Te pieniądze z punktu widzenia samorządów na najniższym szczeblu są czymś bardziej namacalnym niż środki z budżetu, które płyną w większości na konkretne cele. Stąd rachuby polityków PiS, że jeśli ich partia wygra, to ma szanse odwrócić sojusze na wsi. – Wielu samorządowców lokalnych jest przy PSL, bo są szantażowani środkami UE. Jak przejmiemy sejmiki, przejdą całe struktury. W ciągu czterech, pięciu lat stworzymy z PiS prawdziwą partię ludową, taką jak bawarskie CSU. To marzenie Jarosława Kaczyńskiego, taką partię chce zostawić swoim następcom – mówi nam osoba zbliżona do prezesa. To właśnie drugi powód. Kaczyński widzi nawet miejsce na drugą Bawarię – to Podkarpacie. – Polsce przydaliby się nasi Quandtowie, właściciele BMW, firmy z Bawarii. Czy tu na Podkarpaciu nie można by stworzyć takiej specjalnej strefy dla tych, którzy mają ambicję pójścia do przodu? – pytał ostatnio podczas konwencji PiS na Podkarpaciu prezes.
Rzadko uświadamiany aspekt tej kampanii to masowość starcia na prowincji. Na blisko 30 tys. miejsc w wyborach wszystkich szczebli tylko PiS wystawia niemal komplet. Kolejną partią jest właśnie PSL z 16 tys. kandydatów. – Do tego dochodzi jeszcze 7 tys. kandydatów z lokalnych komitetów, którzy nie idą z listy partyjnej – dodaje Piotr Zgorzelski z PSL. – Koalicja Obywatelska ma prawie dwa razy mniej kandydatów niż my. Tylko my jesteśmy w stanie stawić czoło PiS-owi w tych wyborach – deklaruje lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz. Faktycznie, pozostałe partie, choć silniejsze parlamentarnie i w sondażach, wystawiają mniej kandydatów. Na przykład Koalicja Obywatelska wystawia 10 tys., z czego kandydaci Nowoczesnej to 1 tys. SLD z kolei wystawi ok. 6 tys. kandydatów. To pokazuje, że w większości samorządów, choć tych najmniejszych, linia frontu będzie przebiegała między PSL a PiS.

Sejmiki: klucz do potęgi

Ale choć wyborcze starcia będą się rozgrywały na wszystkich szczeblach samorządu, to w meczu PiS z PSL kluczowe będą sejmiki. To one są dziś siłą ludowców i będą głównym celem PiS. PSL idzie do tych wyborów, by stracić część posiadanych mandatów, pytanie tylko, ile ich zostanie. W poprzednich wyborach wynik ludowców był fenomenalny – 24 proc. poparcia i wygrana w czterech sejmikach. Tyle że – jak potem stwierdzili eksperci – był to wynik osiągnięty w dużej mierze dzięki wysokiej liczbie nieważnych głosów i tzw. efektowi książeczki, czyli temu, że listy do sejmików umieszczone były nie na płachcie, a w książce, i PSL znalazł się na pierwszym miejscu. Do tego wyborcy PiS i część polityków tego ugrupowania dorzucali zarzuty o nieczyste wyborcze zagrania, co stało się kolejnym kamieniem obrazy między oboma ugrupowaniami.
Jak dziś wygląda stan gry? Sondaże czy prognozy wyborcze dają PiS-owi w wyborach do sejmików ok. 35 proc. poparcia, Koalicji Obywatelskiej 10 pkt proc. mniej, a ludowcom ok. 13 proc. Sam prezes PSL-u Władysław Kosiniak-Kamysz jest ostrożny, mówi tylko o dwucyfrowym wyniku. Większym optymistą jest Piotr Zgorzelski. – 17–18 proc. to wynik, do którego zmierzamy – mówi. Ale ważny będzie nie tyle sam wynik, ile to, jak będzie wyglądał układ sił po wyborach. Obecnie PiS rządzi tylko na Podkarpaciu. Politycy tej partii liczą, że po wyborach będą rządzili także na Podlasiu, Lubelszczyźnie, w Małopolsce, świętokrzyskim. – Jesteśmy podzieleni Wisłą, mamy bardziej konserwatywną Polskę Wschodnią i bardziej progresywną Polskę Zachodnią. Kluczowe będą wybory w środkowych województwach, takich jak warmińsko-mazurskie, łódzkie, mazowieckie – mówi Katarzyna Lubnauer, szefowa Nowoczesnej.
Nawet jeśli PiS wygra w sejmikach to, o ile nie będzie miał większości bezwzględnej, może mieć problem wynikający z tego, że nie będzie miał z kim zawrzeć kolacji. – PiS pewnie dostanie dobry wynik, ale niekoniecznie może rządzić. KO i PSL będą ponad połowę sejmików kontrolować – mówi Antoni Dudek. Stąd już teraz PiS stara się kusić potencjalnych koalicjantów. – Dopuszczam różne koalicje w sejmikach wojewódzkich, ze wszystkimi trzeba współpracować dla dobra społeczności lokalnej – kilka tygodni temu mówił podczas spotkania z dziennikarzami premier. – Nie pójdziemy z nimi, bo chcą nas zniszczyć jako formację polityczną. Z tym, kto chce cię zniszczyć, nie wchodzi się w koalicję – tłumaczy Władysław Kosiniak-Kamysz, ale PiS niekoniecznie ma na myśli formalne koalicje. Może liczyć na przeciąganie poszczególnych radnych z różnych ugrupowań, tak by uzyskać połowę głosów w tych sejmikach, w których osiągnął dobry wynik. Tak się stało w tej kadencji na Podkarpaciu, gdzie politycy PiS przeciągnęli na swoją stronę radnych PSL i PO. Liczył się będzie każdy mandat w każdym województwie.
Najważniejszym polem starcia w sejmikach może się okazać Mazowsze. – Jak stracą władzę tam, to przegrają. To będzie klęska Struzika, a on jest jednym z ich najważniejszych polityków – mówi pragnący zachować anonimowość polityk PiS. – Mazowsze dla PSL to być albo nie być – potwierdza z kolei polityk PO. Adam Struzik to dla ludowców instytucja. Od 2001 r. nieprzerwanie pełni funkcję marszałka sejmiku mazowieckiego, rozdaje posady, unijne środki. Politycy koalicyjnej PO mówią, że ich reprezentanci dużo nie mogą. Dla PiS Struzik jest uosobieniem wszystkich powodów, dla których krytykują PSL: interesowności, ochrony lokalnych układów i obsadzania publicznych funkcji „swoimi”.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
Jak wskazuje politolog Antoni Dudek, największy atut ludowców to zakorzenienie na wsi i związana z tym tradycja i aparat. PSL przez długie lata rządził Polską lokalną i ma to przy okazji przełożenie na Warszawę. Wcześniej w różnych konfiguracjach PSL był u władzy w centrali 14 lat: 6 z SLD i 8 z PO. To budowało wpływy w terenie, bo dzięki temu ludowcy mogli skutecznie załatwiać różne sprawy. To było źródło ich potęgi, która zmalała po 2015 r., kiedy PiS wyrzucił ich nie tylko z rządu, ale i z ważnych rolniczych agencji, takich jak ARiMR – odpowiedzialna za dopłaty, czy ANR – zawiadująca państwowymi nieruchomościami rolnymi. – Mieli ogromne wpływy, one nie zniknęły całkowicie. O to też toczy się walka. Ludowcy to z jednej strony tradycja, z drugiej zakorzenienie we władzach, co PiS przedstawia jedynie jako patologię, ale to nie jest takie oczywiste. Bo mamy także zjawiska pozytywne, jak np. Ochotnicze Straże Pożarne na czele z Waldemarem Pawlakiem. Nie mam wrażenia, że to siedlisko afer i korupcji, a raczej zjawisko pozytywne. Jak PSL zostanie wyrzucony, to PiS będzie dominował wszędzie – podkreśla Antoni Dudek.
PiS liczy, że jeśli wygra w sejmikach, a zwłaszcza weźmie sejmik mazowiecki, to w PSL zacznie się proces wewnętrznej destrukcji, porachunków, rozliczeń, co zakończy się dymisją obecnego lidera stronnictwa i wyborem nowego. – Zapewne będzie to ktoś w typie Kalinowskiego, kto pójdzie na zbliżenie z Platformą i Nowoczesną, a to będzie dla nich gwóźdź do trumny, nie przejdą wyborczego progu, a bez nich reszta opozycji nie będzie miała szans na większość – mówi osoba z Nowogrodzkiej. A to wymarzony scenariusz dla PiS, przybliżający partię do głównego celu, czyli drugiej kadencji w ławach rządowych.